Rozdział III

2.5K 231 15
                                    


Perspektywa Marinette

Właśnie się ubierałam i szykowałam do zejścia na dół, gdy dobiegł mnie głos mamy. Z tego co słyszałam była szczęśliwa i podniecona, dlatego postanowiłam sprawdzić o co chodzi. Wyszłam i ujrzałam swoją siostrę, jak widać wpadłyśmy na ten sam pomysł. Cicho się zaśmiałyśmy i wbiegłyśmy do piekarni, zauważyłyśmy posła królewskiego i naszych rodziców, po chwili odświętnie ubrany mężczyzna odszedł, a my podeszłyśmy do rodzicieli.
-Dziewczynki, musimy wam o czymś powiedzieć...- Jej ton był z lekka tajemniczy, przez co przeszły mnie nie miłe dreszcze, jak się później okazało, niepotrzebnie.- Idziecie do zamku na bal!!!- Wykrzyknęła z entuzjazmem kobieta. Spojrzałam się zaskoczona na siostrę, była w takim samym stanie co ja. Chwilę się tak wpatrywałyśmy dopóki nie zaczęłyśmy skakać i piszczeć ze szczęścia, naszą radość przerwał dzwonek oznaczający wejście klienta.
-Dzieńdobry! Witaj Mari.- Chłopak w masce uśmiechnął się szarmancko, co wywołało rumieńce na moich policzkach. Blondyn chyba to zauważył, bo w jego oczach pojawił się drapieżny błysk. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i zdołałam wydukać ciche...
-H...hej Ch...Chat!- Odwróciłam się i ochłonęłam, po czym zajęłam miejsce za ladą.- To co byś chciał?- Zapytałam uradowanym tonem.
-Wiesz właściwie, to jestem tu, by złożyć zamówienie na tort na królewski ślub...- Widać, albo raczej słychać, było, że wypowiedzenie tych słów ledwo pieszło mu przez gardło. Postanowiłam się tym nie przejmować, ponieważ wiedziałam, że nie będzie chciał mi tego powiedzieć. Uśmiechnęłam się promiennie, by poprawić mu humor.
-Mhmmm.- Mruknęłam porozumiewawczo.- Jakieś specjalne życzenia odnośnie zamówienia, czy "od tak"?- Blondyn zmieszał się, natomiast ja cicho zachichotałam widząc jego minę.- Zakładam, że wolisz się zdać na gust twórcy?
-Jak ty dobrze mnie znasz, piękna.- Ponownie się zarumieniłam, dlatego spuściłam głowę i udałam, że zapisuję coś odnośnie zamówionego wypieku.- Tak w ogóle, to co w takim dobrym humorze jesteś?- Zdziwiło mnie to pytanie, ale uniosłam kąvik i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów.
-Właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że idę na bal do zamku...ech. Goście, wystrój, muzyka, suknie...- W tym momencie się zatrzymałam, a moja mina zrzedła. Momentalnie zrobiłam się blada i złapałam się rękoma za głowę w geście zdenerwowania.- O nie, o nie, o nie... Kompletnie zapomniałam!!!
-O co chodzi?- Zapytał lekko zaniepokojony Chat Noir. Ja jednak go zignorowałam i podbiegłam do siostry.
-Alya...
-Huh?
-W co my się ubierzemy?!- Dziewczyna była teraz tak samo blada jak ja, potrząsnęła kilka razy głową i złapała mnie za ręce.
-Mari? Proszę powiedz, że masz w swoim szkicowniku jakieś projekty i dasz radę uszyć dwie sukienki do wieczora?!- Mówiła to z błyskiem nadziei w oku.
-Może zdąże, jeśli mi pomożesz, ale...chwila! Nie mam już materiałów!- Ponownie byłam spanikowana, moja siostra popatrzyła się błagającym wzrokiem na rodziców. Ci westchnęli i wręczyli jej pieniądze.
-Ja lecę po tkaniny, ty wszystko naszykuj, a jak wrócę zabieramy się do pracy.- Po chwili już jej nie było. Zaśmiałam się cicho, kierowałam się w stronę swojego pokoju, ale zatrzymał mnie stanowczy, ale delikatny ścisk na nadgarstku.
-Już mnie opuszczasz My Lady?
-A masz teraz czas?
-Hmmm...no trochę.
-W takim razie chodź.- Tym razem ja złapałam go za ręke i zaciągnęłam do swojego pokoju. Puściłam go i rozejrzałam się krytycznym wzrokiem po pokoju, podbiegłam do jednego z kątów pomieszczenia i wywlokłam manekina. Następnie podeszłam do szafy i wyciągnęłam ostatnie resztki tkanin oraz przybory, które przydadzą się w procesie tworzenia. Chciałam chwycić za szkicownik, ale przeszkodził mi blondyn. Spojrzałam się w jego zielone niczym trawa oczy, on natomiast chwycił plik kartek.
-Pozwól, że ja wybiorę kreację dla ciebię na dzisiejszy wieczór.- Powiedział pociągającym głosem, mruknęłam tylko zawstydzona, na znak, że się zgadzam. Chwilę przerzucał kartki, aż w końcu zatrzymał się na moim najnowszym projekcie (później dam zdjęcie). Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, po chwili przyszła moja siostra.
-Hej Mari, mam te materiały. Dla mnie biały i turkus, a znając ciebię czerń i czerwień. To pomóc ci?
-Ech, dzięki. Chyba jednak dam sobię radę, jakby co mam Kota w pogotowiu.
-Oki, to ja spadam pomóc rodzicom, bo przez tę impre dostali masakryczne zamówienia.- Chwilę później dziewczyna wyszła, a ja podeszłam ze szkicownikiem do manekina. Chwilę patrzyłam po czym wzięłam tkaniny, szpilki, centymetr, nić i igłę. Przejeżdżałam zgrabnymi palcami, w których tkwiła igła, między materiałem łącząc go w całość.
-Ssssss.- Syknęłam gdy ukłułam się w palec. Nie zauważyłam kiedy Chat znalazła się przy mnie i przyłożył malutką ranę do ust. Zarumieniłam się, ale patrzyłam na niego i nie wyrywałam ręki. Swego rodzaju jego zachowanie było nawet słodkie.
-Uważaj następnym razem.- Jego wzrok przeniósł się na moją zarumienioną twarz.

RonreoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz