Rozdział pierwszy: Potrafiła pokochać

892 51 5
                                    

"Czy mię ty kochasz? Wiem, że powiesz: - tak jest;
I jać uwierzę; mimo przysiąg jednak
Możesz mię zawieść. Z wiarołomstwa mężczyzn
Śmieje się, mówią, Jowisz."

- Romeo i Julia, William Szekspir

12 dni wcześniej

Wstaję dzisiaj wcześnie, żeby przygotować się do pierwszego dnia w szkole po wakacjach. Kiedy jestem gotowa, schodzę na dół do jadalni, gdzie czeka już na mnie śniadanie przygotowane przez nową kucharkę Monicę. Zasiadając do stołu, kątem oka zauważam Lunę Valente - córkę kucharki. Udaję jednak, że jej nie widzę, gdyż nie była ona moją ulubioną osobą w tym domu.
To zadanie okazało się jednak trudniejsze, gdy okazało się, że musimy jechać do szkoły tym samym samochodem. Nie może pojechać autobusem?!
Przez całą drogę do Blake South College dziewczyna nawija o tym, jak bardzo się stresuje pierwszym dniem w nowej szkole, i jak bardzo jest zarazem podekscytowana. Świetnie, nie da się z nią wytrzymać.
- Lunita - wzdycham cicho - Możesz się trochę uciszyć? - pytam niezbyt miło. Nie obchodzi mnie, że za kierownicą siedzi jej ojciec, który wszystko słyszy.
Kiedy dojeżdżamy na miejsce, wychodzę z samochodu i pospiesznie ruszam w stronę mojego chłopaka Matteo.
- Cześć, kochanie - podchodzę do niego i całuję go na powitanie.
- Z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza - odpowiada z uśmiechem. Nie dziękuję mu, tylko się uśmiecham.
- Wiem o tym - mówię po chwili.
Następnie wchodzimy do budynku, a ja zamykam drzwi Lunie, która dopiero teraz do nich dotarła, przed nosem.
Przez całą lekcję matematyki wysyłamy sobie z Matteo SMS-y. Trzymam swój telefon w piórniku tak, aby nauczycielka tego nie zobaczyła.

Od: Matteo
Kim była ta dziewczyna, co jechała z tobą do szkoły?

Wzdycham cicho i wywracam oczami.

Do: Matteo
Ta smarkula? To dość długa historia...

Od: Matteo
Ok. Potem powiesz?

Do: Matteo
Pewnie.❤

Od: Matteo
Kocham cię

- Panno Smith? - słyszę głos nauczycielki, więc jak najszybciej podnoszę głowę i unoszę lekko brwi. - Proszę podać wynik tego równania.
Patrzę na tablicę, szybko licząc w myślach.

Od: Matteo
x = 36,9
y = 14
z = 297,4

Odczytuję wiadomość i podaję nauczycielce poprawne odpowiedzi, a ona zaciska zęby. Chciała przyłapać mnie na nie słuchaniu na lekcji. Nie udało jej się. Punkt dla Ambar.

Do: Matteo
Sama bym sobie poradziła.

Od: Matteo
Nie podziękujesz?

Do: Matteo
Nie.

~•~

- Więc? - podchodzi do mnie Matteo na przerwie - Kim była ta dziewczyna.
- Cóż - patrzę na niego - Córka nowej kucharki, przyjechała z Meksyku.
- Chwila - marszczy brwi - To nie ta, którą wrzuciłaś do basenu?
- Sama tam wpadła - wzruszam ramionami. Dlaczego wszyscy mnie o to oskarżają? Dobrze, to ja jej podstawiłam nogę, ale jakby umiała jeździć na wrotkach tak jak ja, uniknęłaby upadku. Co innego, że od nikogo nie można wymagać dorównania poziomem mi - królowej toru - bo jestem najlepsza ze wszystkich. - Idziemy do Rollera? - spytałam po chwili.
- Pewnie - uśmiecha się.

Kiedy jesteśmy na miejscu, idziemy założyć wrotki. Wchodzimy na tor, żeby poćwiczyć nasz układ do konkursu.
Gdy zaczynamy tańczyć, rozumiemy się bez słów. Wszyscy rozchodzą się na boki, żebyśmy mieli miejsce do popisu. Podziwiają nas. W wyznaczonym momencie Matteo chwyta mnie i podnosi do góry, i tak zataczamy kółko po całej scenie. Potem opuszcza mnie na ziemię i wykonujemy mnóstwo innych skomplikowanych ruchów, których nikt z obecnych nie umiałby powtórzyć.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotykają. Posyła mi pewny siebie uśmiech, który ja odwzajemniam. Jesteśmy najlepsi i zdajemy sobie z tego sprawę. Na torze pasujemy do siebie idealnie, jesteśmy jak jedna dusza rozdzielona na dwa ciała, dzięki czemu możemy wykonywać tak dokładnie zsynchronizowane ruchy. Jesteśmy jednością. Co z tego, że patrzy na nas tyle osób? Liczy się tylko nasza dwójka i nic więcej.
Kiedy kończymy, rozlegają się głośne oklaski, choć to była jedynie zwykła próba. Jednak jesteśmy lepsi od innych, więc nas podziwiają. Nie patrząc na nikogo, schodzimy z toru.
Do Matteo podchodzi Gaston, więc ja odjeżdżam trochę dalej, żeby mogli w spokoju porozmawiać. Podjeżdżam do swojej szafki, z której wyjmuję wodę, którą wcześniej tam zostawiłam. Odkręcam korek i piję kilka łyków, bo po tańcu jest mi sucho w gardle.
- Dziewczyno, byliście wspaniali - podchodzą do mnie Jazmin i Delfina.
- Wszystko nagrałyśmy i za chwilę cały świat to zobaczy - Jazmin uśmiecha się do mnie uroczo, a potem kieruje swój wzrok na tablet, gdzie coś klika.
- Świetnie - odpowiadam obojętnie, jakby mi nie zależało. Owszem, zależy mi, ale nie jest to sprawa na tyle istotna, żeby ktoś zobaczył, że się nią przejmuję.
Zdejmuję wrotki i idę do baru zamówić sobie jakiś koktajl, a dziewczyny, jak zawsze, podążają za mną. Zatrzymuję się jednak, gdy słyszę rozmowę Matteo z Gastonem.
- Rozmawiałem z Luną - mój chłopak wskazuje Gastonowi siedzącą w rogu dziewczynę obok Niny, największej kujonki w szkole. Cofam się za róg ściany i wytężam słuch.
- No i? - pyta Gaston.
- Jest całkiem ładna - Matteo się śmieje. - Chyba mi się trochę podoba.
Nie mogę uwierzyć. To niemożliwe, nie zrobiłby mi czegoś takiego. Przecież mnie kocha, i ja też go kocham - choć czasem tego nie okazuję. Ale kocham go. Czyżby się mną znudził? Od razu nachodzi mnie kolejne pytanie, na które odpowiedzi się boję: jak długo się umawia z innymi za moimi plecami?
Z zamyślenia wyrywają mnie głosy moich przyjaciółek:
- Kto to Luna? - pyta Jazmin, niezbyt ogarniająca, co się dzieje.
- Ta, co oblała Ambar shakiem - odpowiada zdenerwowanym tonem Delfi.
Wzdycham i oznajmiam im, że wychodzę, bo jestem zmęczona. Wychodzę z wrotkowiska i kieruję się prosto do swojego domu. Mojego, nie Luny.

~•~

Mijam w salonie swoją matkę chrzestną, ale nie odzywam się ani słowem. Wchodzę po schodach i idę do mojej sypialni, w której zamykam się. Nie chcę żadnych gości. Chcę tylko spokoju. Wciąż myślę o podsłuchanej rozmowie Gastona i Matteo.
Jesteśmy królami toru, nigdy nie mieliśmy między sobą żadnych problemów. Choć czasem nasza relacja wydawała się bardzo sztuczna - tak naprawdę zawsze była prawdziwa, a przynajmniej ja tak sądziłam.
Do mojego pokoju wchodzi Luna, a ja piorunuję tę smarkulę wzrokiem.
- Czego chcesz? - pytam, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie chcę tu jej obecności.
- Pomogłabyś mi w pracy domowej? To jest naprawdę trudne - patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Wywracam oczami, podnoszę się z łóżka i podchodzę do niej. Wskazuję jej dłonią krzesło przy moim biurku, więc siada na nim i kładzie zeszyt przed sobą.
Nie mam najmniejszej ochoty pomagać jej w czymkolwiek, jednak poprzedniego dnia zawarłyśmy "rozejm", więc nie daję po sobie poznać, że najchętniej bym ją wyrzuciła z tego domu w tempie natychmiastowym.

Kiedy wychodzi z mojego pokoju, zamykam się na klucz i nie odpowiadam nawet, gdy ktoś puka. Nie zeszłam na kolację, więc na pewno jutro będę o wszystko wypytywana przez Sharon. Nie myślę jednak o tym, co się wydarzy jutro, bo czuję się tak, jakby świat skończył się dzisiaj po rozmowie Matteo i Gastona.
Nie zdając sobie sprawy, w końcu zasypiam. Tej nocy nie śnią mi się już moi rodzice. Tym razem mam inny koszmar. Koszmar o bezbronnej dziewczynce porzuconej nie tylko przez rodziców, ale i przez chłopaka - jedyną osobę, która ją szczerze lubiła, tolerowała i szanowała... Jedyną osobę, która ją potrafiła pokochać.

Spójrz Na Mnie × MambarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz