3

5.4K 304 120
                                    

Rey obudziły promienie wschodzącego słońca. Przewróciła się na drugi bok - obok niej spał Ben.
Jego czarne włosy były potargane i rozsypane na poduszce. Oczy zamknięte, wąskie usta lekko otwarte.
Rey uśmiechnęła się - przypomniała sobie jak niegdyś bardzo chciała dotknąć tych bladych warg. Teraz znała je bardzo dobrze. Całowała je już tyle razy...
Ben poruszył się lekko. Dziewczyna przysunęła się bliżej. Mężczyzna wyciągnął ramiona i przytulił do siebie Rey.

- Musimy już wstawać? - mruknął niewyraźnym głosem.

- Nie. Mamy jeszcze dużo czasu - odparła szeptem i wtuliła twarz w jego blade, umięśnione i ponaznaczane bliznami ramię. Jak zawsze pachniał żelami do ciała dla mężczyzn. Te ostre zapachy do niego pasowały.

Pocałowała je delikatnie, a kąciki ust Bena uniosły się lekko.
Jego dłoń zaczęła głaskać jej gładkie brązowe włosy.

- Kocham cię - wyszeptała Rey. Chciała to powiedzieć. Zawsze, gdy czuła taką potrzebę, mówiła mu to. Niezależnie jaka to był chwila.

- Ja ciebie też - wymruczał. Po chwili w sypialni było słychać dwa oddechy spokojnie śpiących ludzi.

Rey wyszła na spacer. Ben jeszcze spał (było prawie południe, ale okazało się, że ogromny z niego śpioch), więc postanowiła skorzystać z okazji i w spokoju pomedytować.
Zagłębiła się w las. To było naprawdę odległe od domu miejsce. Jednak jak zawsze na wszelki wypadek miała ze sobą swój miecz świetlny. Cały czas korzystała z tego o białym ostrzu, ponieważ okazał się bardzo wygodny i niemalże idealnie dopadowany do jej dłoni. Ben w swoim mieczu po prostu wymienił tylko kryształ na zielony. Nie zamierzał pozbywać się miecza, który tak dobrze mu służył. Co prawda miecz o trzech ostrzach był owiana złą sławą, jednak była niezwykle dobrą bronią.
Dziewczyna usiadła pod drzewem i głęboko westchnęła - musiała przyznać, że ta rutyna była dla niej zupełnie czymś odmiennym. Na razie nie musieli pracować, Leia sama zaoferowała się, że będzie ich dofinansowywała przez jakiś czas.
Zamknęła oczy i skupiła się na wszystkim, co ją otaczało - w końcu była wolna od jakichkolwiek zmartwień i przemyśleń.

- Najwyższy Porządek został zniszczony, a razem z nim Snoke, generał Hux, kapita Phasma oraz Kylo Ren - mój syn. - Leia stała na unoszącej się w powietrzu platformie, która znajdowała się pośrodku Senatu. Wszyscy przybyli na pierwsze zebranie pod wodzą generał Leii Organy. Chewbacca razem z Maz Kanatą obserwował tą energiczną, niską kobietę, która wygłaszała przemowę. Musiała w końcu zdobyć zaufanie i poparcie innych ras. - Tak, mój syn uczynił wiele zła. Jednak nawrócił się i pomógł zniszczyć naszych wrogów. Teraz, gdy nic nam nie zagraża możemy utworzyć Nową Republikę! Nie zagraża nam już nic! Sithowie i Imperium oraz Renowie i Najwyższy Porządek już nie istnieją! Nie ma niczego, co mogłoby nas powstrzymać!

Wookie ziewnął, a Maz obdarzyła go karcącym spojrzeniem. Przyleciała tutaj specjalnie wspierać Leię w pierwszych miesiącach jej władzy. Wiedziała, że kobieta mimo pewności siebie wymalowanej na twarzy jest ogromnie zdenerwowana. W końcu to nie w kij dmuchał dowodzić Nową Republiką.
Gdy przemówienie się skończyło, kobieta podbiegła do Maz i Chewbacci.

- I jak było?

- Jak zawsze pięknie, kochana.

- Maz!

- Poważnie. Przecież nie żartowałabym w takiej sprawie.

Chewbacca zaryczał przeciągle.

- Krótsze? Dobrze, następnym razem ty mi układasz przemówienia.

Chewie parsknął jeszcze coś pod nosem, po czym odszedł, zastanawiając się jak skomentowałby to Han.

- W końcu wróciłaś - westchnął Ben, który czytał coś na datapadzie.

Przyszłość || ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz