03

1K 86 7
                                    

- Wiem od Brian'a, że coś planują ale nie chciał zdradzić o co chodzi - odparł. Nadal siedzieliśmy w tym samym pokoju, tylko Kane chodził niespokojnie w tą i z powrotem.

- Nie zgadzam się, słyszycie?! - Marcus podniósł głos nie martwiąc się o to czy ktoś go usłyszy. Ryzykował życie nas wszystkich. - Moja córka nie będzie się tak narażać.

- Wszyscy się narażamy, nie widzisz? — Harper wstała chcąc się z nim zrównać. — Zastanów się jakie to będzie miało konsekwencje również dla nas!

— Przestańcie się kłócić — westchnęłam. Wywróciłam oczami na jego karcące spojrzenie i jak gdyby nigdy nic wróciłam do rozmowy na temat naszego planu.

— A co jeśli Josephin nas zdradzi? — odezwał się jakiś chłopak siedzący obok Madison. Wszyscy spojrzeli na niego, włącznie ze mną, a później przenieśli spojrzenie na mnie. Poczułam się dziwnie w tej sytuacji, ale zaraz potem całą mnie przepełnił gniew. Jak w ogóle mogą tak myśleć? — Jesteś tylko człowiekiem i wszyscy wiemy, że lecisz na Bellamiego.

— Zamknij się już — warknęłam w jego stronę. Byłam wściekła, bo wygadywał głupoty. — Nigdy bym tego nie zrobiła. Kim ty w ogóle jesteś żeby mnie oceniać? Nie znasz mnie.

— Tak jak ty nie znasz jego. Jesteś zaślepiona jego ładną buźką i nie widzisz co tu się dzieje. Dorośnij w końcu i zacznij postrzegać rzeczy takie jakie są, a nie takie jakie chciałabyś żeby były — wyszedł zaraz po tym jak skończył mówić. Nie znałam jego imienia, ale wydawał mi sie znajomy. Może przyleciał z nami na ziemię, ale niczego już nie byłam pewna. Bardzo pragnęłam żeby ten chłopak nie namieszał mi w głowie, ale chyba było już za późno. Mimo pewności, że nie powiem więcej niż powinnam, nagle zrodził się we mnie strach, że stracę nad sobą kontrolę.

— Muszę stąd wyjść — skierowałam się do wyjścia, ale powstrzymała mnie silna ręką mojego ojca. Zawsze próbował mnie chronić i za to go nienawidziłam. Spojrzałam smutno w jego stronę, a on poluźnił uścisk. Mogłam spokojnie mu się wyrwać i pójść dalej. Jedyne co lubiłam między nami to to, że rozumieliśmy się bez słów, ale on wiedział co chce mu powiedzieć tylko wtedy gdy miał na to ochotę. Sprawiał wrażenie jakby to zdażyło się pierwszy raz, chociaż już wiele razy dawałam mu sygnały. Po prostu nie chciał ich odczytywać. — Przepraszam.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam do głównego wyjścia. Potrzebowałam szybko zaczerpnąć powietrza, ale wpadłam na tego chłopaka, który tak na mnie naskoczył. Mogłam spodziewać się tego, że go spotkam, przecież wyszedł chwilę przede mną.

— O, przyszła pani Blake — uśmiechnął się szyderczo, a ja posłałam mu zabójcze spojrzenie. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać...

— Nie wiem jaki masz problem, ale daj sobie spokój. Nic o mnie nie wiesz — stałam się zbyt nerwowa w stosunku do jego osoby, a to źle na mnie wpływało. Zawsze gadałam głupoty kiedy byłam zła.

— Każdy cię zna Josephin — prychnął. To akurat był fakt. — Przed pojawieniem się twojego ojca byłaś tu nikim, a teraz od ciebie ma zależeć nasze życie? To Clark powinna być na twoim miejscu.

— Clark tu nie ma, nie widzisz? Zwiała, bo nie potrafiła poradzić sobie z tym, że ratowała nasze życia — wytknęłam palec w jego stronę. Nadal nie wiedziałam jak ma na imię. — I teraz znów miałaby podejmować trudne decyzję?

— Bellamy nigdy... — warknął w moją stronę, ale ktoś szybko mu przerwał. Najpierw zauważyłam kurtkę strażnika i przestraszyłam się, że ktoś słyszał naszą rozmowę. Dlaczego jestem tak nie ostrożna?

— Czy jest jakiś problem? — Blake stanął między nami zwracając się twarzą w stronę mojego towarzysza, jakby chciał mnie chronić. Czy ja zawsze muszę wszystko nad interpretować?

— Pewnie kilka by się znalazło — znów ten pewny siebie uśmieszek wpłynął na jego twarz. — Za to twoja księżniczka nie ma żadnego.

— Spadaj stąd i przestań zaczepiać innych — popchnął go lekko w stronę wyjścia, a on jedynie odwrócił się na pięcie i wyszedł. Zanim jednak to zrobił spojrzał dziwnie w moją stronę. — Wszystko w porządku Jo?

— Nie wiem po co pytasz skoro nic cię to nie obchodzi — wzruszyłam ramionami idąc w stroje swojego pokoju. Jako córka Kane'a dostałam własną sypialnie.

— Dobrze wiesz, że tak nie jest — dogonił mnie, a potem wszedł za mną upewniając się, że nikt za nami nie szedł. — Jesteś dla mnie ważna.

— Nie tak ważna jak Pike i twoja nowa dziewczyna — założyłam ręce na piersi i oparłam się plecami o ścianę, kiedy zaczął się do mnie zbliżać.

— Masz rację. Jesteś ważniejsza — spojrzał na moje usta przygryzając wargę. Zaczął powoli i delikatnie mnie całować przez co zapomniałam o całym świecie. Każdy problem stał się tak malutki, jakby wcale nie istniał. Tak samo jak nasza relacja.

________________________________
Tak mnie jakoś dzisiaj naszło na pisanie 😏

Ily ♥

PS nie mam zielonego pojęcia kiedy będzie kolejny rozdział więc zalecam cierpliwość :)

Coward ▪Bellamy Blake▪ (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz