6. Pozory

24 7 4
                                        


     --Ty?!- powiedzieliśmy jednocześnie, nie mogąc uwierzyć w nasze "szczęście"...

     Teraz go poznaję! To nie może być prawda! Czy on to zrobił specjalnie? By mnie dopaść? Chociaż... Wydaje mi się, że sam się tego nie spodziewał. Jest autentycznie zaskoczony...

     -Co Ty tu robisz?!- wrzasnęłam na niego.

     -Mógłbym zadać to samo pytanie- zniżył głos do szeptu. W końcu jesteśmy pod gabinetem mojego pracodawcy. Byłoby bardzo źle, gdyby ten zobaczył kłócących się pracowników.

     -Jesteś praktykantem?!

     -A Ty nauczycielką?! Jakim prawem?- spojrzał na mnie podejrzliwie- Nie zabiłaś jeszcze dziecka, prawda?

     -Czy ja Ci wyglądam na zwyrodnialca?! Mam w sobie choć krztę sumienia!- obruszyłam się. Ja? Zabijać uczniów, których tak cenię?! Postradał wszelakie rozumy!

     -Ale przypadkowych ludzi na ulicy, możesz spokojnie zabić, tak?!

     -Jestem wampirem, to mój nawyk!

     -Mogłabyś się odzwyczaić! A poza tym jestem pogromcą! Moim zadaniem jest zabijać wampiry!- kierowaliśmy się w stronę sali lekcyjnej. Poczułam, że powinniśmy zmienić temat. Nie możemy się tak kłócić, przy uczniach, do których zaraz dojdziemy.

     -Na razie sprawiajmy pozory, że się tolerujemy.- odparłam nie patrząc na niego.- Dzieci nie mogą nas widzieć w takim stanie.

     -Racja. Rozejm tymczasowy.- odwrócił głowę w bok- Ale nie myśl sobie, że tylko dzięki temu, daruję Ci życie. Którejś nocy obrócisz się w proch...

     -Daj se siana...- powiedziałam. W końcu coś mi przyszło do głowy.- A tak poza tym, to jak się zwiesz?- stary język wciąż nie wyszedł mi z wymowy. Widać, że się nie zdziwił. Musi być przyzwyczajony. 

     -Jestem Levis Hoke, a ty?- nadal nie raczył na mnie spojrzeć. Co za burak.

     -Elizabeth Evanline. Dla przyjaciół "Liz".- kątem oka zerkałam na niego.

     -No dobrze, Liz...

     -Elizabeth.- poprawiłam go, przerywając mu w pół słowa.

     -No dobrze, Elizabeth- specjalnie nałożył nacisk na moje imię- Do której sali się kierujemy?

     -Trzydzieści jeden. - odparłam bez zastanowienia. Nie mogę w to uwierzyć. Mam miesiąc pracować z tym osłem?! O ile przeżyję ten miesiąc! Nie, muszę myśleć pozytywnie. Przetrwam. Prędzej sama go zabiję. Napiję się jego słodkiej, soczystej krwi o kolorze rozpalonego szkarłatu. Już słyszę, jak buzuje mu ona w ciele. Niedługo. Już niedługo zatopię kły w jego nieskazitelnej skórze.

     -Nawet nie myśl o tym, by wypić moją krew.- odparł. Czy on mi czyta w myślach, czy jak?! Spojrzałam na niego pytająco.

     -Jesteś wampirem, a ja pogromcą. Znam wasze sztuczki.- wzruszył ramionami, ale... Po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy.

     -Wcale nie miałam takiego zamiaru...- uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc własne kłamstwo. On również uśmiechnął się. Dobrze wiedział, ze ściemniałam. W końcu uzależniłam się od krwi. To oznacza, że za każdym razem, kiedy spojrzę na człowieka, jestem spragniona. Spragniona krwi.

     -Jasne...- odparł, sarkastycznie.

Cóż. Ten miesiąc przetrwam. Na razie, tylko modlę się o pozytywny przebieg wydarzeń. Odkąd tylko zostałam wampirem, nie miałam w planach śmierci. I nie zamierzam tego zmieniać...


Ja nieumarłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz