Rozdział 9

5.4K 388 10
                                    

Nie mogłyśmy dalej stać i się tak temu przyglądać. Trzeba było działać, liczyła się każda sekunda. Przecież oni mogli się zmienić w każdej chwili!

- Okay, plan jest taki: ja odciągam Drake, a ty tego drugiego - oznajmiłam przyjaciółce.

-  Dobra, a tak na marginesie, to jest całkiem niezły, nie uważasz? - zagadnęła.

- W sumie masz racje, jest bardzo przystojny - zgodziłam się z nią.

Chłopak jest wzrostu szarookiego, ma dobrze zbudowane ciało i czarne włosy. Ale moment, to nie czas, żeby obgadywać chłopaków! Trzeba się wziąć do roboty. Dałam znak Kally, że ruszmy, więc już po chwili stałyśmy przy nich. Na początek, chciałyśmy wcisnąć się między walczących, ale się nie dało, więc po prostu się do nich przytuliłyśmy. Uniemożliwiło im to dalszą walkę, więc teraz po prostu stali i zabijali się wzrokiem.

- Drake, uspokój się - poleciłam mu.

Spojrzałam głęboko w jego oczy, które nabierały już swojej naturalnej, szarej barwy. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, jak sobie radzi ruda. Dookoła nas nikogo już nie było. Pewnie lekcje się zaczęły. Gdy zobaczyłam czarnego chłopaka i moją przyjaciółkę szczęka mi opadła. Stali na przeciwko siebie, świata poza sobą nie widząc. On się w nią wpoił!

- Moja księżniczka - usłyszałam jego szept, który był skierowany do rudej.

Jejuniu, to takie słodkie. Ona zawsze marzyła o miłości na całe życie, a tu zjawia się taki nie wiadomo kto i się w nią wpaja. To jest takie romantyczne! Teraz zaczynałam jej zazdrościć. Nasze zakochańce, odwróciły się do nas z ogromnymi bananami na twarzach. 

- Gratuluję - przytuliłam przyjaciółkę, która miała łzy radości w oczach. Ona jak nikt inny zasługiwała na takie szczęście.

- Cześć, jestem Logan - przywitał się ze mną.

Uścisnęłam jego dłoń, a za sobą poczułam obecność Drake'a.

- Miło mi, Naravi. To jest Drake - przedstawiłam mojego.. przyjaciela? Chyba mogę go tak nazwać.

~ Jasne, że możesz - usłyszałam dobrze znany mi głos w głowie.

Skarciłam szarookiego wzrokiem, a on się wyszczerzył. 

- Po co mi go przedstawiasz? - zapytał czarny.

- Bo chyba powinieneś go znać, skoro się z nami przyjaźni.

- Ale to jest wyklęty!

- A ty alfa, i co z tego?

- To, że nie jest jednym z nas - warknął.

- Kally to beta. Każdy jest inny, nie mamy na to wpływu jakimi się rodzimy, a ty nawet nie próbowałeś go poznać - po moim krótkim monologu wszyscy mieli oczy szeroko otwarte.

Chłopak jednak zgodził się ze mną i podszedł do szarookiego.

- Logan McLevi. Miło, że mogę cię poznać - uśmiechnął się.

- Drake Black, mi również - uścisnęli sobie dłonie i wszystko byłoby git, gdyby nie nazwisko czarnego.

- Jesteś synem przywódcy strażników!? - krzyknęłam na niego.

- No tak, jest z tym jakiś problem?

- No teoretycznie nie, ale przecież twój tata od razu wyczuje omegę.

Wszyscy ucichli i zastanawiali się, co z tym zrobić. Po kilku minutach ciszy odezwał się Drake, ale nie tego się po nim spodziewałam.

- Ja już lepiej pójdę. Przepraszam, że narobiłem wam problemu.

Chciałam go zatrzymać, powiedzieć, że gada bzdury, zrobić cokolwiek, ale po prostu nie mogłam. Coś od środka mnie paraliżowało i powtarzało, że tak będzie lepiej. Czułam się okropnie z myślą, że go zawiodłam. On na pewno czekał na komentarz z mojej strony, a otrzymał tylko posty wzrok, który patrzył się na niego jak odchodzi.

- Ja też będę się zbierał, przyjdę po ciebie wieczorem kochanie - pocałował Kally w policzek. - Cześć Navi.

- Pa -  odpowiedziałam beznamiętnie.

Za to ruda była tak zszokowana i szczęśliwa jednocześnie, że nic nie odpowiedziała. Cały czas wpatrywała się w Logana z szerokim uśmiechem na twarzy i cała promieniała. Oni tak ślicznie razem wyglądają, jakby byli sobie przeznaczeni. Chociaż de fakto tak właśnie jest. 

Ja prawdopodobnie nigdy nie doświadczę tego cudownego uczucia wpojenia się. Skoro moi rodzice zaplanowali mi życie, będę musiała poślubić Taylera, kupić dom w środku lasu, mieć gromadkę dzieci i dożyć szczęśliwej starości. Nie sądzę, że blondyn się we mnie wpoi, a ten koleś, który to zrobi będzie wypędzony przez moją matkę, bo ona nienawidzi jak ktoś psuje jej plany. 

- Chodź Kally, mamy o czym pogadać - uśmiechnęłam się smutnie i pociągnęłam ją w stronę jej domu.

U rudej w domu byłyśmy jakieś dziesięć minut później. Totalnie olałyśmy lekcje i jest mi z tym bardzo dobrze. Na początku musiałyśmy wszystko opowiedzieć jaj mamie (czytaj: ja musiałam to zrobić, bo ona była nadal za bardzo zaskoczona). Jej mama musiała pogodzić się z faktem, że wieczorem przychodzi Logan i zabiera ją do swojej watahy, jako swoją dziewczynę. Na początku było ciężko, ale gdy zobaczyła czarnego nie miała nic przeciwko. Ahh ten urok osobisty.

Ja, wracając od Kally, udałam się jeszcze na moją polankę. Nikogo na niej nie zastałam. Nie to, że spodziewałam się kogoś, ale jednak miałam cichą nadzieję, że będzie tu Drake. Od razu gdy o nim pomyślałam przypomniał mi się wydarzenia dzisiejszego dnia. 

Poczułam ogromną złość. Nie na niego, Kally czy Logana, ale na siebie. Jestem na siebie wściekła, bo nic nie zrobiłam, kiedy odchodził. A znając mnie, pewnie później będę miała do niego pretensje. Zacisnęłam pięści i podeszłam do skały. Często jak byłam wkurzona w nią waliłam. To zawsze pomagało i dawało upust moim emocją. 

Tak też było w tym przypadku. Uderzyłam z całej siły w skałę, a ona pękła. Tak po prostu zrobiła się w niej szpara. Stałam tam z szeroko otwartymi oczami, bo czasem uderzałam w nią znacznie mocniej i ani drgnęła. A teraz? Widzę w niej szparkę. Nie jest taka duża, ale jednak. I chyba coś w niej błyszczy? 

Pierwsze SpojrzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz