3 maj 1990

31 4 0
                                    

Zasnęłam wtulona w chłopaka, plecy strasznie mnie bolały, jednak nie przeszkadzał mi fakt, iż mężczyzna trzymał na nich rękę. Obudził się i nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Pociemniały Ci oczy.
- Co to znaczy?
- Wstań i odwróć się do mnie tyłem. - Zrobiłam tak jak kazał, jednak jeśli wiedziałabym wcześniej jakie ma zamiary, nigdy bym na to nie poszła. Jednym ruchem rozerwał moją koszulkę i czymś ostrym rozciął skórę między moimi łopatkami. Krzyknęłam z bólu jednocześnie upadając na kolana. Alan zrobił kilka kroków do tyłu. - Cholera, tego się właśnie obawiałem.
- O czym Ty mówisz? - On milczał, czy mogłoby być coś gorszego? Napewno nie w tamtej chwili.
Uklęknął naprzeciwko mnie, pochylił głowę i zaczął mnie całować. Z jego pleców wyrosły skrzydła, białe skrzydła. Czułam jak wkłada dłonie do rany którą sam zrobił na moich plecach i czegoś tam szuka. Nie mogłam uwierzyć gdy w tym miejscu pojawiły się skrzydła. Czarne skrzydła, takie jakie miała kobieta na rysunku, czy to byłam ja?
- Co to wszystko znaczy?! - Próbowałam wstać, ale wpadłam w ramiona chłopaka, który zręcznie mnie złapał. Może to zabrzmieć głupio, ale podobał mi się. Nawet bardzo. Był taki wyjątkowy, inny niż wszyscy.
- Nie jesteś nasza, nie jesteś taka jak Twój brat.
- A jaka jestem?!
- Jesteś zła..

Kochaniii, rozdział nie sprawdzany 😀 Mam nadzieję, że się jednak spodoba, ostatnio weny brak. Ale dzisiaj jakoś wyjątkowo znowu brak 😒😒 Z góry dziękuję za opiniee na temat tej części 💙

Upadły AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz