Adrien Agreste leżał na swoim łóżku. Przebrany, po prysznicu i pod kołdrą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że od dwóch godzin wpatrywał się w sufit i nie zaprzątał sobie głowy tym, że jutro musi wstać o 7 do szkoły, a jest już po północy.
Obok niego na poduszce leżała chrapiąc w najlepsze mała, czarna istotka śmierdząca (pachnąca?) serem rodzaju camembert.Myśli blondyna zaprzątał nie kto inny, jak Marinette Dupain-Cheng. Jego Biedroneczka. Jego kropka nad i. Jego ukochana, w przyszłości jego narzeczona, jego żona, matka jego dzieci. Wybiegał w przyszłość daleko, daleko, daleko. Lubił planować dużo rzeczy długo przed czasem. Nie mógł wytrzymać. Uśmiechnięta Marinette przed jego oczami nie chciała zniknąć. Zaczął się nawet zastanawiać, jak nazwie dzieci. Tak, dziewczynka będzie musiała mieć na imię Rose. Imię krótkie, ładne, delikatne. Chłopiec... Chłopiec... Może, może... Finn. Tak, zdecydowanie.
Pozostała jeszcze jedna sprawa...
Zło nie śpi. Zło nie bierze urlopu. Myśli mogą potoczyć się w innym kierunku, niż pragnie tego ktokolwiek. Dopiero co zaczęli naprawdę się spotykać, tak jakby dopiero się poznali, a już nie mogą bez siebie żyć. Było to dla niego jak niebo, ale z lekka jak piekło. Sam miał wątpliwości czy jego Lady pokochała go już jako Kota.-Muszę... Się... Dowie... - Adrien Agreste ziewnął i odpłynał do krainy słodkich snów. (Oczywiście o Marinette).
---------------
Taki tam rozdział. Niedługo dodam taki z perspektywy Marinette, uwierzcie moi mili, ona też nie może zasnąć.
~Paula
CZYTASZ
Smutek dopada wszystkich
FanficAdrinette i Ladynoir, nutka dramatu? Może nawet się poznają? Na razie pisam.