Rozdział I - Strach przed czymś, co ciężko pokonać jest naturalny

812 59 6
                                    

 – Alec! – wrzasnął jakiś starszy rangą mężczyzna. Zerwałam się z koca i wybiegłam przed namiot.

– Tak! – stanęłam na baczność, a ten popatrzył surowo. Obok niego stał drugi mężczyzna, o czarnych włosach, spokojnym spojrzeniu i z peleryną zarzucona na ramieniu. Przy boku miał porządnie wykonaną pochwę, z której wystawała rękojeść jednorocznego miecza, znacznie lepszej jakości niż miecze naszego partyzanckiego wojska. Wydawał się znajomy, ale nie należał do naszego oddziału. Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem jeszcze raz, a zielone oczy odpowiedziały mi beznamiętnie.

– Ten mężczyzna – sierżant wskazał nieznajomego – Chce rozmawiać z dowództwem. Zaprowadź go.

– Tak jest, sierżancie.

Odszedł w swoją stronę i spojrzałam znów na nieznajomego.

– Za mną – odezwałam się po prostu, ruszając w stronę środka obozu. Usłyszałam za sobą kroki. Zerknęłam za siebie, niebezpieczna ciekawość wygrała – Mogę spytać, dlaczego chcesz zobaczyć się z dowódcą?

– Mam ważne informacje na temat zamku Vlada Tepesa – odparł spokojnie, obserwując mnie zielonymi oczami. Skądś go kojarzę, ale skąd? – A ty, Alecu, odpowiesz na moje pytanie? – uśmiechnął się lekko.

– Oczywiście – przytaknęłam. Skoro on mi odpowiedział, to ja także powinnam. Takie życie.

– Co osoba o tak drobnej budowie ciała robi w obozie, który ma zaatakować legendarnego wampira?

Prawie się potknęłam. Zauważył, że jestem kobietą?!

– Pomaga – odparłam, siląc się na spokojny ton – Nienawidzę Draculi, chciałem jakkolwiek pomóc. Szkoda, że nie mogę walczyć.

– Ćwicz ciężko, a będziesz mogła – uśmiechnął się szeroko.

Popatrzyłam na niego przeciągle, zatrzymałam się przed największym namiotem.

– Muszę zabrać twój miecz, zanim wejdziesz do dowództwa.

– Zrozumiałe - pod uważnym spojrzeniem dwóch mężczyzn strzegących namiot oraz moim, wysunął pochwę zza pasa i podał broń w niej. Gdy tylko nieznajomy odwrócił się i wszedł do namiotu, przebiegłam wzrokiem po porządnych okuciach na pochwie. To była prosta pochwa bez żadnych błyszczących ozdób, ale wyraźnie znacznie lepszej jakości niż pochwy i bronie obozowe. Wykonana z utwardzonej skóry i dodatkowo zabezpieczona okuciami na końcu, przy rękojeści i jeszcze pośrodku. Mimo że nie rzucała się w oczy jak większość pięknych błyszczących sprzętów rycerskich, mężczyzna wyraźnie był kimś ważniejszym niż zwykły biedniejszy szlachcic, na którego wyglądał na pierwszy rzut oka.

***

Następnego dnia Julius, mój przełożony, wmaszerował do namiotu, w którym mieszkałam.

– Jak to dowództwo wymordowane?! – zerwałam się, słysząc nowinę.

– Wczoraj jakiś mężczyzna, którego podejrzewamy o bycie Draculą, dostał się do namiotu, a potem po prostu wyszedł - odparł Julius - Strażników nie wołano, więc nie zaglądali. I tak do rana. Rano sam poszedłem z wiadomością...

Przestałam go słuchać, gdy jego słowa dotarły do mnie z siłą wiadra zimnej wody. Jakiś mężczyzna. A ja... wczoraj... zaprowadziłam kogoś pod namiot. To był... on? Ale w dzień?!

Nagle do namiotu wpadło kilku uzbrojonych mężczyzn i zanim się zorientowałam, popchnęli mnie na kolana i przytrzymali, bym się nie wyrwała.

– Alecu – odezwał się Julius, zmieniając ton głosu na ostrzejszy – Strażnicy jednogłośnie twierdzą, że to ty go zaprowadziłeś. Czy to prawda?

Nienawidzę goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz