Epizod XI

103 8 2
                                    

"Jak to Loczek nie żyje? Gdzie i jak to się stało?"

Widziałam tylko ciemność. Gdzieś tam w tle słyszałam jakieś męskie głosy. A może tylko mi się wydawało. Próbowałam otworzyć oczy.  Szło mi nad wyraz ciężko, jednak powoli wracała mi władza nad nimi. Zresztą jak do całego ciała. Ponowiłam próbę otwarcia oczu. Tym razem się udało. Oślepiło mnie światło padające wprost na mój ryj. Do tego ciche dotąd głosy stawały się coraz bardziej wyraźne. 

- Ej. Chłopaki! Budzi się chyba - powiedział dość medialny głos. Skądś go znałam. Tyle, że skąd? Trybiki powoli zaczynały łączyć wątki. To był chyba Dezydery. 

- Jak dobrze.... Myślicie, że wszystko pamięta? Bo nieźle przypieprzyła głową o podłogę, mimo że ją trzymałem - powiedział inny głos. To był Michał. Tego jestem pewna. W sumie jak tak o tym wspomniał to faktycznie głowa mnie bolała. I w ogóle co się stało? 

- Trzeba jej powiedzieć o Loczku - powiedział Remek. Już całkiem dobrze głowa mi pracowała. To chyba dlatego tak mocno bolała. Ale czekaj. O co chodziło z Patrykiem. Myśl, myśl.... Już wiem. 

- Weźcie tę lampę z mojego ryja - powiedziałam słabo. Gdy już widziałam więcej niż białe światło, ogarnęłam kto stoi w pokoju. Nade mną nachylał się Czułek. I to prawdopodobnie on odsunął ode mnie lampę. Chciałam się podnieść ale nie miałam na to dość siły. Dezy momentalnie pomógł mi się podnieść a Remek wsadził ogromną poduszkę pod moje plecy. 

- Pamiętasz cokolwiek?  - spytał Michał. Stał oparty o ścianę. Nie patrzył na mnie jednak słychać było w jego głosie zmartwienie. 

- Tak. Chyba tak - odpowiedziałam zachrypniętym głosem - Loczek nie żyje prawda? 

- Nie... Nie do końca przynajmniej.  Chłopaki go wyciągnęli i zawieźli do szpitala. Jest w ciężkim stanie - powiedział to tak bez żadnych emocji. Żadnych. On serio się o niego nie martwił? A może mnie okłamywał. Spojrzałam na Czułka. Bezgłośnie spytałam czy to prawda. Przytaknął głową. Trochę mi ulżyło. Opadłam na poduszkę, nie wiedząc nawet kiedy się z nich podniosłam. 

- Gdzie jest reszta? 

- Pilnują szpitala i tego mieszkania - znów odezwał się Michał. I znów jego głos był bezbarwny. Musiałam coś zrobić. Odkąd się obudziłam nie spojrzał w moją stronę ani razu. Postanowiłam się do niego przejść, co wiązało się ze wstaniem z tego przyjemnego i miękkiego łóżka. Delikatnie postawiłam nogi na podłodze i tym razem to Remek złapał mnie w pasie bym nie upadła. Gdy złapałam równowagę, odepchnęłam pomocną dłoń i powolnym, cichym krokiem podeszłam do 'brata'. W tym momencie mój niski wzrost był atutem. Mogłam spojrzeć w twarz Michałowi po mimo, że ten trzymał spuszczoną głowę. Miał zamknięte oczy i płakał. Podniosłam rękę by otrzeć jego łzy. Czując mój dotyk wzdrygnął się i przestraszył. Otworzył oczy. Jego wzrok był tak przerażony, jakby nie wierzył, że tam stoję. Objęłam go i przytuliłam na tyle mocno do siebie, na ile tylko mi pozwoliły siły. Ten  delikatnie przycisnął mnie do siebie, uważając żeby nic mi nie połamać. Jakbym była z porcelany. - Jak dobrze, że nic Ci nie jest. Tak się bałem - wyszeptał. Pogłaskałam go po głowie. 

- Jak widzisz to nic mi nie jest. No jedynie głowa mnie boli jak po dobrej imprezie - uśmiechnął się na to porównanie - Mogę iść odwiedzić Patryka? 

- Jest to teraz niemożliwe - o dziwo odpowiedział mi Remek - ale mamy dla Ciebie niespodziankę - dodał otwierając drzwi i wychodząc. Gdy wrócił w jednej ręce trzymał kinder niespodziankę a w drugiej telefon. 

- To jest na poprawę humoru - powiedział, rzucając w moją stronę jajkiem. Złapał je Michał i mi podał. 

- A to byś zobaczyła, że mówimy prawdę - powiedział Michał obierając od Remka telefon. Przez chwilę nie widziałam co się znajduję na ekranie. Było to jakieś białe i jasne pomieszczenie. Na środku stało łóżko. W około łóżka kręciło się mnóstwo ludzi w białych kitlach. Zajęło mi trochę czasu bym zajarzyła, że to szpital. 

- To Patryk... Prawda - spytałam smutno. 

- Niestety tak - powiedział zły Michał - jestem taki zły na siebie. Zły, że do tego dopuściłem... - uderzył pięścią w ścianę. Wystraszyłam się jego reakcji. Gdy to zauważył znów mnie przytulił i odprowadził do łóżka - Ty to leż i dochodź do siebie. Może się nawet prześpij. Dezy będzie Cię pilnował a my z Remkiem musimy coś załatwić - mówił przepraszającym tonem. Martwiłam się jak cholera. 

- Ale nie wychodzisz z tego budynku prawda? 

- Nie - skłamał. Wiedziałam, że kłamał. Nie umiał tego robić. 

- To idę z wami! 

- Nie możesz! - krzyknął Michał i Remik jednocześnie. Posmutnieli oboje.

- Boję się o was - powiedziałam przytulając ich obu. 

*************************************************************************

Do następnego! :3 

Kłamstwo zabija przyjaźń.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz