Rozdział 5

248 17 2
                                    

  - Nie uważasz, że pozwalamy sobie na zbyt wiele? Nawet mnie nie znasz! – odepchnął ją równie gwałtownie, jak przyciągnął, aby ponownie pomóc jej zawirować dookoła

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  - Nie uważasz, że pozwalamy sobie na zbyt wiele? Nawet mnie nie znasz! – odepchnął ją równie gwałtownie, jak przyciągnął, aby ponownie pomóc jej zawirować dookoła.

- Jestem królową – szepnęła mu do ucha, stając na palcach. – Nikt nie decyduje za mnie.

– O ile uszy mnie nie mylą i dusza, mówiłaś, że nie jesteś jeszcze królową... – ponowił obrót oraz delikatnie naśladowane ruchy innych tańczących.

 – Mój ojciec jest daleko stąd! – uśmiechnęła się nieznacznie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 – Mój ojciec jest daleko stąd! – uśmiechnęła się nieznacznie. Ich twarze znów znalazły się blisko siebie. – Czyż zadaniem kobiety nie jest wyjść za mąż, urodzić dziecko, ocalić ród?

– Mam wielu wrogów – szept owionął jej ucho.

– Mogę cię od nich uwolnić...

– Lub ja ciebie od niego! – przerwał im, Vincent

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Lub ja ciebie od niego! – przerwał im, Vincent. Chwyciwszy gwałtownie królową w objęcia, obdarzony został lodowatym spojrzeniem. Matteus jedynie ukłonił się potulnie, po czym zrobił kilka kroków w tył, nie spuszczając wzroku z Anny.

– Co to miało znaczyć? – zapytała, tańcząc już w zupełnie inny sposób. Jej ciało było spięte, nieświadomie poszukiwała oczu Matteusa, gdy nogi niechętnie stawiały kroki.

– O cóż, księżniczce, chodzi? Przybyłaś na poszukiwania małżonka, czyż nie? Powinnaś mierzyć wyżej, Wiktorio! – jego białe zęby wyszczerzyły się w złośliwym uśmiechu.

– Nie myśl, że możesz rywalizować z Matteusem. To nim jestem zainteresowana! – mówiąc to pociągnęła ręką, by wyrwać się z uścisku, lecz lord schwytał mocniej. Oburzona królewna poczerwieniała ze złości na twarzy. Ponownie próbując wyrwać się, bezskuteczność dopięła swego. Mężczyzna znów zwiększył ucisk, a ręka księżnej zaczęła blednąć, co przyczyniło się do jej wybuchu.

– Puść mnie! - wrzasnęła. Muzyka przestała grać, przez salę przedarły się niespokojne szepty. Ludzie spoglądali w miejsce, w którym stała ta dwójka. Również Matteus spoglądał w to miejsce, trzymając w dłoni kieliszek z czerwonym winem. Wiktoria stąd mogła dostrzec pełne wściekłości spojrzenie, rzucane lordowi, który trzymał jej rękę. Puścił ją po dłuższej chwili, gdy tłum wciąż patrzył nań, lecz ich wzrok stawał się lodowaty, niektórych przerażony, a jeszcze innych obojętnych.Wycofał się z sali po cichu, nie budząc większej afery. Zdawał sobie sprawę, że to co zrobił nie było odpowiednie – lecz zazdrość o Wiktorie budziła się każdego dnia. A teraz, gdy pojawił się ten głupi bachor.... całkiem stracił wszelkie szanse. Jednak wszystko przekreślił właśnie teraz, kiedy z afektu próbował uwięzić swoją królową w żelaznym uścisku. Nie opuścił sali. Zaszył się w ciemnym kącie, obserwując to wszystko z boku oraz popijając doskonałe, królewskie wino. Obserwował bacznie jak młoda królowa tańczy z tym kurduplem. Uśmiech nie znikł jej nawet na moment, a pojawiała się radość i ekscytacja, bowiem Matteus przyciągał ją do siebie. Dlaczego kiedy on tak zrobił, to wybuchła, sprowadzając na nich spojrzenia ciekawskiej szlachty? Co było w tym gówniarzu takiego, że Wiktoria prawie oszalała na jego punkcie? Vincent znał ją dłużej, to on byłby dla niej lepszy... a nie jakiś biedny mieszczanin. W końcu on wybuchł rzucając złotym kielichem w przypadkową szlachciankę. Kobieta dostała ostrą krawędzią w głowę, a następnie upadła. Szlachcic wymknął się szybko z tłumu, aby żadne oskarżenia na niego nie padły. Równie dobrze mógłby wykorzystać to morderstwo przeciwko Matteusowi, ponieważ – najprawdopodobniej – gruba szlachcianka nie żyła. Tak! Bardzo szybko zorientowano się, że do czegoś doszło. Nagle muzyka umilkła, ludzi rozstąpili się więc i Wiktoria musiała zobaczyć cóż się wydarzyło.

– Ktoś ją zabił! – zauważył pewien szlachcic

– Przyrzec mógłbym, że zdawało mi się, iż to jedynie zbyt spora ilość alkoholu! Na balach to bardzo częste...

– Matteusie! – skarciła go, Wiktoria, próbując stłumić śmiech – Przestań! To niezwykle poważna sprawa. – Co tu się wydarzyło? – krzyknęła, tak by wszyscy mogli ją usłyszeć. – Czy ktoś coś widział?

– To na pewno ten dureń! – wrzasnął, Vincent, wskazując na stojącego obok Matteusa. – Tam leży kolejna ofiara! – wskazał na leżącego przy drzwiach mężczyznę z poderżniętym gardłem.

Nim Wiktoria zareagowała, na sali zaczął się rozgardiasz i hałas, panika oraz krzyki, a co za tym idzie – przepychanie się wzajemnie ku drzwiom, aby wydostać się z klatki mordercy. Księżna spojrzała smutno na Matteusa. Rzucone przez Vincenta oskarżenia zasiały ziarno nieufności, lecz nie w niej! Skoro bawiła się u jego boku cały wieczór, to jak mogło dojść do jakiegokolwiek morderstwa? Ludzie, na czele z Vincentem, zaczęli rzucać oskarżenia w kierunku młodzieńca. Wiktoria rzuciła mu wściekłe spojrzenie, lecz musiała przeprowadzić proces. Na Vincencie... lub na Matteusie.

Wbrew TradycjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz