Rozdział II

56 9 0
                                    

Była godzina 11, cały dzień zapowiadał się wietrznie i nie zbyt ciepło. Dylan przed wyjściem, w poszukiwaniu szpitala w lesie musiał się przygotować. Do plecaka spakował żółtą latarkę, nóż, i trzy metrowy sznur. Przy okazji żeby dobrze przeszukać las, wydrukował sobie jego mapę i wziął ze sobą. Schował jeszcze do kieszeni notes i ołówek żeby zapisywać każdy swój ruch.

-Będę musiał wrócić przed 16:00, żeby zdążyć przed rodzicami. - Powiedział po czym wyszedł z domu.

W ręce miał ciągle notes i ołówek i już na samym starcie pisał gdzie idzie. Na mapie też zaznaczył miejsca które sprawdzi. Im szedł dalej, tym drzewa były większe i było coraz ciemniej. Większość drzew w lesie była liściasta, ale widać było kilka sosen i świerków. Chłopak co chwila się rozglądał w poszukiwaniu szpitala, ale jedyne co widział to zieleń drzew i krzaków. Co chwila pisał coś w notatniku i zaznaczał w mapie swoje położenie. Nic nie znalazł, ni żywej duszy, i tak aż do 15:00. Wtedy już musiał się wrócić do domu, zajęło mu to jakieś pół godziny.

- A może po prostu tego szpitala tam nie ma? A jeśli jest a ja odpuszczę? Dobra, zostało mi tylko pół lasu do sprawdzenia.

Rodzice zastali syna w domu. Gdy była kolacja rodzice zaczęli rozmowę z chłopcem :
- Więc, co dziś robiłeś w domu Synku? - Zapytała mama.
- Nic, po prostu siedziałem w domu i grałem na kompie. - Odparł Dylan dalej jedząc klopsy w sosie pomidorowym.
- Jesteś pewien? Widziałem cię dzisiaj gdzieś indziej niż w domu. - Wtrącił się ojciec.
- Jak to? Gdzie? - Szybko zapytał Dylan patrząc z niedowierzaniem na ojca.
- Żartowałem sobie tylko, spokojnie. - Odpowiedział uśmiechając się.
Przez kilka minut była cisza, nikt się nie odzywał. Aż wreszcie Spytała mama:
- A jak tam w szkole? Wszystko dobrze? Oswoiłeś się z nią chociaż trochę?
- Tak tak, wszystko dobrze, jest nawet okej. - Odpowiedział z entuzjazmem.
- A zapoznałeś się z kimś z nowej klasy?- Zapytała znowu mama
- Tak jakby.
- Tak jakby? Ile osób już poznałeś?
- No dwóch kolegów.
- Tylko? Musisz zacząć się integrować z innymi.
- Tyle znajomych mi wystarczy.
Po tych słowach chłopiec poszedł do swojego pokoju i chwilę po siedzeniu na telefonie zasnął.

Rano Dylan wstał o 09:00
- O Boże...Chyba zaspałem...
Szybko się ubrał i pobiegł na dół. Tam na stoliku zobaczył kartkę:

Dylan, musisz jeszcze dzisiaj zostać w domu. Wolę żebyś wyzdrowiał do końca. - Mama

- Czyli mam jeszcze dzisiaj czas na chodzenie po lesie.

Po godzinie chłopak znowu się spakował i poszedł do lasu. Ale w dalszym ciągu nic. Wszędzie tylko cisza, i żadnego budynku. I tak aż do godziny 15:00, bo nagle gdy już chciał zrezygnować ujrzał tabliczkę " Szpital Doktora Lewra " skrytą za brudem i liśćmi. Gdy to ujrzał, jego oczy się rozszerzyły ze zdziwienia a usta otworzyły lekko. Poszedł trochę dalej mijając dwa lub trzy drzewa i jego oczom ukazał się wielki stary szpital. Budynek miał szare zniszczone ściany i część okien wybitych. Dylan szedł po brukowym, brudnym chodniku który prowadził do szerokich szarych schodów, na końcu których były duże, podwójne i drewniane drzwi bez okien. Na klamkach związany był stary zardzewiały łańcuch a na jego dwóch końcach kłódka - także zardzewiała. Chłopak szybko wziął nóż i końcem rękojeści uderzył kilka razy w łańcuch, a ten ani drgnął. Porozglądał się trochę i zobaczył przy krzakach pół metrową, metalową rurę. Śmiałym krokiem podszedł i ją wziął, następnie znowu podszedł i mocnych ruchem zza głowy uderzył w łańcuch. To nie zadziałało, uderzył jeszcze raz, ale jak łańcuch wisiał tak wisiał. Więc chłopak oddalił się powoli i spojrzał na cały budynek, i zobaczył delikatnie wybite okno. Zbliżył się do niego i rzucił w nie rurą, a te roztrzaskało się z głośnym dźwiękiem. Chłopak skorzystał z tego i rękoma zaczepił się o parapet, a stopami oparł o ścianę, dzięki czemu mógł się podciągnąć i wejść.

Gdy był już w środku ogarniała go ciemność, więc wyciągnął z plecaka latarkę i zaczął święcić wokoło. Rozglądając się szedł przez ciemny korytarz, pod ścianami stało kilka drewnianych, starych krzeseł, wszystkie w kurzu i brudzie, a na podłodze co jakiś czas leżała jakaś strona od starej gazety lub porwana kartka. Gdy dotarł na koniec korytarza trafił na bardziej otwartą przestrzeń, było tam więcej krzeseł postawionych blisko siebie. Pod jedną ze ścian stała lada a za nią kilka regałów i szafka. Na górze był napis "Izba przyjęć", po drugiej stronie od lady były te same drzwi co na zewnątrz. Gdy Dylan poświecił latarką na sufit zobaczył że wszystkie żarówki są całe.

-To pewnie przez bezpieczniki, pewnie są w piwnicy.

Po tej myśli zaczął poszukiwania jakiegoś zejścia w dół. Tym razem wszedł do innego korytarza, szedł ciągle prosto aż trafił na schody. Zszedł kilka schodków w dół i natrafił na ciemne drzwi z szybą ale... Bez klamki. Chłopak szybko podniósł kawałek cegły z części rozwalonego schodka i oddalił się na 3 metry, po czym rzucił w okienko. Te bez trudu rozsypało się na kawałki. Dylan wszedł powoli i zobaczył pełno schodów. Ciemna pustka i pełno schodów. Chociaż że chłopak trochę bał się tam zejść, to i tak wziął głęboki oddech składający się z kurzu i zszedł na dół. Po krótkiej chwili był na samym dole gdzie znajdowało się rozwidlenie.

-No świetnie... Dobra, będę strzelał, prosto.

Po pięciu minutach drogi mijając kilka drzwi i zakrętów trafił na otwarte drzwi na których pisało "zasilanie".

-To powinno być tutaj.

Po wejściu do środka okazało się to trafne twierdzenie. Pod ścianą było kilkanaście włączników. Każdy był od innej części szpitala, był tam "parter", "piwnica", "korytarz I piętra" itp. Od razu przechył wszystkie nawet nie patrząc które są do czego. Nagle zapaliło się światło w piwnicy. Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech, szybko wyłączył latarkę i schował ją do plecaka. Wracając do schodów minął drzwi które zwróciły jego uwagę, były lekko uchylone a przez kraty w oknie widać było zapalone światło. Ale to jeszcze nic, z tego miejsca wydobywał się dźwięk jakiejś maszyny. Chłopak bez wahania otworzył drzwi a jego oczom ukazał się nadgniły trup z odsłoniętą większością kości spięty na krześle, nie miał górnej części czaszki bo ta leżała na podłodze. A dźwięk wydobywał się od pilarki która ciągle była w ruchu i podpięta pod prąd. Z pomieszczenia wydobywał się odór zgnilizny i zaschnietej krwi która była na ścianie.

-Czy tu naprawdę robiono eksperymenty na ludziach?




Amator Chirurgii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz