Idę właśnie do magazynu na tyłach pubu. Poprosiłam Alex, by nie czekała na mnie i jechała już do domu. Niechętnie, ale się zgodziła. Nie wiem ile mi to zajmie, mimo to później chciałabym coś przekąsić.
Zastanawiając się, po co mężczyzna chciał się ze mną spotkać w tak ustronnym miejscu, weszłam do ciemnego magazynu.
-Halo?- zaczęłam słysząc własne echo. Wow, to pomieszczenie musi być ogromne... Szkoda tylko, że nic nie widzę!- Jest tu kto?
I w tej chwili coś poczułam. Jakby cienka linka zahaczająca o moją nogę. Słyszę dziwny świst z prawej strony i widzę błysk ostrza. Natychmiast odsunęłam się w tył, tracąc przy tym równowagę. Gdybym się nie odsunęła, to coś skróciłoby mnie o głowę.
Wspominałam już, że są trzy sposoby na zabicie mnie? Pierwszy jest dość normalny, mianowicie wbicie kołka prosto w serce. Drugi: ścięcie głowy. No, ale kogo by to nie zabiło? I na sam koniec, najważniejszy. Pocałunek prawdziwej miłości. Całe szczęście, że nigdy w nikim się nie zakochałam. Jednak taki całus, praktycznie nie zabija. Powraca Cię do normalnego stanu i wieku. Jeśli ktoś zostałby „przemieniony" w wieku... załóżmy dwadzieścia lat, a czterdzieści już jest wampirem, to po pocałunku będzie zwykłym człowiekiem z sześćdziesiątką na karku. U mnie by było kiepsko, gdyż mam dwieście lat. Zostałam przemieniona mając dwadzieścia jeden wiosen. Rozpadłabym się w proch.
Ostrożnie podniosłam się z ziemi, rozglądając się wokoło. Czy ktoś to zrobił specjalnie? A może to tylko nieszczęśliwy wypadek? Czas się przekonać. Postawiłam solidny krok w przód, uważając by nie nadepnąć na linkę i powoli przesuwałam stopy w kierunku wnętrza magazynu.
-Jest tu ktoś?- powtórzyłam pytanie.
W tej chwili, z góry spadło kilka drewnianych pudeł. Z impetem uskoczyłam w bok wpadając na kogoś. Mężczyzna mocno złapał mnie za ramiona. Patrzył na mnie z pogardą i podziwem, jednocześnie. Tak się w ogóle da? Cóż... To ten sam koleś z pubu.
-Dzięki- powiedziałam i już chciałam samodzielnie stanąć na nogi, kiedy ten nagle wzmocnił uścisk. Spojrzałam na niego pytająco. Obrócił mnie twarzą do siebie tak, że moje ciało dotykało jego umięśnionego torsu. Objął mnie jedną (bardzo silną) ręką wokół ramienia, bym nie mogła się wyrwać. Ja, głupia stałam „zahipnotyzowana" i wgapiałam się w niego jak w obrazek. Był naprawdę przystojny...
Drugą, wolną ręką wyciągnął z kieszeni coś ostrego, metalowego. Ze spokojem zerknęłam w dół. To coś, co wyciągnął wyglądało jak... Kołek. Tylko dlaczego jest metalowy? Zabawka XXI w. czy co?
Natychmiast zaczęłam się wyrywać. Niestety, mężczyzna był bardzo silny. Uniósł narzędzie w górę z zamiarem zabicia mnie. Ale cóż... W pewnym sensie to ja mam nad nim przewagę. Mimo, że trzyma mnie tak mocno, bym nie mogła się wyrwać, ma przy sobie metalowy kołek i Bóg wie co jeszcze... Znam jego czuły punkt.
Z całej siły uniosłam kolano w górę trafiając prosto w jego krocze. Zawył z bólu, uwalniając mnie z uścisku i łapiąc się za poszkodowane miejsce.
-Kim jesteś?!- zapytałam srogim tonem. Ten zdążył już się opanować i podbiegł w moją stronę. Zamachnął się i spróbował pchnąć mnie kołkiem. Zrobiłam unik, momentalnie znajdując się za jego plecami (Nie pytajcie. Wampiry są z natury szybkie), po czym uderzyłam go w tył głowy. Upadł, ale szybko się pozbierał.
Krążyliśmy naprzeciwko siebie. On miał w ręku kołek, a ja... Nic. Mimo wszystko, dobrze się biję. Pokonam go z łatwością. Tylko najpierw chcę wyciągnąć od niego jakieś informacje.
-Nie lubię się powtarzać. Kim jesteś?!- ponowiłam pytanie. Mężczyzna, znad wyraz poważną miną odparł:
-Pogromcą.
Zamurowało mnie. Pogromcą? Ale, że wampirów?Co?! Jeśli faktycznie mówi prawdę... Mam przewalone.
-Jak to pogromcą?
-Zabijam takie jak ty.- cały czas wyglądał, jakby za sekundę miał na mnie ruszyć. Nie mogę stracić czujności.
-Znaczy, że jest nas więcej? Nie jestem sama?- mój ton był trochę zbyt entuzjastyczny.
-Może tak, może nie...- zrobił groźną minę.- Już niedługo wcale. Zabiję wszystkie.
-Poza mną.- po tych słowach rzuciłam się do przodu. Udało mi się uderzyć pięścią w jego żebra. Przez moment zaparło mu dech w piersiach. Szybko wrócił do formy i złapał mnie za szyję. Ściskał ją, ale nie po to, by mnie udusić. Jako pogromca dobrze wiedział, że ja nie oddycham. Znów zamachnęłam nogą, w kierunku jego krocza. Niestety, ta sztuczka nie zadziała drugi raz. Jako, że jest wyższy ode mnie o jakieś...dziesięć centymetrów, zdołał kopnąć mnie w brzuch. Uniemożliwił mi tym jakikolwiek ruch.
Nagle w głowie pojawiła się taka myśl: Czy to mój koniec? Czy ja tutaj umrę? Bardzo możliwe. Nie! Nie mogę tak myśleć. Zawsze znajdzie się jakiś sposób. Nie mogę tutaj umrzeć!
W tej chwili oboje usłyszeliśmy odgłosy kroków i niewyraźnego bełkotu grupki ludzi. Spojrzeliśmy na siebie. Nie mogą zobaczyć nas w takiej sytuacji. ON- trzyma mnie za szyję lewą ręką, drugą zaś trzyma metalowy kołek nad naszymi głowami. JA- wbijam mu paznokcie w rękę, robię groźną minę i próbuję się wyrwać. Oboje uskoczyliśmy w dwie różne strony, chowając się za drewnianymi, dużymi pudłami. Wykorzystałam moment na ucieczkę i poszłam do wyjścia, skradając się za kartonami. Jestem już coraz bliżej wyjścia! Jeszcze tylko kawałek!
Wyszłam poza granice magazynu. To wcale nie oznacza, że wciąż nie może mnie dorwać.
Obróciłam się w prawo i pędem pobiegłam przed siebie. Oczywiście, tak szybko jak tylko mogłam na szpilkach. Niedaleko pubu ściągnęłam buty i biegłam na boso, w ręku trzymając czarne obcasy.
Słyszę, że ktoś za mną biegnie. Nie odwracam się, gdyż tylko by mnie to spowolniło. Biegnę co sił w nogach, by uciec przed POGROMCĄ...
CZYTASZ
Ja nieumarła
VampireTen smak... On mnie zachwyca. Jak coś tak złego, może być takie przyjemne. To przeczy samemu sobie. Trzeba jednak to zaakceptować. Takie jest prawo natury. Mojej natury. Ciało mężczyzny bezwładnie upadło u moich stóp. Spoglądam na niego oczyma...