Rozdział 8

403 35 17
                                    

I oto jest... napisałem już wszystkie rozdziały do końca pierwszej części, a potem się wezmę za kolejną. Ale nie wrzucę ich tak od razu. Nie, nie, nie^^ bunnykou, miałbyś za dobrze. Tak w ogóle to dedykuję Ci tę część, braciszku =^.^= . Specjalnie dla ciebie ten rozdział przerwałem w podobnym momencie, a kolejny myślę, że wrzucę jutro albo pojutrze. Zapraszam

Rodzice siedzieli na obitych białą skórą krzesłach przy stole, którego blat wykonany był z idealnie czarnego kamienia ozdobionego białymi żyłkami. Kiedy projektowałem wystrój tej willi, najwięcej czasu poświęciłem właśnie na wybór odpowiednich materiałów. Teraz jednak moja ciekawość sięgała takiego poziomu, że nie przywiązywałem zbytniej uwagi do mebli i dekoracji, które zawsze przyciągały mój wzrok i łechtały zmysł estetyki. Usiadłem na krześle na przeciwko moich sponsorów. Tak, sponsorów. To słowo pasuje tu idealnie. Przez całe moje życie kierowali wszystkim, co robię i poświęcali naprawdę dużo pieniędzy na mój rozwój i edukację. Byłem im za to ogromnie wdzięczny. Dzięki nim dorastałem obracając się wśród wysoko postawionych ludzi, miałem kontakt z instytucjami i organizacjami, które wiele mnie nauczyły. Dodatkowym plusem było to, że nieświadomie i bezwysiłkowo przyswoiłem wszystkie zasady etykiety obowiązującej w towarzystwie. Świat biznesu, nauki, sztuki i polityki bardzo mi się podobał. Na uniwersytetach, w urzędach, teatrach czy na bankietach czułem się jak ryba w wodzie. Niemniej z rodzicami zawsze utrzymywaliśmy kontakty raczej chłodne, głównie dotyczące spraw zawodowych i mojej szkoły. Na stole między nami leżała teczka z logo organizacji, z którą rodzice już wcześniej współpracowali. Zajmowała się organizowaniem wymian zagranicznych na cały rok szkolny.

- Przejdźmy do rzeczy – zaczął ojciec – bo widzę, że ciekawość cię zżera

- Nie ukrywam, że od wczorajszego wieczora myślę głównie o tym, co chcecie mi przekazać

- Możesz już zacząć się cieszyć, bo udało nam się załatwić dla ciebie wymianę. Pojedziesz na cały rok do Stanów Zjednoczonych.

W tym momencie w moim sercu i umyśle zderzyły się ze sobą fale dwóch całkowicie przeciwstawnych uczuć. Z jednej strony ogromnie się cieszyłem, wyjazd do USA zawsze był moim największym marzeniem. Planowałem nawet w przyszłości wyjechać tam na stałę. Taki pobyt mógłby mi to znacznie ułatwić, zwłaszcza przez cały rok szkolny. Z drugiej jednak ból przepełniał mnie na myśl, że miałbym zostawić Takeru na rok, skoro dopiero od niecałej doby jesteśmy ze sobą oficjalnie.

- To wspaniale – powiedziałem, ale na mojej twarzy nie było uśmiechu. Zdecydowanie łatwiej za to byłoby wysłyszeć zwątpienie w moim głosie – kiedy konkretnie?

- Od września, wraz z początkiem drugiej klasy – znaleźliśmy ci bardzo dobry college w Los Angeles

- W Los Angeles? Naprawdę? – W tym momencie na chwilę zapomniałem o wszystkim. Informacja, iż miałbym spędzić rok w wymarzonym mieście wstrząsnęła mną całkowicie

- Tak, wiedzieliśmy, że zawsze tam chciałeś zamieszkać, więc dołożyliśmy wszelkich starań aby umieścić cię właśnie tam

- Dziękuję – powiedziałem łamiącym się ze szczęścia głosem – nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Ale muszę załatwić jeszcze jedną sprawę. Uzgodnimy szczegóły jutro, dobra? Muszę teraz pilnie wyjść

- Dokąd?

- Do szkoły, pochwalę się anglistce i pozostałym nauczycielom – wymusiłem uśmiech, wyszedłem z domu i najszybciej jak mogłem poszedłem do domu mojego chłopaka.

Zadzwoniłem do drzwi. Po chwili usłyszałem szczekanie psa. To znaczy, że ktoś jest w środku, całe szczęście. Kilkanaście sekund później brunet otworzył mi, pocałował w policzek na powitanie i zaprosił do środka. Był jednak nieco zaskoczony moją wizytą, bo umówiliśmy się dopiero na popołudnie następnego dnia. Zobaczył mój poważny wyraz twarzy i od razu wiedział, że sytuacja jest co najmniej skomplikowana.

- Chodź, zrobię naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz – że też bawi go tekst z reklamy, która już chyba nawet nie leci w telewizji

- To nie jest pora na żarty. Poza tym wiesz, że nie lubię kawy – zaśmiałem się, aby rozładować atmofserę

- Lepiej szybko mów, co to była za ważna wiadomość. Mam nadzieję, że dobra, chociaż widzę po tobie, że raczej nie za bardzo

- Właśnie chodzi o to, że bardzo dobra. Genialna wprost, moje największe marzenie spełniło się i to w wymiarze, krórego nigdy bym się nie spodziewał

- Największe marzenie, hmmm... O czym ty zawsze... Zaraz, chwila, chwila. Przecież to ja jestem twoim największym marzeniem i ono spełniło się już wczoraj – usiadł bliżej i przytulił się do mnie

- No tak, faktycznie. Masz rację. W takim razie drugie największe...

- To nie wiem, marzyłeś już o tylu rzeczach. Strzelam: samochód

- Nie, wyjeżdżam do Stanów

- To wspaniale, wiedziałem że w końcu uda ci się namówić rodziców na wakacje w Ameryce. Będę tęsknić przez te dwa tygodnie, ale cieszę się twoim szczęściem. Ale czemu ty jesteś taki przybity? Gdzie jest haczyk?

- Problem w tym, że... – nie mogłem odpowiednio dobrać słów – to nie będą dwa tygodnie i nawet nie wakacje

- Co masz na myśli

- Chcą mnie wysłać do Kaliforni na cały rok

- Nie! – wyrwało mu się z ust praktycznie od razu – znaczy... jak to sobie wyobrażasz? Opuścisz mnie na całe 12 miesięcy? - W jego oczach ujrzałem łzy, przytulił mnie jeszcze mocniej, jakby ktoś próbował mu mnie odebrać

- Mnie też to boli, kocham cię, wiesz?

- Wiem, ja ciebię też. Dlatego nie chcę ci stawać na drodzę, ale nawet nie wiesz, jak trudno jest mi się pogodzić z myślą o rozstaniu

Siedzieliśmy tak jakieś kilka minut, zupełnie jabyśmy cieszyli się swoimi ostanimi chwilami przed śmiercią. A przecież był dopiero maj. Do mojego wyjazdu mieliśmy jeszcze ponad 3 miesiące. Starałem się znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji i w pewnej chwili doznałem nagłego olśnienia.

Wiesz, kochanie – spojrzał na mnie tymi swoimiciemnymi, wilgotnymi od łez oczami - chyba mam pomysł...    

Pipe dream (yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz