1.

749 42 3
                                    

"Jesteś kartką z kalendarza zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami."

___________________________________________________________________________

TIK TAK, TIK TAK...

Obudził mnie dochodzący ku mnie głos zegarka na komodzie.

-Dupain! Wstawaj! Nie możesz się spóźnić pierwszego dnia!  - usłyszałam dochodzący za drzwi głos jednej z wychowawczyń. Byłam tak zaspana, że niezbyt potrafiłam powiedzieć, która z nich to która. Aktualnie marzyło mi się tylko ponowne wtulenie się w pierzynę, zamknięcie oczu i oddanie się w krainę całkiem innego świata. Mojego świata, gdzie to ja ustalam zasady, ja jestem najważniejsza i mnie są wszyscy posłuszni. Jak królowa bądź coś tego typu.

-Dupain! Mówiłam coś! -kolejny raz krzyknął jeden z wrednych babsztyli.

Nie zasnęłabym już. Po pierwsze nie potrafię drugi raz, a nawet jeśli to zaraz jakaś małpa zadrze mi się do ucha i znów się obudzę. Więc nie miało to najmniejszego sensu.

Siadłam pierw na łóżku. Samo to zajęło mi trochę czasu. Po około 3 minutach postawiłam jedną stopę na podłogę, potem drugą. Ponownie odczekałam pewny czas. 1...2...3... I WSTAŁAM! Byłam tak leniwa, że nie miałam nawet siły postawić kilku kroków. Rzuciłam się więc na kolana i przeturlałam się do okolic szafy. Otworzyłam ją i wyjęłam: czarny koszulkę nad pępek, czerwono-czarną flanelę, moje fluxy oraz czarne spodnie z dziurami na kolanach. Włosy standardowo rozpuściłam i nałożyłam na siebie podkład, plus pomalowałam rzęsy. Wiele osób mówiło, że wyglądam jak tak zwana BARBIE. Ale zaraz, zaraz...Barbie była różową blondynką, a ja jestem czarną brunetką. Gdzie tu logika? Malować też nie przekraczam tych granic. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Wracając...

Wrzuciłam wszystkie książki do plecaka, które były mi na dziś potrzebne. Nie zostało mi za dużo czasu, więc zarzuciłam go na plecy i wybiegłam z pokoju. Na dole czekał już na mnie dyrektor.

-Powodzenia moje drogie dziewczę. - i znów ten irytujący uśmiech.

Za niego postanowiłam nie odpowiedzieć. Zmierzyłam go tylko wzrokiem i wyszłam za skromne progi sierocińca.

Na przystanek miałam nie daleko jednak szłam zdecydowanie szybkim krokiem. Jak w wojsku. Raz, dwa, raz dwa. Nie było zbyt pięknie, więc krople deszczu leciały wprost na mnie. Nie przejmowałam się tym. Jak zwykle byłam zamknięta w swoim świecie. A moje słuchawki z maksymalną głośnością tylko to potwierdzały. Świat 0%, muzyka 100%.

Byłam już prawie na miejscu. Zostało mi zaledwie przejść przez ulicę. Zwolniłam trochę jednak nadal nie zważałam na otoczenie w którym się znajduję. I w pewnym momencie stało się to... Coś mnie zatrzymało, a raczej ktoś. Wpadłam na wysokiego blondyna o pięknych zielonych oczach. Przy zderzeniu wypadły mi książki. Schyliłam się, aby je podnieś, jednak nieznajomy był szybszy.

-Adrien. - uśmiechnął się szeroko, ale to mi nie przeszkadzało. Jego uśmiech był inny, wyjątkowy, delikatny, prawdziwy.

Zresztą sam jego wygląd był idealny. Wydawało mi się, że skądś go kojarzę, ale nic nie podpowiadało mi gdzie go wcześniej spotkałam. Hmmm no nie ważne, może potem sobie przypomnę. Wzięłam resztę książek i nie odpowiadając ruszyłam szybkim krokiem na przystanek. Minęły zaledwie 2 minuty i byłam na miejscu. Nie czekałam zbyt długo, ale to dobrze. W środku było cieplej i nic na Ciebie nie spadało. Ale niestety miało to też swoje minusy. Było tam strasznie ciasno. Ledwie stałam na nogach, a mój przystanek był jednym z ostatnich.

Przy kolejnych zwalniało się miejsce. Po 3 wreszcie mogłam usiąść.

-Co za ulga, nie sądzisz? - odezwał się jakiś głos. Jednak nie znałam go. Nie był to nikt znajomy. Wszyscy raczej byli w sierocińcu umieszczeni z którymi miałam kontakt.

Obróciłam głowę przez lewę ramię i ujrzałam chłopaka na którego wpadłam przed światłami.

Co on tu robi?

Ponownie zignorowałam nie odpowiadając chęć zapoznania się z blądynem. Nie szukałam nowych znajomych, przyjaciół, a co dopiero chłopaka. Raczej wiedział, że nie mam ochoty z nim rozmawiać. Przynajmniej wyglądał na takiego co potrafi się domyśleć - dość inteligentnego.

Czas zleciał bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy i co w tym czasie robiłam.

PRZYSTANEK: PUBLICZNE GIMNAZJUM NR. 44

Rzekł jakiś numer z głośników. No wreszcie... wysiadłam. Przede mną ukazał się wielki beżowy budynek. Gdyby się przyjrzeć za nim było boisko, lecz nie można było określić jego wielkości.

Wszyscy pchali się do bramki, aby jak najszybciej się przedostać. Czy ta szkoła jest, aż tak dobra, że uczniowie gnają do niej w pośpiechu? Szczerze mówiąc myślałam tak przez dłuższy czas. Kiedy zorientowałam się, że to chodzi o czas. I jeżeli się nie pośpieszę to będę spóźniona. A nie mogłam tego zrobić... Co prawda nienawidziłam ich wszystkich i najchętniej pozabijałabym każdego po kolei. Jednak jeśli się spóźnię nie zrobię największego wstydu im tylko sobie. Zaczęłam się więc również pchać. Przy tym upadłam na lewe kolano i się przewróciłam. Bolało jednak byłam silna i nie poddawałam się. Chciałam wstać, gdy po raz trzeci pojawił się przede mną Adrien.

-Pomóc?

Zastanawiałam się czy on jest wszędzie. W nie całej godziny spotkałam go 3 razy. Ale... zaraz, zaraz. Skoro tu również jest oznacza to, że chodzi do tej szkoły! O mój boże. Życie z detektywem przez rok czas zacząć!

Moją pierwszą lekcją była godzina wychowawcza. Przebrałam obuwie i zostawiłam kurtkę w szatni. Następnie pognałam w stronę sali. Tam już było pełno osób. Wszyscy przyglądali się mnie jakbym spadła z kosmosu. A przecież nie jestem tutaj z własnego wyboru.

DRYYYYŃ, DRYYYYŃ!!!

Do sali weszłam bardzo spokojnie. Szybkim przeglądem dowidziałam się gdzie mogę usiąść sama. Zauważyłam drugą ławkę. Była calusieńka pusta. Ruszyłam ku niej. I wtedy... w mgnieniu oka jakaś głupia blondyna mnie podsiadła! Na pierwszy rzut oka wyglądała mi już na rozpieszczoną, rozwydrzoną zołzę, która będzie moim pierwszym wrogiem. \

-Hej pierwsza tu chciałam usiąść zjeżdżaj plastiku!

-Hahahaahaha co ty sobie myślisz? Wiesz kim ja jestem?

-Spodziewam się, że największą idiotką w tej klasie.

-Oj przychodząc tutaj chyba objęłaś ten tytuł!

Wyciągałam już pięść, aby jej przywalić. Kiedy weszła nasza nauczycielka...

-Dziewczyny! Co się stało?

 A teraz moja kochana barbie zaczęła rozpływać się we własnych łzach mówiąc jak to ja ją okropnie potraktowałam. Tym bardziej miałam chęć jej przywalić.

Poszłam dalej, by nie kontynuować tejże żałosnej rozmowy. Nie będę zniżała się do ich poziomu. Ona nawet nie dorasta mi do pięt. Usiadłam w ostatniej ławce, a ponieważ żadna nie była całkowicie wolna usiadłam z rudowłosym chłopakiem. Był bardzo uśmiechnięty i tryskał wręcz radością. Usiadłam. Po chwili chłopak wyciągnął do mnie rękę:

-Nathaniel, ale mówią mi Nath.

Zignorowałam go, zmierzyłam wzrokiem i obróciłam głowę w drugą stronę. Jego uśmiech natychmiastowo znikł. Zrobiło mi się go trochę żal, ale nie zamierzałam tutaj z nikim rozmawiać, ani się poznawać. Dlatego też moja postawa musiała być taka, a nie inna....


Ma naughty girl |Miraculum|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz