Rozdział 9

206 24 2
                                    

    Wszystko działo się tak szybko: śmierć ojca, potem Konstancja, wyrok na ciotce, przybycie Henryka... a w tym wszystkim ja. A obok mnie nie było Matheusa... lecz za to był Vincent.

Spływały do mnie wiadomości, że Henryk ze swą świtą już się zbliżają. Ponoć zakupił pierścień wielki jak pięść z najpiękniejszym brylantem, a resztę żon zamierza zaszlachtować niczym prosiaki. Żadna ponoć nie dała mu jeszcze syna, ja także nie zamierzałam. Nie będę mogła go jednak odprawić z niczym, jeśli zastanie mnie jako pannę. Musiałam więc tu i teraz wyjść za mąż. Tylko jak podjąć decyzję, nie mając w czym wybierać? Oczywiście, mogłabym skupić swoją uwagę na Vincencie ale czułymi słówkami nie będzie mnie karmił  całe życie. Kiedyś nadejdzie czas, że takie życie go zmęczy a on poszuka sobie młodszej damy... może źle go oceniam?

    Te wszystkie przemyślenia mknęły młodej księżniczce przez głowę z prędkością światła, kiedy to stała obok jednego z strażników. Było ich około pięciu i każdy chronił ją przed potencjalnym atakiem na moje życie. Patrzyła z uniesioną głową jak wyprowadzają Małgorzatę, która całą noc spędziła w zapleśniałej, śmierdzącej celi: jej suknia nie była już piękna i złota, włosy miała w nieładzie a twarz zalaną łzami. Piękny makijaż, który jeszcze wczoraj gościł na jej twarzy, dziś był jedynie wspomnieniem piękna. Bowiem tusz rozmazał się na policzkach a intensywnie czerwona pomadka była wszędzie, tylko nie na ustach. Przez moment Wiktorii było jej żal, lecz tylko przez chwilę. Kiedy stanęła przed tłumem ludzi, Maria Daubney - jedna z Małej Rady, odczytała oskarżenia zarzucane Małgorzacie. Zebrani słuchali z niedowierzaniem, jakby nie mieściło się to w ich głowach. Chwilę później kat przystąpił do działania, a księżniczka obserwowała każdy jego ruch. Chciała śmierci ciotki tak samo, jak chciała śmierci Konstancji. Niestety, choroba ją wyprzedziła.

   Kiedy ciotka wydała ostatnie tchnienie, Wiktoria opuściła to miejsce. Ludzie stali jeszcze, kręcili się ciekawi co też można jej zabrać. Ktoś próbował okraść ją z biżuterii, ale straż powstrzymała złodzieja. Jak dla samotnej, opuszczonej księżniczki, to mogliby wziąć jej wszystko pozostawiając ją nagą. Wsiadając do powozu widziała jeszcze jakieś zamieszki, prawdopodobnie delegacja z rodzinnych stron Małgorzaty przybyła po jej ciało. Jeśli wuj będzie chciał wojny, to ją dostanie.

Nie pozwolę, by ktokolwiek igrał z moją rodziną.

Wewnątrz powozu miała przygotowany koc oraz poduszki. Domyśliła się, że to sprawka Vincenta który chciał bym odpoczęła. Ostatni raz spojrzała przez małe okienko, po czym zasnęła okrywając się kocem.  Obudziła się dopiero przed pałacem, gdzie są wyboiste dróżki i często trzęsie powozem. Przeciągnęła się, próbując doprowadzić do normalnego stanu, a chwilę po tym narzuciła na siebie mocniej koc. Zaczęło lać i zrobiło się bardzo chłodno. Piętnaście minut później dotarliśmy do zamku. Dziewczynę powitała Mała Rada, wyraźnie zaniepokojona. Zapewne tylko czekali, aż przybędzie.

- Coś się stało? - spytała Wiktoria wysiadając z powozu przy pomocy ręki Vincenta. Zaraz po mnie wysiadła, z powozu jadącego kawałek za nami, Maria Daubney.

- Pani, jesteśmy niezmiernie szczęśliwi - powitała ją neutralnie Anna, co wydało się w jej wykonaniu dziwne - Jednak musimy o czymś niezwykle pilnie pomówić. Najlepiej w sali narad - po tych słowach skłoniła się w  kierunku księżniczki.

Odpowiedziała jej tym samym, a następnie ruszyli w ciszy przed siebie. W zamku panowała dziwna, napięta atmosfera. Damy dworu witały swoją Panią subtelnymi ukłonami głowy, jednak wydawałoby się, że były niezwykle zatroskane.

Wnętrze sali okrywał mrok, dopóki Anna nie zapaliła pochodni. Vincent zaś otworzył okiennice by wpuścić nieco wiosny, a bracia Waller'owie zajęli się przygotowywaniem dokumentów dla przyszłej królowej. Wiktoria zasiadła na wysokim krześle, na wprost miejsca Anny. Obok księżniczki zasiadła Christiane, następnie bracia, Maria i Anna. Stół był długi, a co za tym idzie, przeznaczony był do większej ilości osób. Gdy jeszcze miejsce Wiktorii zajmował jej ojciec, o miejsce w Małej Radzie biło się mnóstwo szlachciców, lecz gdy córka ich ukochanego króla miała zająć to miejsce - chętnych nagle zabrakło.

- Księżniczko - odezwała się po chwili ciszy Anna - Sprawy obrały..nieprzyjemny obrót. Henryk jest gotów już w najbliższych dniach pojąć Cię za małżonkę, i nie chce żadnych wymówek. Jedyne co może Cię uratować to zaślubiny. Pozostaje pytanie z kim.. ?

- W dodatku - wtrącił Louis - jeśli mogę Ci przerwać Anno, Henryk jest tutaj, po drugiej stronie zamku wraz z delegatami oraz wojną. Wysłał Ci dokument, w którym zachwala swoją osobę oraz pokazuje jakim idealnym małżonkiem dla Ciebie może być..

- Pozostaje jeszcze kwestia koronacji ! - odezwał się gwałtownie brat Louisa, William - Jeśli Wiktoria w najbliższym nie zostanie królową, Henryk będzie rościł sobie do niej prawa.

- Niby jakim cudem? - oburzyła się Wiktoria - Mój ojciec nie zaręczył nas jako niemowlęta, więc sama mogę wybrać męża a nawet pozostać panną, o!

- To ostatnie to tak nie do końca... bowiem królową zostaniesz dopiero, gdy wyjdziesz za mąż - poprawił ją William

- Więc.. co mam zrobić? - w oczach Wiktorii pojawiły się łzy - Nie chcę tego dupka za męża!

Wówczas Vincent wstał, odsunął swoje krzesło, przerywając tym samym napiętą ciszę, i ruszył w kierunku Wiktorii. Spoglądając jej w oczy uklęknął na jedno kolano, po czym wyciągnął z ukrytej kieszonki mały, drobny, srebrny pierścionek. Oczy Wiktorii zrobiły się raz większe na widok tego, co czynił Vincent.

- Nie mogę dać Ci tak wiele jak Henryk, ale mogę Ci przysiąść, że będę Cię kochał. Będziesz dla mnie wszystkim, a ja będę Twoją ostoją. Będę Twoim rycerzem, Twoim strażnikiem, ochronię Cię przed wszystkim i przed każdym. Dam Ci całą miłość jaką posiadam, całą czułość i sprawię, że poczujesz się wyjątkowa.. tylko zostań ze mną. Wiktorio Anno, zostaniesz moją żoną?

W sali zapadła grobowa cisza. Wiktoria nie wiedząc cóż czynić, rozejrzała się po znajomych twarzach. Większość była zachwycona, tylko nie Anna. Zapewne chciała dla niej czegoś lepszego, ale to był ratunek dla jej jedynej córki.

- Tak - wyszeptała dziewczyna wstając z miejsca - Tak, Vincent! - rzuciła mu się w ramiona, a wszyscy zaczęli klaskać.

Wiktoria uratowała się od Henryka, lecz ruszyła w nieznane. Nie znała od tej strony Vincenta, a on nagle miał stać się jej małżonkiem. Anna klaskała szczęśliwa, lecz w jej oczach czaił się strach. Podobnie jak w oczach przyszłej królowej.

Wbrew TradycjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz