Kiedy wszystko zaczyna się chrzanić

46 3 0
                                    

   KURWA.
KURWA, KURWA, KURWA, KURWA, KURWA, KURWA, KURWA, KURWA.
   -Co jest?-Spytał mój towarzysz.
   -Jeremy jest w szpitalu.
Spojrzał na mnie z mieszanką zdziwienia i przerażenia.
  -Victor.
-Co?! On jest w końcu jaźnią czy jakimś pieprzonym demonem?!
-Mari to skomplikowane. Ja...
-Okej, nie ważne. Jesteś samochodem?
-Nie, mogę zamówić Ci taksówkę. Jechać z tobą?
-Dzięki, ale nie, dam sobie radę.
Czekając na taxi zaczęłam się zastanawiać kogo też poinformowano. Pewnie matkę, a nawet jeśli nie to dobrze- dostałaby zawału gdyby się dowiedziała, że jej ukochanemu syneczkowi coś się stało. Dosłownie. Co jak co, ale ja dziadków córki nie chcę pozbawić.
Okej, czyli do niej dzwonić nie muszę. Tata dwa dni temu wyjechał "w kosmos" czyli do niego też nie ma co pisać. Starsi  pewnie nadal śpią. Czyli ostatnią osobą na liście jest...
    Westchnęłam. Wyciągnęłam telefon, weszłam na Facebook'a i zaczęłam pisać. I kasować. I znowu pisać. Gdy po raz piąty kasowałam wiadomość przyjechał mój transport. 

    Facet prowadzący samochód wyglądał... źle. Po prostu źle. Zdaję sobie sprawę, że ktoś mojego pokroju nie powinien tak mówić, ale ten człowiek nie wyglądał korzystnie. Z zewnątrz myślałam, że wieźć będzie mnie starszy pan, dopiero kiedy weszłam dostrzegłam, że chłopak mógł być co najwyżej kilka lat ode mnie starszy. Siedział przygarbiony w swojej przyciasnej koszuli jakby chciał pokazać całemu światu, że świetnie mieści się w S-kę. Cóż, może i się mieścił, ale bałam się, że guziki nie wytrzymają. Był na pewno szczuplejszy ode mnie. 
Włosy pokryte miał tak tłuste, że można by z zebranego tłuszczu zrobic porcję Fredbear'owych frytek (a pragnę zauważyć, że ową porcją da się wykarmić czteroosobową rodzinę).
Cóż, przynajmniej nie śmierdział.

  Oprócz podania adresu nie powiedziałam nic. On również nie. W owej ciszy dojechaliśmy na miejsce. Zapłaciłam, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi pojazdu. Wtedy już poczułam ból. Uczucie jakby ktoś krzyczał mi jak najgłośniej prosto przy uszach.  Może i był średni, ale zdawałam sobie sprawę, że z każdym krokiem w stron szpitala będzie jeszcze gorzej. Nie mam pojęcia dlaczego, ale to chyba działo się od zawsze. A przynajmniej odkąd pamiętam.
Okay Mari, dasz radę, jeszcze tylko kilka kroków, zabierzesz tego idiotę i możesz wracać, jeszcze tylk

  Ból.
Upadłam na ziemię. Oparłam się o szklane drzwi zbierając siły by wstać.

    -Mój Boże, Mari! Nic ci się nie stało?!-Usłyszałam damski głos. Tylko czemu go kojarzyłam? I skąd zna moje imię? 
Mrużąc oczy spojrzałam w stronę z której dochodził dźwięk. Niska dziewczyna, szczupła, jakieś fioletowe coś na włosach. Ach!
Mai przykucnęła obok mnie, chwyciła pod ramię i pomogła wstać. 

  -Dzięki- mruknęłam.
  -Co się dzieje?- Wyglądała na przestraszoną. 

 -Nic, po prostu się potknęłam.- Usiłowałam wyglądać jakbym miała się cudownie.

 -To nie wyglądało jak potknięcie, Mari może kogoś za...
 -Jeremy- przerwałam jej. Skinęła głową, a na jej twarzy zauważyłam cień smutku i może... strachu? Przeprowadziła mnie przez białe korytarze, co chwila sprawdzając czy wszystko ze mną w porządku. W końcu zatrzymała się przed drzwiami. 

 -Mari.- Spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Zignorowałam ją otwierając drzwi. 
 

 -Hej debilu, wiesz ile tracę przez ciebie czasu?-Krzyknęłam po czym mnie wmurowało. Mój "braciszek" blady leżał na łóżku.



N I E P R Z Y T O M N Y

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 30, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Let's celebrate! Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz