Rozdział IV

22 6 2
                                    

Obudziłem się z mocno bolącą głową. Zazwyczaj nie odczuwałem dotkliwie kaca, ale wtedy Bozia zechciała mnie pokarać za kilkanaście wypitych kieliszków alkoholu. Wziąłem odświeżający prysznic i napiłem się wody z cytryną. Usiadłem przy stole w kuchni z zamiarem sprawdzenia portfela. Na szczęście nie wydałem zbyt dużo pieniędzy. Przed sobą miałem obraz rudowłosej Katie, z którą pieprzyłem się kilka godzin wcześniej w jej obskurnym mieszkaniu. Musiałem jej to przyznać, że była naprawdę dobra. Napalona i chętna. Tego mi trzeba było. W sumie zawsze mi tego trzeba. Tym razem znalazłem się tylko w bardziej rozpaczliwej sytuacji. Upiłem się, uprawiałem seks z nieznajomą barmanką, a za jakiś czas o niej zapomnę. Czego chcieć więcej?

Nie zważając na niemiłosierny ból, przebrałem się w strój sportowy , aby pobiegać po parku. Odpaliłem papierosa i wybiegłem z mieszkania. Jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy mają park tuż za domem. I to wielki, górzysty, kalifornijski park. Wiązało się z nim wiele wspomnień. Spacery z moim pierwszym psem, rodzinne wycieczki rowerowe i pikniki. Wszystko to odbywało się niedaleko domu albo blisko dróżek, bądź uliczek. Natomiast, gdy byłem nastolatkiem, wraz z grupą znajomych wchodziliśmy w głąb parku, chowając się za licznymi drzewami. Wówczas były to miejsca rzadko odwiedzane przez innych. Tam pierwszy raz paliłem papierosa, próbowałem trawki, piłem alkohol, a nawet uprawiałem seks. Także po 20 roku życia, ten park był głównym ośrodkiem spotkań z przyjaciółmi. Ja, Mike, Jimmy, Chris, Tracie, Annie, Jess i Su.

Właśnie, Susan! Kolejny raz przypomniałem sobie o tym nieszczęsnym liście. Postanowiłem, że odwiedzę ją, gdy otrzymam wyniki badań. Wtedy będzie odpowiednia pora, stwierdziłem. Przecież dwa dni wcześniej zabiłem jej męża i chociaż ona nie wiedziała, że to moja sprawka, wolałem jednak przeczekać kilka dni. Podświadomość podpowiadała mi, iż nie zostało już dużo czasu, ale jakiś wewnętrzny strach przed zobaczeniem jej sprawił, że tchórzostwo wygrało.

--

Wczesnym popołudniem wyjechałem do Nowego Jorku. Musiałem jechać samochodem, a na samą myśl o tej podróży odechciewało mi się wszystkiego. Długie jazdy autem są okropne, ponieważ nie można niczym zabić nudy, a jedyne zajęcia to prowadzenie i rozmyślanie nad tym, jakie to nasze życie jest spierdolone. Tym razem John przeznaczył na mój kilkudniowy wyjazd ciemnozielonego Forda Focusa z 2000 roku. Chociaż ból głowy ustał, ciągle czułem się senny. Przejeżdżając przez Sacramento niedaleko domu, w którym zabiłem Franka McGohana, myślałem o Susan oraz Emily. To była dziwna i przytłaczająca myśl, że mam nastoletnią córkę. Im dłużej dumałem, tym bardziej przyzwyczajałem się do niej. A na przemyślenia miałem grubo ponad 40 godzin w ciągu trzech dni. Jechałem prawie dziewięć godzin, aż wreszcie zatrzymałem się na noc w hotelu w stanie Nevada.

Następnego dnia spędziłem w samochodzie 15, a w niedzielę 18 godzin. Zostawiłem wóz na płatnym parkingu, a do niedrogiego hotelu pojechałem żółtą taksówką. Mieli myśleć, że jechałem prosto z lotniska. Przedstawiłem się jako Gary Johnson i pokazałem starannie podrobione dokumenty. Boy hotelowy zaprowadził mnie do apartamentu, grzecznie zadając standardowe pytania, typu : czy podoba mi się Nowy Jork i na jak długo zostaje. Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że owszem, podoba mi się miasto i zostaję na dwa dni, po czym udałem się na spoczynek.

Podniosłem się z łóżka wcześnie, bo około 8. Byłem zobowiązany do zachowania pozorów człowieka biznesu z Florydy. Zaspany udałem się pod prysznic, potem zjadłem śniadanie i ubrany w garnitur wyszedłem z hotelu. Złapałem taksówkę, która zawiozła mnie kilka przecznic dalej pod budynek, w którym odbywały się różne giełdy. Gdy żółte autko odjechało, skręciłem za róg i poszedłem w stronę taniego motelu. Pracownicy byli przyzwyczajeni do biznesmenów wpadających na jeden dzień za potrzebą zdrady żony, która zapewne zdradzała ich w tym samym czasie w innym stanie. Powszechne zjawisko. Wystarczyło od razu zapłacić gotówką. W małej sypialni jaką wynająłem, rozebrałem się do bokserek i usiadłem na krześle. Jakoś nie miałem ochoty kłaść się na łóżku.

Wyciągnąłem z aktówki laptopa. Uruchomiłem pocztę, na której znalazłem wiadomość od Johna. Napisał nasz krótki szyfr :

„Cześć kolego! Słyszałem, że bawisz w tym tygodniu w Chicago? Co powiesz na wypad do klubu dzisiaj o 19? Pozdrawiam, J."

Co znaczyło : „Cześć stary skurwysynie! Dojechałeś na miejsce? Zmiana planów, gość idzie do klubu o 21. Reszta w smsie, John."

Zawsze do godziny z e-maila dodawaliśmy dwie godziny i podawaliśmy inne miasto. Na wszelki wypadek, żeby było bezpieczniej. Dzięki takim różnym wiadomościom, nikt nas nigdy nie złapał. Oczywiście mogliby sprawdzić wiele rzeczy negujących prawdziwość tych słów, na przykład miejsce wysłania. Ale nie było nic podejrzanego, dodatkowo nasze systemy były dobrze zabezpieczone. Odpisałem:

„Witaj! Jak miło, że wreszcie dostałem od ciebie wiadomość. Dojechałem wczoraj późnym wieczorem. Jestem jeszcze zmęczony po podróży, ale z chęcią wyrwę się z tobą do klubu. Zabawimy jak za dawnych lat. Daj później znać, gdzie dokładnie mamy się spotkać. Do zobaczenia, G."

W tłumaczeniu: „ Cześć! No nareszcie dałeś kurwa znać. Dojechałem wczoraj. Jestem zmęczony w chuj, ale załapałem, zabiję go w okolicy klubu. Wyrwę jakąś dupę przy okazji. Podaj jak najszybciej adres. Szykuj kasę." „G" było od mojego chwilowego imienia.

Niedługo później znów naszły mnie różne przemyślenia dotyczące mojego prawdopodobnego ojcostwa.

- Ciekawe jak wygląda Mia? – zapytałem sam siebie. Patrzyłem w okno i nagle : bingo! Przecież w dobie Internetu prawie wszyscy mają założone konto na facebooku, a na pewno każda nastolatka takie posiada. – Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej?


***

:D

PrzebudzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz