Rozdział IV

2.2K 227 14
                                    

Perspektywa Marinette

Leżałam w jakimś ciemnym i wilgotnym miejscu. Zewsząd unosił się smród pleśni, który parszywie dostawał się do moich nozdrzy. Miałam zamknięte oczy, mimo tego, iż wiedziałam, że nie ma tu nikogo oprócz mnie i Tikki. Tylko mrok, cisza i wilgoć. Starałam przypomnieć U co się stało wcześniej i w końcu po kilku minutach trudzenia, udało mi się to. Pamiętałam wyznanie Chata, pojmanie i to jak dostałam w głowę, od jednego z tych facetów. Momentalnie po mojej głowie rozniósł się tępy ból, przez który z moich ust wyrwało się ciche syknięcie.

-Marinette...obudź się.- Usłyszałam ten miły mi, piskliwy szept. Postanowiłam wykonać polecenie...uniosłam powieki ukazując moje fiołkowe tęczówki. Nie byłam jakoś specjalnie przykuta, co nie znaczy, że byłam wolna. Zauważyłam metalowe pręty, które nie pozwalały mi wyjść...niczym Cerber duszom Hadesu. Spojrzałam na moją suknię, w tej chwili nie liczył się jej stan, choć muszę przyznać, że dobrze z nią nie było. Liczyła się tylko mała, czerwona wróżka.

-Tikki, nic nie nie jest?- Spytałam lekko zduszonym głosem. Stworzonko wychyliło się, a po chwili wzleciało na wysokość mojej twarzy, na której widniał ledwo zauważalny uśmiech.

-Mi nic nie jest, ale tobię...

-Poradzę sobię, a teraz posłuchaj. Jak tkoś przyjdzie, nie chowaj się u mnie, tylko w mroku, lub między skałami.

-A...ale dlaczego?

-Obie dobrze wiemy, że nie zostawią mnie w spokoju.- Jak na zawołanie w korytarzu rozległ się dźwięk stukania obcasów. Tikki wykonała moje polecenie, a ja sama zamknęłam oczy, udając, że śpię. Po chwili osoba zatrzymała się przed moją celą.

-Wstawaj dziewucho! Masz czelność kochać mojego przyszłego męża, a on ciebię. Dlatego za to zapłacicie!- Odparła kobieta z jadem w głosie. Usłyszałam otwieranie celi, a po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za szyję i przykuwa do wilgotnej, kamiennej ściany. Otworzyłam oczy i skierowałam swój wątły wzrok na blondynkę.

-Zostaw mnie...- Wychrypiałam z jadem w głosie. Nim się zorientowałam zostałam siarczyście spoliczkowana. Czułam jak po mojej wardze spływa metaliczna ciecz.

-Nie mam takiego zamiaru.- Dziewczyna puściła mnie, a ja z wielkim trudem stałam i wpatrywałam się w jej błękitne oczy. Blondynka wyjęła z fałdy swojej sukni sztylet, na który patrzyłam z trwogą wymalowaną na bladej twarzy. Dziewczyna podniosła narzędzie na wysokość mojej twarzy. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby...byłam przerażona.- Posłuchaj! Za chwilę przybędzie tu ojciec Adriena i...zobaczymy co z tobą zrobi. Mogę ci powiedzieć, że nie był zbytnio zadowolony z faktu, że uwiodłaś jego syna. Jednek nim przyjdzie, mam zamiar się z tobą zabawić. Tak cię okaleczę, że nigdy nikt cię nie zechce!- Mówiła do mnie blondynka z jadem w głosie, co chwila podwyższała, lub zniżała swój ton. Jednak znaczenie wypowiedzi było zrozumiałe...chciała się mnie pozbyć. Prosiłam, wręcz błagałam w myślach, by ktoś mnie uratował, powoli zaczynałam tracić zmysły. Dziewczyna zamachnęła się, a ja poczułam rozdzierający ból na udzie. Spojrzałam w miejsce, gdzie widniała ociekająca czerwoną cieczą szrama. Rozcięcie było płytkie, wiedziałam, że nie chce mnie zabić...przynajmniej na razie. Chciała mnie torturować, zadać ból, jakby ten, który do tej pory doświadczyłam nie wystarczał. Po chwili poczułam kolejną falę bólu...tym razem ramię, wszystkie bodźce dodatkowo się wyostrzyły przez strach, który opanował moje ciało. Do moich oczu napłynęły łzy, a ja nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa, gdyż byłam duszona przez blondynkę. Po chwili przestała, jednak bolące rozcięcia piekły niewyobrażalnie. Puściła mnie, a ja osunęłam się na podłogę.

-Chloé...widzę, że poniekąd zajęłaś się tą dziewuchą.- Swój wzrok skierowałam na mężczyznę w średnim wieku. Jego surowe oblicze dodatkowo mnie przerażało.

RonreoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz