✉ 30.

920 101 15
                                    

Dzień był brzydki. Lało, jak zawsze... To niebo płakało nad tragedią, która spotkała Harrego.

Tłum ubranych na czarno żałobników wciskał się wąską bramą na teren cmentarza. Ich czarne płaszcze, spodnie, czarne buty były wymuszonym gestem, bo tak naprawdę mało kogo obchodziła śmierć pani Styles. Ludzie są fałszywi... Ściskali w dłoniach czarne parasole i tylko mój wyróżniał się z tłumu. Był nieskazitelnie biały.

Łzy napłynęły mi do oczu, widząc Harrego, żegnającego się z mamą. Jego szczęka znowu zaciśnięta była tak mocno jak się dało. Z każdą kolejną sekundą podziwiałam jego siłę. Nie dał poznać, że cierpi. Nie dał poznać ludziom. Ja wiedziałam jak ogromny jest jego ból.

Każdy kolejno podchodził do chłopaka, składając kondolencje, ale on zdawał się nie słyszeć tego, co mówią. Obserwowałam wszystko z boku, trzymając dystans. Stanęłam ze swoim białym parasolem w dłoni, pod rozłożystym drzewem. Jednym z tych, które otaczały londyński cmentarz. Mierzyłam wzrokiem każdego, kto zbliżył się do chłopaka, by połączyć się z nim w smutku. Wciąż nie wiedziałam czy sama chcę to zrobić, czy potrafię... A może po prostu czekałam na odpowiedni moment, który zdawał się nigdy nie nadejść...?

Musiałam to zrobić, gdy dostrzegłam, że jego wzrok utkwiony jest we mnie. Dziarskim krokiem przemierzyłam dzielące nas metry.

- Zmokłeś - bąknęłam, chcąc zakończyć męczarnię nas obojga.

- Nie wziąłem parasola - zachrypiał. Nasza rozmowa spełzła na jakiś niedorzeczny tor. Właśnie rozmawialiśmy o pogodzie...

Przez moment staliśmy wpatrując się w siebie. Tylko tyle. Aż tyle. I świat jakby się zatrząsł. To były dziwnie wyblakłe spojrzenia. Nie mówiły nic, a jednak tak wiele... Jego szczęka zacisnęła się jeszcze mocniej, a powieki lekko przymknęły się.

- Płacz, Harry - szepnęłam jedynie, bo nagle ogarnęła mnie jakaś dziwna niemoc. Widziałam jak bardzo męczy go udawanie. - Płacz to oznaka...

- Siły - dokończył zdanie jakby w niedowierzaniu, po czym upuścił kilka łez.

Nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego, a nasze skamieniałe twarze wciąż nie zmieniały wyrazu. Do czasu. Harry przygryzł wargę i płacząc jak dziecko, wtulił się we mnie.

Nie wiedział jednak kim jestem. Nie wiedział, że trzyma w ramionach swoją Joe...

________×________
A dzisiaj bez esemesów,
ale wybaczycie, prawda?
Proszę o komentarz ❤

So Close ✉ Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz