Rozdział 5

581 60 12
                                    

Na pierwszej stronie była informacja o śmierci mojej sąsiadki. Każda inna osoba, by się tym pewnie nie zbyt przejęła. Tylko pani Angelica była dla mnie jak babcia... Zajmowała się mną i Charliem. Przynosiła nam obiady, byśmy nie jedli tylko "smieciowego jedzenia" jak to ona je nazywała. Poczułam łzy lecące po moich policzkach. Dlaczego ona? Postanowiłam otworzyć gazetę i w całości przeczytać co spotkało osobę, która była mi tak bliska.

W dzisiejszym artykule opowiemy o śmierci niejakiej Angelici Glasgow*. Świadkowie, którzy byli przy śmierci wyżej wymienionej kobiety opowiadają historie, wręcz do nie uwierzenia :
Pani C. - Moja przyjaciółka wyszła ode mnie z domu około 14.30. Miała iść po pocztę i wrócić z powrotem. Długo jej nie było więc wyszłam za nią. Angelica leżała martwa. Zobaczyłam oddalającą się baletnicę całą we krwi z nożem w ręku. Telepała się w te i we wte. Szła dziwnie powykrzywiana.
Tego typu oświadczeń było wiele lecz my niezbyt wierzymy w złe chęci niejakiej "baletnicy".

Byłam załamana... Dlaczego? Dlaczego ta baletnica powykrzywiana jak jakiś rąbnięty paralityk zabiła moją "babcię"?! Teraz, to ja ją odszukam i się zemszcze! Przesadziła. Mogła zrobić coś mi ale nie jej! Najpierw Ellie potem pani Angelica... W takim razie kto będzie następny? Tak bardzo chciałam to być ja... Żeby nikt z moich bliskich nie musiał umierać... Otarłam łzy i pobiegłam do pokoju. Leżąc na łóżku chwyciłam telefon. Przeglądałam zdjęcia, które dodali moi znajomi aż nagle na wyświetlaczu wyświetlił się numer.... Jacoba?! Skąd ma mój numer? I co ważniejsze skąd ja mam jego numer?
- Cześć Anabelle tu Jacob. Chciałabyś się ze mną dzisiaj spotkać ?
- Yy hej. Moglibyśmy spotkać się przy Baker Street 12 chciałabym żebyś pomógł mi w pewnej sprawie...
- Dobrze, więc do  zobaczenia.
- Papa.

Nie myślałam, że pójdzie tak łatwo. Ubrałam się i postanowiłam zejść do piwnicy zobaczyć jak tam u pozytywki. Otworzyłam drzwi od piwnicy, zapaliłam latarkę i próbowałam znaleźć stolik, na którym wcześniej ją położyłam. Nie było jej nigdzie... Dziwne. Ale mogłam się tego spodziewać. Szłam schodami na górę, gdy nagle usłyszałam trzask upadającego talerza. Zaczęłam biec. W kuchni wszędzie latały talerze. Większość była już potłuczona na kafelkach. Na blacie stała pozytywka.
"To nie jest śmieszne!" - pomyślałam
Nie wiedzialam co mam z nią zrobić.
Spojrzałam na zegarek.
12:30
Trochę za wcześnie, by już iść na spotkanie, ale nie chciałam siedzieć tu z tym potworem.

Ubrałam czarną bluzę, a demona włożyłam do torby. Postanowiłam pójść do parku, bo mimo wszystko wśród ludzi nie będzie miała mnie jak zaatakować. Wyszłam. Patrząc przez okno stwierdziłam, że jest bezchmurne niebo i minimum dwadzieścia stopni Celsjusza. Oczywiście cały świat musiał sprzysiądz się przeciwko mnie. Zaczął padać śnieg. Było cholernie zimno. No nic. Nie wrócę do domu póki nie porozmawiam z Jacobem. Założyłam kaptur. Chłód dawał się we znaki. Czułam, że to przez pozytywkę w kieszeni. Gdy doszłam do parku zobaczyłam, że Jacob już tam jest.
"On też tak wcześnie ?" - pomyślałam.

- Yy hej. - powiedziałam.
- O cześć. - uśmiechnął się. - Co tak wcześnie ?
- Jak już mówiłam, mam duży problem. A moim problemem jest to. - pokazałam pozytywkę. - W niej jest jakiś demon, który...
- Wiem co to jest. - powiedział, a mi szczęka opadła. - Ten twój sen. Był prawdziwy, tylko ja dawałem im odtrutkę, bo to coś - wskazał na pozytywkę - ich opętało. Niestety ta zabawka wtedy była zbyt silna i nie dałem sobie z nią rady... Ona ich zabiła.
- Cz..czyli ty jesteś po mojej stronie ? - zapytałam.
- Byłem, jestem i zawsze będę. - powiedział.
- Wiesz co... Chodźmy do mnie do domu, porozmawiamy tam na spokojnie. - zaproponowałam.
- Chodźmy. - powiedział.

Szliśmy. Gdy doszlismy do domu zobaczyłam... Opętanego Charliego! Ten demon jest okropny... Mój brat był cały, cały we krwi.
- Pomóż mi! - krzyknęłam, a Jacob rzucił się do pomocy.

"Opętana Pozytywka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz