Obudziłam się w środku dnia. Chyba pierwszy raz spałam tak długo. Po chwili doszło do mnie to o czym o czym wczoraj (dzisiaj?) rozmawialiśmy.
-O kuźwa!-Krzyknęłam waląc się w mój głupi łeb. Oczywiście zostałam zjechana przez Mark'a za to, że nie daję mu spać.
Nadal leżąc wymacalam swój telefon i wybrałam numer Davida.
-Kto?
-Zgadnij.
-Jeremy?
-Nope. David, za pół godziny w Więziennej.
-A po jaką cholerę? Wiem, że bardzo jesteś mnie ciekawa, ale normalni ludzie śpią.
-Jest dwunasta. -parsknęłam.
-Normalni ludzie PRACUJĄCY W NOCY śpią.
-I tak się obudziłeś.
-Za godzinę i gdzie?-westchnął- Wiezienna... mówisz o tej kawiarni przy psychiatryku?
-Widzisz, przynajmniej będziesz mieć bliżej z domu.
-Ha, ha. Bardzo zabawne.
Chyba powinnam wyjaśnić czym jest owa Więzienna kawiarenka (która w rzeczywistości nazywa się trochę inaczej). Dnia 24 września xxxx roku szanowanowanemu i znanemu w swoim fachu Panu De urodziła się córka. Wtedy też Więzienna była najzwyczajniejszym barem dla świrów. Dwa lata później mała księżniczka zażyczyła sobie swojego własnego różowego zamku. Tak więc mroczne farby zastąpiły pastelowe tapety, poplamione krwią stoliki zmieniły się na ich ażurowe odpowiedniki. Ogólnie, cud miód i jednorożce.
Więc co w takim miejscu robi tak zajebista osoba jak ja? Szczerze mówiąc nie jestem pewna. Może przez sentyment, w końcu wraz z moimi cukierkowymi "najkami" często chodziłam do tego typu miejsc. Albo może przez to jak dziwnie i irracjonalnie wygląda przy psychiatryku, lub przez swoją własną urban legendę. W sumie to szarlotki też mają tu nieziemskie.
W każdym razie od piętnastu minut czekam na Davida zajadajac się dwudziestym drugim cudem świata znanym jako ciasto brzoskwiniowe (autorskie danie, tapioka o smaku brzoskwiniowym, malinowy krem a to wszystko na grubej bezie. Yammy). To nie tak, że Phone Guy się spóźnił (ma jeszcze minutę i dwanaście sekund) po prostu wolę być szybciej (a do tego możesz jeść bez ograniczeń i facet nie patrzy ze wzrokiem "Nie jedź tyle, jesteś gruba").
Kiedy talerzyk zabrała "miła pani kelnerka" do budynku wszedł czarnowlosy przedstawiciel płci męskiej. Nosił okulary na pół twarzy, pomiętą koszulkę z Batmanem na to zarzuconą ogromną zieloną bluzę. Na policzku zostały mu resztki dżemu, pewnie ze śniadania. Swoją postawą przypominał bardziej wyrośnietego nastolatka niż osobę starszą ode mnie. Ubrania wisiały na nim jak na wieszaku. Ogólnie to wśród tych wszystkich róży i słodkości wyglądał jak zagubione dziecko. Nie pasował tutaj, pewnie tak samo jak ja. Stał chwilę w drzwiach przeczesując całe pomieszczenie. W końcu zawiesił na mnie wzrok i zaczął iść w moją stronę.
Gdy doszedł do stolika popatrzył na mnie od góry do dołu i powiedział:
-Mówiłem ci żebyś nie jadła tej pizzy.
-Najs tu mit ju niedoszły diCaprio.-Odpowiedziałam z krzywym uśmiechem.
Usiadł przy stoliku krzywiac się na widok różowego obrusa.
-Tak więc po co tu jesteśmy?-Spytał i zamówił coś do picia.
-By porozmawiać o tym o czym wczoraj powiedziałeś.
-Boże serio? Jakaś małolata obudziła bo chce sobie pogadać o...
-Kim jest Minny?-Przerwałam mu.
-Co?-Zapytał zdezorientowany.
-Mówiłeś wczoraj o jakimś Minny'm i coś tam o różowym.
-Mówiłem tylko o... aaa, Vinny. I nie różowym tylko o fioletowym.
-Jaka to niby różnica. -burknęłam.
-Duża. -Wziął łyka kawy.- Słuchaj, Vinny to psychol, bawi go naprawdę mroczny humor, dzieci się bo boją, ogólnie to wygląda strasznie. Ale wbrew pozorom jest niegroźny. No chyba, że wstępuje w niego Victor. Wtedy młoda serio trzeba uciekać, bo zbyt przyjazny to on nie jest. Chyba, że chcesz umrzeć, wtedy spoko. Przez Victora właśnie twoja praca wygląda jak wygląda. Mówiąc jaśniej to właśnie przez Victora animatrony chcą Cię zabić. Kilka lat temu w restauracji zginęły dzieciaki.
-O tym to akurat wiem.
-Niby skąd?
-Nie uwierzysz mi-westchnęłam.
-I kij z tym. Laska, u nas pracy chodzą mordercze konserwy, a ty martwisz się, że ci nie uwierzę.
-Zobaczyłam artykuł w łazience. Wiem jak to brzmi, ale to nie jedyna rzecz którą tam widziałam. Są tam...
-Placzace dzieci?
-Tak. Też to widzisz?- zdziwiłam się. W końcu żaden z chłopaków nic nie dostrzegł.
-Czasem? Jak animatrony swirują najbardziej. Ale wtedy to tylko te cholerne obrazki. O artykule nic nie słyszałem. Wracając do tematu: Dzieciaki zabił Victor. Albo Vinny pod wpływem Victora.
-Jak to pod wpływem?
-Vinny i Victor to jedna osoba. Coś a'la rozdwojenie jaźni. Słyszałaś o Jenkyll'u i Hyde'ie?
-Doktor i morderca?- Przypomniałam sobie. Jeden z moich współlokatorów ostatnio miał na to fazę. Mówił mi o musicalu, książce, filmie. Brr
-Dokładnie. To z nimi jest coś w tym stylu.
-A co z tymi kolorami?
-Vincent to fiolet, Victor to róż, ot cała filozofia.
Naszą pogawędkę przerwała jedna z kelnerek.
-Przepraszam, ale to nie jest miejsce na takie rozmowy. -Uśmiechnęła się krzywo.
Przewróciłam oczami. Zaraz pewnie nas stąd wywalą. W sumie to jak rozejrzałam to wszyscy w ciszy się nam przyglądali.
-Ależ proszę pani my przecież nic nie robimy. Jesteśmy po prostu na... randce.- Pokazałam jej jeden z najbardziej uroczych uśmiechów na jakich było mnie stać. Ta jednak wciąż patrzyła na mnie z powątpieniem. Na szczęście mój towarzysz wychwycił moje spojrzenie mówiące "Komplement. TERAZ".
-Tak, em Mari... Masz bardzo..em... jelito grube.
Kiedy ja przybijałam sobie mentalnego facepalma dziewczyna westchnęła i poszła na zaplecze.
Nagle mój telefon zabrzęczał. Po odblokowaniu i przeczytaniu wiadomości na usta cisnęło mi się tylko jedno:
-KURWA!***** * ********************
Yo, yo, to! Chyba przyszedł czas na powrót. :D Ogólnie to przepraszam jeśli coś jest nie tak, dawno nie pisałam.Jesteście ciekawi co za wiadomość dostała Mari?
Mary Tesoriero
CZYTASZ
Let's celebrate!
FanficGdybyście nie wiedzieli jakie dać dziecku imię nazwijcie je Mari. Obojętnie; chłopiec czy dziewczynka. Może w ten sposób przelejecie trochę mojej boskości na waszego potomka. Skoro już wiecie jak się nazywam (nazwiska nie podam, bo wiecie... nie...