Stuk zamykanych drzwi. Kilka kroków i John stoi już przed drzwiami. Zatrzymuje się na chwilę, po czym cicho otwiera drzwi.
- Sherlock? - rozlega się jego głos, ciepły i przyjemny jak zwykle - Jesteś w domu?
Leżę cicho i bez ruchu. Cholera jasna! Powinienem był wyjść stąd wcześniej.
Nie wchodź do sypialni, nie wchodź do sypialni, John, błagam, nie wchodź tu.
Jego kroki rozlegają się na schodach i powoli otwiera drzwi swojego pokoju.
Udajesz, że śpisz. Oczy zamknięte, oddech wyregulowany. Spokojnie.
Moment zaskoczenia. John szybko nabiera powietrza. A potem cisza.
- Sher... - zaczyna, ale chyba orientuje się, że śpię (ach, John, jak łatwo cię oszukać), bo przerywa. Chce wyjść, kieruje swoje kroki ku drzwiom, kiedy nagle zatrzymuje się i cofa. Czuję nagle dotyk ciepłego materiału na skórze i przechodzi mnie dreszcz. Potem John znów próbuje wyjść i znów coś go zatrzymuje. Podchodzi od drugiej strony łóżka, siada obok i gładzi mnie po włosach.
Sherlock, śpisz, pamiętasz? Nie poruszaj się na miłość Boską!
Raptem schyla się i całuje mnie w czoło.
Tego już dla mnie za wiele. Cholerny sentyment.
Szybko przekręcam głowę tak, że tam gdzie przed chwilą była moja grzywka, znajdują się usta. Czuję delikatny dotyk warg Johna na swoich i słyszę, jak jęczy zaskoczony, ale nie przerywa. Wręcz przeciwnie, wpuszcza mnie dalej, głębiej, pozwala mi zbadać go dokładniej.
Ale ja w tej chwili myślę tylko o jednym.
John.
John.
John.
John.
John...
Wypełnia nagle cały mój umysł, mój świat zaczyna się kręcić tylko wokół niego. Wokół mojego małego, przysadzistego doktorka. Wszystko wiruje, a ja czuje się jak najszczęśliwszy człowiek na Ziemi.
Och, mój drogi Watsonie.
Odsuwam się dopiero, kiedy muszę zaczerpnąć powietrza. Miłość miłością, ale nie chcę skończyć tego wieczoru w szpitalu po omdleniu na skutek niedotlenienia organizmu...
- S-sherlock... - sapie cicho John.
Jedno spojrzenie na doktora i już wiadomo było, że jest równie zadowolony, co ja. Na twarzy wykwitł mu szeroki uśmiech, oczy błyszczały, rozszerzone źrenice, oddychał szybko, ale miarowo, puls przyspieszony.
- Cicho, bo zepsujesz chwilę - mruczę pod nosem, udając obrażony ton.
Parska śmiechem. Potem zbliża twarz do mojej twarzy niebezpiecznie blisko i szepce mi do ucha:
- Ty naprawdę...? Naprawdę tego chcesz?
- Nie robię rzeczy, których nie chcę robić. To mnie odróżnia od ogółu pospólstwa.
- Skromny jak zwykle.
Znowu wybuch śmiechu.
- Ale Sherlock... - zaczyna po chwili John - obiecaj, że mnie nie zostawisz. Nie przeżyłbym tego. Nie chcę ci się znudzić. Nie chcę stąd odchodzić. Więc powiedz mi... Zostaniesz ze mną?
- Do końca moich dni, doktorze Watson.
John uśmiecha się i całuje mnie znów, czule i delikatnie.
- Kocham cię, Sherlock.
- Mamy dzień wyznań? Ok, zostawiłem parę stóp w lodówce.
- Sherlock!
- Dobra, dobra, żartuję. Ja również.
- Również co?
- Kocham cię, a co innego?
- Z tobą nic nigdy nie wiadomo.
CZYTASZ
Johnlock (Tłumaczenie)
FanfictionJedna historia. Dwoje ludzi. Wspólne losy. Johnlock, Johnlock i jeszcze więcej Johnlocków. Opowieści tłumaczone z AO3, fanfiction.com i innych stronek. Zgoda jest:)!