Prolog. ^^

668 49 7
                                    


Chanyeol pov

Baekhyun pov

Był wczesny poranek, gdy otworzyłem oczy, a promienie słońca oświetlały cały mój pokój. Jęknąłem niezadowolony, uświadamiając sobie, że dzisiaj jest poniedziałek i musiałem wstawać do szkoły. Nie uśmiechało mi się uczęszczanie tam ze względu na moje lenistwo, ale co poradzić. Zwlokłem swoje zesztywniałe ciało z łóżka, potykając się przy okazji o moje bambosze. Huk się rozniósł po całym pokoju, a ja modliłem się żeby moja przeklęta matka nie przybiegła tu z krzykiem, że odwalam znowu jakieś szamańskie rytuały. Ona do cholery nie pojmuje, że ja dawno z tym skończyłem i bawiłem się w jakieś emo gówna w gimnazjum.
Westchnąwszy, zabrałem swoje lepsze pierwsze ciuchy i założyłem je na siebie. Wpakowałem byle jakie książki do mojego plecaka, bo jakoś nie bardzo mnie obchodziło jakie mam dzisiaj lekcje. Zszedłem na dół czując już zapach spalonych tostów. Moja matka jak zwykle nie umie gotować dlatego często chodzę mając sraczkę czy zatrucie pokarmowe. Darowałem sobie zaglądanie do kuchni i po cichu niczym jakiś wyszkolony komandos, przeturlałem się przez środek salonu i gotowy i zwarty, stanąłem przed drzwiami odgradzającymi mnie od świata zewnętrznego. Zakładałem już buty, gdy w niespodziewanym i zaskakującym momencie, trwającym mniej niż sekundę, usłyszałem nawoływania przypominające te z któregoś chorego horroru, które puszczał mi Jongin, gdy mieliśmy po niespełna dziesięć lat. Nie czekając na dalszy rozwój akcji, nie zawiązałem nawet swoich sznurowadeł i wybiegłem szaleńczym tempem z mojej posesji. Oczywiście wszystko poszłoby jak najlepiej, gdyby nie wczesna pora i śmieciarka na moim osiedlu, która o mało mnie nie potrąciła. Kierowca mnie nieźle opieprzył, ale miałem na to wyjebane jak na resztę świata. I tak umrze.
Nie miałem zamiaru czekać na żaden głupi autobus, więc po prostu ruszyłem z buta. Miałem do przejścia sporo drogi, ale byłem dosyć wysportowany, więc to dla mnie masło z bułką.
Po męczącym chodzie, który w rzeczywistości nie był męczący, no ale powiedziałem tak, bo dla zwykłego śmiertelnika byłoby to morderstwo, dotarłem pod bramy mojej znienawidzonej przeze mnie szkoły. Rozejrzałem się po podwórku w celu znalezienia Jongina, lecz nigdzie nie było po nim nawet śladu. Wzruszyłem niewzruszony ramionami i ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych. W drodze do budynku napotkałem Sunny, która znowu zaproponowała mi randkę, ale zbyłem ją udając, że dostałem ataku epilepsji. Takie akcje zawsze działały na ludzi, bo byli tępymi dzidami. W końcu wszedłem przez te pieprzone drzwi i aż uwierzyć nie można ­­­– wpadłem na Jongina.
Już na starcie zaczął trajkotać i śmiać się z każdej wypowiedzianej przez niego rzeczy. Ja nie wiem dlaczego Jongin jest taki popularny skoro to jeden wielki idiota, ale nieważne.
Zadzwonił dzwonek i nareszcie mogliśmy rozpocząć lekcję angielskiego, którego szczerze nienawidziłem. Nie umiałem się nawet przedstawić, a to już chyba naprawdę niski level inteligencji, choć za głupiego siebie nie uważałem. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach i oczekiwali na coś. Za cholerę nie wiedziałem o co chodzi, bo nasza stara wiedźma od angola była nie do zniesienia. To przez nią miałem poprawkę w wakacje. Przepuściła mnie jakimś cudem, ale jeszcze nie wiem jakim.

- Jongin, o co im chodzi? – zagadałem do niego, mając nadzieje na wyjaśnienia.

- No mówiłem ci, nowy nauczyciel! Tylko sześć lat starszy!

Aha, fajnie. Choć w sumie może ten gówniarz nas czegoś nauczy.

Usłyszałem ciche i przyjemne pomrukiwanie, dochodzące z drugiego końca łóżka. Przecierając zlepione ropą oczy przekręciłem się na lewy bok. Będąc jeszcze cząstką umysłu w baśniowej krainie usłanej fioletowymi tulipanami, gdzie rzeka zamienia się w słodki miód, a otoczenie wydaje się tak spokojne i ciche, błądziłem ręką po swoim posłaniu. Poszukiwałem czegoś, co odpowie mi na pytanie: ,,Czyż to dźwięk mojej muzy anielskiej?'' . Znalazłem – pomyślałem w myślach. Ścisnąłem ów przedmiot, a ten na gest ten, odpowiedział mi piskiem, przypominającym jęk. Nieco wystraszony otworzyłem narząd służący ludziom i innym stworzeniom do obserwacji. Zauważyłem coś niezwykle niezwykłego i okropnego. Koło mnie leżał mój kochany psiak, mastif tybetański, ale nie, to nie to było okropne. Zorientowałem się, że wsadziłem mu palec prosto w rogówkę! O mój Boże! W trybie natychmiastowym zacząłem przepraszać zwierzę. Mając nadzieję na przebaczenie, wstałem i ruszyłem swoje cztery litery w kierunku mebla sięgającego aż po śnieżnobiały sufit. Mam na myśli szafę. Wyciągnąłem z niej spodnie dresowe i luźną koszulkę, po czym skierowałem się ku łazience. Tam załatwiłem wszystkie poranne sprawy i ubrałem się w przyniesioną odzież. W kuchni, do której dostałem się schodami w dół, skonsumowałem płatków miskę z krowim mlekiem, półtłustym. Następnie ubrałem buty i wyszedłem z psem na spacer. Ja i Czapla, bo tak nazywał się mastif, przechadzaliśmy się podziwiając górskie krajobrazy. Codziennie rano o równo 7:00 chodzimy na takie przechadzki. Dzięki temu dobrze dotleniam mózg i utrzymuję zdrową kondycję. Jednak od dziś się to troszeczkę zmieni. Dlaczego? Już wyjaśniam. Dostałem pracę w liceum jak nauczyciel koreańskiego. Po odpowiednich, upragnionych studiach w końcu znalazłem formę zarobkową. Uważam, że dobrze będę dogadywać się z młodzieżą, dlatego też wybrałem taki zawód. Wróciłem do domu o 7:46 i 7 sekund. Wziąłem szybki prysznic i wyszykowałem się. Tym razem założyłem na siebie eleganckie ubranie, żeby jakoś się pokazać. Czysty i świeży chwyciłem jeszcze za teczkę z papierami i pognałem do samochodu.

~~

Dotarłem do szkoły nieco przed czasem, więc postanowiłem wszystko sprawdzić. Czy mam odpowiednie papiery i inne takie sprawy. Ah! Byłbym zapomniał! Przeczytałem napisaną specjalnie przeze mnie pogadankę pedagogiczną dla mojej klasy, którą od tego dnia będę nauczał jak Jezus apostołów. Chciałbym, aby uważali mnie za kogoś w tym rodzaju, dlatego też przygotowałem się w stu procentach. Przebywałem w pokoju nauczycielskim sam, więc czytałem głośno przelane słowa na papier.

,,Witajcie młodzieży. Nazywam się Byun Baekhyun i od dziś będę waszym nauczycielem. Opowiem trochę o swojej osobie. Mam 24 lata, mieszkam pół godziny drogi stąd, w okolicy górskiej. Skończyłem koreanistykę z wyróżnieniem i filozofię staro-nowożytną. Tak, jest coś takiego. Chciałbym, aby nasza praca owocowała samymi dorodnymi okazami i przebiegała bezproblemowo każdego roku. Bo pamiętajcie: ,, Człowiek jest tylko trzciną. Najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą.'' ''

Uznałem to za perfekcyjne, dodając sobie jednocześnie odwagi i pewności siebie. Czekałem tak trochę aż przyszedł po mnie dyrektor. Było już chwilę po dzwonku. Dziwiło mnie jak szybko uczniowie rozeszli się do klas. Podobało mi się tu zanim wszedłem do budynku. Gdy doszliśmy pod salę, poczułem jak miękną mi kończyny dolne. Czyli stres to konieczne zjawisko w takich chwilach? Chyba znam odpowiedź na to pytanie. Nadeszła chwila prawdy. Drzwi zostały otwarte i już nie było odwrotu. Wszedłem w głąb...

- Dzień dobry dzieciaczki! Oto wasz nowy nauczyciel koreańskiego, pan magister Byun Baekhyun. Macie go przyjąć ciepło albo dupę z nóg powyrywam. – przemówił władca stada, jakim była placówka.

- Em... Dzień dobry? Nazywam się Byun Baekhyun, jeśli mogę, chciałbym coś przeczytać. – powiedziałem wyciągając kartkę z teczki.

Rozejrzałem się po klasie. No, niezłe ta młodzież. Wydawała się miła i nie z tych sfer co robią kłopoty. Ucieszyłem się na tą myśl i wtedy ujrzałem pewnego chłopaka, który zmienił moje życie o całe -180 stopni, ale tego dnia o tym jeszcze nie wiedziałem...O tym za chwilę...Bo muszę zrobić kupę z podniecenia. 




Oto jest! Moje nowe, rozdziałowe opowiadanie. ^^ Mam nadzieję, że się cieszycie z tego powodu. Niedługo dodam też hunhana, dlatego czekajcie na dalszy ciąg przygód. :3 Rozdziały będą pojawiały się raczej regularnie pod koniec tygodnia, tak myślę. 

Bardzo prosiłabym i liczę na komentarze, one motywują. ^^ 

Nie zapomnijcie też głosować. ^^

Mam nadzieję, że wam się spodoba. ^^


Hard Life ↓baekyeol↓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz