Rozdział 5

1.1K 68 10
                                    


"Wiesz czego nauczyłem się, przegrywając ten pojedynek? Nauczyłem się, że nigdy nie wygram. Nie w ten sposób. To ich gra, ich zasady. A ja nie mam zamiaru ich zwalczać. Mam zamiar je pierdolić. Oto co wiem, oto kim jestem, a tylko przyznając przed sobą kim jesteśmy, możemy dostać to czego chcemy."

~ Petyr Baelish


– Jaime.

Hoster Tully powoli obszedł dookoła drewniany stół, przy którym siedział Lannisterski poseł. Był wczesny ranek i przez niedomkniętą okiennicę do pomieszczenia wkradały się promienie świeżo zbudzonego słońca, w których tańczyły drobinki kurzu. Twarze mówiących, skąpane w kontrastującym cieniu, nie posiadały wyrazu dla patrzącego przez dziurkę od klucza chłopca, więc wkrótce zrezygnował z podglądania, przecierając podrażnione światłem, szarozielone oczy.

– Lord Tyrion także ma wiele zalet...

– Jaime.

– Wyegzekwujemy oczywiście mniejsze wiano.

Aż podskoczył nerwowo, gdy starzec z całej siły uderzył dłonią w blat, tuż przed kamiennym obliczem gościa.

– Moja córka potrzebuje całego mężczyzny, nie jego połowy. Jeśli nie będzie to najstarszy syn, nie chcę widzieć żadnego!

Cat pisnęła cicho kiedy siostra, uwieszając się na jej ramieniu, przypadkowo szarpnęła ją za włosy. Od piętnastu minut wszyscy troje, ignorując mrowienie kończyn, w niewygodnej pozycji trwali pod drzwiami komnaty, starając się wychwycić z rozmowy jak najwięcej słów.

– Błagam, niech ojciec go w końcu odprawi! – skamlała. – Prędzej zginę, niż poślubię jakiegoś karła!

– Musiałabyś klęknąć, by mógł zarzucić ci na plecy płaszcz ceremonialny – Petyr zaśmiał się wrednie. Nie zwykł dokuczać Lysie, jednak chciał dopiec jej za docinki jakie prawiła o narzeczonym Cat. Może to ją nauczy rozumu.

– W porządku więc – mruknął dyplomata. W jego głosie niemal nie było słychać zawodu, jakby od samego początku nie spodziewał się sukcesu. – Lord Tywin wraz z synem będą na turnieju w Harrenhal, tam się z nim spotkam i przekażę mu twoją decyzję.

Kiedy przystąpili do podpisywania dokumentu, Lysa wstała i na chwiejnych nogach podeszła do okna na przeciwległym końcu korytarza. Zacisnęła palce na drewnianym parapecie tak mocno, aż pobielały jej knykcie. Catelyn natychmiast ruszyła za nią i objęła ją, śledzona wzrokiem przyjaciela. Zawsze pełna była tej niezwykłej, kobiecej siły, której źródła nie znał, a którą każdego dnia była w stanie podtrzymać na duchu siebie i wszystkich dookoła.

– Udało się, zostaniesz Lady Lannister!

– Nie chcę nią być – odparła głucho dziewczyna, patrząc na rozlewający się po roztopach Trident, leniwie sunący między łąkami Dorzecza. Jego niespieszny nurt przecinał niewielki statek z flagą przedstawiającą czarnego pstrąga na czerwono-niebieskim tle. Podobnym statkiem wkrótce miała na zawsze odpłynąć Cat, pozostawiając go w Riverrun całkiem samego.

– Wiesz, że uczuciem darzę kogoś innego.

– Jesteś jeszcze młoda, zakochasz się po raz drugi – szepnęła, całując ją w głowę. – Gdzieś tam na Zachodzie czeka na ciebie przystojny, młody mężczyzna gotów cię pokochać i uczynić swoją panią. Walczyć o ciebie w turniejach i wygrywać z twoim imieniem na ustach. Musiałabyś mieć serce z lodu, by choć nie drgnęło dla niego.

Gra o Tron: Pieśń o zimowej różyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz