Rozdział 2

14 3 0
                                    

- Czyli to ma być nasza nowa baza? - spytał Lukas - Trochę zapuszczona...

- A czego się spodziewałeś po tylu latach? Nie jest najgorzej - odezwała się Rossalie. Wszyscy czworo stali na jakimś pagórku i wpatrywali się w to co miało zostać ich bazą. Stało pomiędzy drzewami i miał kamienny mur wokół, dość podniszczony będą, musieli się nim zająć. Oprócz tego widać było też na nich jakieś graffiti jednak nic jakoś specjalnie konkretnego. W środku muru był placyk oraz budynek w kształcie litery L. Martwiła ich jedna rzecz, większość okien była wybita, a jeśli nie to zabita deskami. Budynek miał zawaloną jedną część dachu i zapewne oprócz tego było tam wiele dziur. Pomijając te dość nieciekawe fakty było też parę plusów. Na placu były też jakieś druty kolczaste oraz coś w stylu zasłon z drewna, zbite parę desek razem, częściowo było to zniszczone, ale i tak w jakimś stopniu będą mogli to wykorzystać.

- Jak myślicie co się stało z tymi wszystkimi dzieciakami? - znów odezwał się Lukas.

- Zapewne wzięli je do podziemi - odpowiedział James.

- A widziałeś w podziemiach jakieś chore dziecko? - Lukas spojrzał na Jamesa przez gogle nie było widać jego miodowo zielonych oczu - Wszystkie te dzieciaki ....

- Zostały jak i wiele innych ludzi - dopowiedział Nathaniel - jeśli nie chcecie jak ono skończyć jako zombie to lepiej ruszajmy sprawdzić jak to wygląda w środku.

Lukas mimo niezadowolenia zaczął iść w stronę bydynku, za nim reszta.

~~

- Zamknięte. Tędy na pewno nie wejdziemy - James jeszcze raz dla zainicjowania spróbował otworzyć masywną bramę, a ona znowu ani drgnęła - musimy znaleźć inne wejście.

- Odsuń się - powiedziała Rossalie.

- Co ty chcesz zrobić? - James spojrzał przez ramię na kobietę.

- To na co ty powinieneś wpaść - mężczyzna zmrużył oczy widać było, że Rose go zirytowała, ale odsunął się. Nie wierzył w to, że kobieta coś wymyśli.

Rosalie wyciągnęła broń i najzwyczajniej w świecie strzeliła do kłódki.

- Spróbuj teraz - syknęła do blondyna. Ten z lekkim niezadowoleniem znów popchnął bramę. Z dość dużym strzypieniem, ale jednak się lekko uchuliły - Trzebabyło słuchać na treningach.

- Sluchałem...

- Tracicie cenny czas - powiedział ostro Nathaniel - Jeszcze jedno słowo do tej kłótni, a tego pożałujecie.

Rosalie i James lekko się wzdrygnęli, słyszeli wiele plotek na temat Nathaniel'a. Mimo iż zaczął trening o 3 lata później niż oni to bardzo szybko wszystkich przegonił. Na jego twarzy nigdy nikt, od śmierci zwiadowców, nie widział uśmiechu. Prawie zawsze przebywał sam bo większość osób bała się do niego podejść. Kiedyś, gdy poproszono go by poprowadził trening dla dzieciaków zrobił to. Ale skończyło się to tak, że wszystkie te dzieci płakały. Znany był też z swojej surowości oraz nieugiętości. Woleli nie mieć u niego zepsutej opini.

- Przepraszamy - mruknęli.

- Nie przepraszajcie tylko się ruszcie.

James zaklął bezgłośnie. Oprócz czegoś w stylu strachu, które odczuwał wzgledem przywódcy tak naprawdę dodatkowo go nie lubił go gdyby nie Nathaniel to właśnie James byłby przywódcą i nie musiałby wykonywać jego poleceń. Teraz jednak nie miał wyboru. Ruszył za resztą.

~~~

- Nie macie wrażenia, że to wszystko ma jednak wydaje się być ułożone specjalnie? - spytał Lukas, gdy przedzierali się przez kolejne zawalone drzwi. Miali już za sobą, przedzieranie się przez druty kolczaste, które leżały tak, że mieli bardzo utrudnione dojście. Cudem udało im się niczym nie zaciąć. Od początku też jak weszli do budynku mieli same trudności.

- Tak oczywiście Lukas, ktoś to tak specjalnie ułożył byśmy mieli same problemy - James wrócił już do swojej zwykłej postawy. Czuł się już o wiele pewniej.

- Przecież ktoś mógł przetrwać i ...

- Lukas wróć na ziemię. Ile ty masz....? - zaczęła Rosalie.

- CZEGO TU SZUKACIE? ! - rozległ się głos nie wiadomo skąd. Wszyscy zaczęli się rozglądać, ale nic nie zauważyli. To musiał być głos człowieka. Niszczyło to jednak wszystkie teorie, które mówiły, że wszyscy ludzie nie żyją.

- Kim jesteś? ! - głos zabrał przywódca. Podniósł głos, gdyż nie wiedział gdzie znajduje się mówca.

- PIERWSZY ZADAŁEM PYTANIE! - odezwał się ten sam głos. Rose, Lukas i James wyciągnęli broń.

- Odpowiemy jeśli się pokażesz ! - zapadła cisza. Po chwili dało się słyszeć dźwięk towarzyszący kręceniu się nie naoluwionego koła. Wszyscy się spieli i czekali.

- Mówiłem, że ktoś to musiał ułożyć - szepnął próbując rozluźnić sytuacje. Nie udało mu się.

Drzwi się uchyliły.
Chwilę później pojawił się w niej człowiek.
Człowiek.
Żyjący.
Nie zombie.
Człowiek.
A raczej mężczyzna.
Na wózku.

- Jestem - odezwał się. W jednaj ręce trzymał karabin. Jego brązowe oczy wpatrywały się w przybyłych z nienawiścią. Tego efektu dodawała broda i roztrzepane włosy - Teraz wasza kolej. Macie pół minuty potem was zabiję.

Nathaniel zmarszczył czoło. Wiedział, że musi to dobrze rozegrać, albo strzelić pierwszy.

- Szukamy bazy. Wybraliśmy to miejsce.

- Skąd jesteście? Wasze stroje są prawie nowe. To wydaje się być nie możliwe. Jak to zrobiliście?

- Jesteśmy z podziemi - kontynuował przywódca, wyciągnął też swoją broń i odbezpieczył za sobą. Był gotów w każdej chwili strzelić.

- Z podziemi? To jakiś żart?

- Nie. Mamy misję.

- Jaką?

- Nie jesteś uprawniony do poznania tej informacji - brunet na wózku lekko się wkurzył.

- Odemnie zależy wasze życie, lepiej więc dla was będzie jeśli mi odpowiecie.

Musimyzałożyćbazeirozpocząćtunoweżycieipozbyćsięwszystkichzombie - na jednym wdechu powiedział Lukas zanim ktokolwiek zdążył mu przerwać.

Brunet na wózku zaczął się śmiać. Wszyscy czworo patrzyli na niego w skupieniu.

- Ale to słodkie. Jesteście tacy naiwni - nawet nie próbował powstrzymywać od śmiechu. Rosalie, która zazwyczaj była oazą opanowania i spokoju, przez wszystkie wydarzenia z tego dnia nie wytrzymała. Zerwała gogle ukazując tym samym cała swoją twarz. Jej długie czarne włosy były w lekkim nieładzie i strasznie kontrastowały z jej jasną cerą, teraz poczerwieniałą z złości, jej niebieskie oczy wydawały się ciskać piorunami. Nie zwracając na nic uwagi zaczęła iść w stronę mężczyzny na wózku.

- Słuchaj nie mam ochoty na słuchanie takich tekstów. To, że ty nie dałbyś sobie z takim czymś rady to twoja sprawa. My mamy cel i go osiągniemy, jeszcze się przekonasz - w tym momencie stanęła przed nim. Jego źrenice się rozszerzyły, nigdy nikt się tak do niego nie odzywał, a tym bardziej tak piękna kobieta - Więc siedź sobie tutaj dalej i gnij, a my ocalimy ten pieprzony świat - Odwróciła się na pięcie i odeszła. Zaskoczyła wszystkich. Tak, że mimo iż mieli zamiar zabić mężczyznę na wózku to teraz nie wiedzieli co zrobić.

- Czekajcie ! - krzyknął mężczyzna, choć chodziło mu tylko o Rosalie - Nie znajdziecie lepszego miejsca. Zróbcie z tego miejsca swoją bazę. Mam coś sprzętu. Sami sobie nie poradzicie, jeśli wam pomogę może
.. - kobieta się zatrzymała i na niego spojrzała przez ramię - Pomogę wam. Tylko ... zostańcie....

Miasto ZagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz