Rozdział 11

427 44 2
                                    

Stałam wryta w ziemię. Nagle poczułam, że moja torba robi się cięższa. Ręką dotknęłam torby chcąc wyczuć kształt przedmiotu. To pozytywka. Zjawiła się w najbardziej odpowiednim momencie. Wyjęłam ją. Chciałam ją nakręcić, ale miałam jedną sprawną rękę, bo drugą trzymałam mocno krwawiący brzuch. Przycisnęłam pozytywkę do brzucha i podtrzymując nim ją, nakręciłam. Ucisk noża baletnicy do mojej szyi nagle zelżał, a po chwili już w ogóle go nie czułam. Chciałam od niej odbiec, ale widać jej się ten pomysł nie spodobał i dźgnęła mnie jeszcze raz w ramię. Na ostatkach sił nacisnęłam spust pistoletu. Nie wiedziałam czy trafiłam bo nagle zakręciło mi się w głowie i zemdlałam...

/*\

Otworzyłam oczy. Wszystko było białe... Leżałam na jakimś łóżku. O dziwo bez problemu z niego wstałam. Podciągnęłam koszulkę. Po ranie na brzuchu nie było śladu, moje ramię również było nienaruszone. Ruszyłam przed siebie. Ta czysta biel aż raziła po oczach. Gdzie ja jestem? W oddali zobaczyłam dwoje ludzi. Nie pewnie do nich podeszłam.
- Prz..przepraszam. Wie pani może gdzie jestem? - spytałam.
Ta kobieta... To była moja mama... Jej duże zielone oczy patrzyły na mnie z troską. Piękne blond włosy, które po niej odziedziczyłam jak zwykle były w nieładzie. Zapamiętałam ją właśnie taką.
- Córeczko, jesteśmy w... niebie. - powiedziała.
- Cz...czyli ja nie... żyję? - bałam się odpowiedzi.
- Tak jakby, aktualnie jesteśmy w niebie, bo twój umysł połączył się z nami, duchami. - powiedział mężczyzna stojący obok mamy. Tak to on. Tata. Kruczoczarne włosy, piwne oczy. Wszędzie je rozpoznam.
- Czyli jestem... medium? - zapytałam.
- Tak.
- A czy jest jakiś sposób, żebym wróciła do świata yy... żywych? - starałam się zabrzmieć normalnie.
- Możesz to zrobić. Nawet teraz. - powiedziała mama.
Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. Nie chciałam się z nimi żegnać, nie teraz, nie teraz kiedy w końcu mogę z nimi porozmawiać.
- A pozytywka? Ona chce mnie zabić! - krzyknęłam. Oczekiwałam odpowiedzi, kiedy nagle usłyszałam krzyk. Jakby... po drugiej stronie świadomości... Czyli jeszcze żyję i ktoś z żywych próbuje się ze mną skontaktować... Muszę wrócić.
- Do widzenia. - powiedziałam przez łzy.

/*\

Chciałam otworzyć oczy, ale coś mi nie pozwalało. Jakby coś chciało, by pozostały zamknięte. Gdy po kilkunastu próbach otworzyłam wreszcie jedno oko dostrzegłam wysokiego człowieka ubranego w biały fartuch i niebieską maskę na twarz. To pewnie lekarz. Bezskutecznie podnosiłam głowę, szukając wzrokiem Ellie, Jacoba i Nadii. Nie dałam rady podnieść głowy, zbyt bolało. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę Morfeusza...

Nie wiem ile spałam, ale wiedziałam, że już mogę podnieść głowę. Rozejrzałam się. Szczęście przepełniło mnie od góry, do dołu, kiedy zobaczyłam leżących na łóżkach obok Jacoba i Ellie. Po chwili oni również otworzyli oczy. Nie zważając na podpięte do mnie kable wyrwałam się i pobiegłam przytulić Ellie. Ona teraz, gdy zostałam sama była... moją siostrą, a jej dom, moim drugim domem. Tkwiłyśmy w obięciach aż do momentu, gdy Jacob cichym kaszlnięciem dał nam do zrozumienia, że też tam był. Podeszłam więc do niego i jego również obięłam. Po chwili zdałam sobię sprawę, że nie ma z nami Nadii. Wybiegłam z sali. Długo błąkałam się po pustym korytarzu szpitala, aż zobaczyłam lekarzy ciągnących łóżko, a w nim drobniutką osóbkę. Nadię. Podbiegłam do jednego z dorosłych pytając co z dziewczynką.
- Jest w śpiączce. Nie wiemy, czy z tego wyjdzie. - odparł przepełniony spokojem lekarz i popchali łóżko w nieznanym mi kierunku.
Świadomość, że nie mogę nic zrobić była bardzo przytłaczająca. Byłam tylko marionetką w rękach pozytywki. Uklęknęłam w rogu pomieszczenia cicho łkając. Byłam w rozsypce. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podniosłam głowę. To Ellie.
- Chodź, idziemy do domu. Od teraz mieszkam z Tobą. - Uśmiechnęła się.
- Nie ma problemu. - Odwzajemniłam uśmiech.

Wyszłyśmy ze szpitala. Po Jacoba zadzwonimy później. Chłodny wiatr zmierzwił nasze włosy. Zimne powietrze wpłynęło na koloryt mojej skóry na tyle bardzo, że zaczęłam się rumienić. Dochodząc do drzwi domu Ellie, zastukałyśmy lekko. Nikt nie odpowiada. Otworzyłyśmy drzwi. Mama przyjaciółki siedziała na sofie. Odwróciła się do nas. Spojrzałam jej w oczy. Te oczy... Czarne, nieobecne oczy. Była opętana... Opętana przez demona.

"Opętana Pozytywka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz