3. Broń zadająca katalepsję pierwszego stopnia.

841 76 25
                                    

      — Byk na sterydach, kolorowe żółwie, psychiczny rzygolak! – wydarła się Shū, spektakularnie spadając z kanapy, prosto na cztery litery, zwane potocznie dupą, przy okazji zaplątując się w koc.

      Zanim ogarnęła sytuację, ściągając z głowy derkę i masując przy okazji obolały rewers, zaczęła mamrotać pod nosem coś o zabójczej piłce Adonisa i dopiero po chwili spostrzegła, że ktoś nad nią stoi.

      — Nic ci nie jest? – zapytał, nieco rozbawiony Hajime, podając pomocną dłoń Shūriō, już drugi raz tego dnia.

      — Zależy z której strony na to spojrzeć – powiedziała nieco sennie i przyjęła rękę. — Niby fizycznie nic mi nie jest, choć moja kondycja zostawia wiele do życzenia... Za to moja psychika właśnie przyjęła na swe barki ogromną traumę. Sądzę, że przydałaby mi się terapia – stwierdziła, po czym przytakując sobie głową, dodała: — potrzebuję czekolady, masz czekoladę?

      Co z tego, że to pytanie zabrzmiało bardziej jak „potrzebuje dragów, masz dragi?", ważne, że brązowooki bez zbędnych dyskusji wręczył Shū jej własny prozak w postaci kakaowej rozkoszy i nie drążył kwestii czekoladowego uzależnienia.

      — Która godzina? – odezwała się z buzią pełną słodkiego szczęścia.

      — Prawie dwudziesta druga – oznajmił Hajime, spoglądając na zegarek.

      Wychodziło na to, że Shūriō zasnęła w trakcie oglądania telewizji i spała jakieś cztery godziny. Cóż, piękna wizja przespania całej nocy rozprysnęła się właśnie jak mydlana bańka.

      — Dopiero przyszedłeś?

      — Jakieś pół godziny temu. Nie chciałem cię budzić.

      — Boże, braciszku, ile te twoje treningi trwają? Czy ty się przypadkiem nie przemęczasz?

      — Jest w porządku, nie zawracaj sobie tym głowy. W zasadzie, trening skończył się po osiemnastej, ale musiałem zostać trochę dłużej.

      — Menedżerskie sprawy?

      — Coś w ten deseń.

      — Ech, dobra, ale jak z przemęczenia zapadniesz w jakąś śpiączkę, to nie przychodź do mnie z płaczem – wyartykułowała całkiem nie na żarty zdanie będące w przekładzie na realne czyny czymś niemożliwym do wykonania (no bo kto widział, żeby jakiś człowiek w stanie komy mógł ruszyć się z łóżka, by w nieświadomości pójść do kogokolwiek w jakiejkolwiek sprawie?) i umazana czekoladą opuściła salon.

      Ale za chwilę wróciła się, aby zabrać tabliczkę słodkości, którą wcześniej położyła na stoliku i wtedy już ostatecznie wyszła, robiąc jeszcze jakiś nieuzasadniony gest dłonią, mówiący „obserwuję cię".

      Rozbawiony Hajime pokręcił tylko głową i również wymaszerował z pokoju.

      Shū udała się do swojego pokoju. Naszykowała się do szkoły; spakowała zeszyty, książki, przygotowała sobie uniform wraz z dodatkami. Jego komplet usytuowała na krześle, uprzednio upewniając się, że żadna część garderoby nie została pominięta. Potem wzięła pod pachę pidżamę i skierowała się do łazienki, coby zmyć z siebie frustrację oblepiającą jej ciało, będącą metaforycznie kleistą pozostałością po dzisiejszym dniu. Wzięła cieplutki prysznic, skrzętnie pucując każdy centymetr ciała. Umyła włosy wonnym, jagodowym szamponem (spostrzegając, że ostatnio zniknęło naraz jakieś pół butelki i nie chodziło tu wcale o to, że to brunetka za dużo go używała, a raczej o to, że ktoś najwyraźniej zrobił sobie z nią spółę) i spłukała się. Wytarła puchowym ręcznikiem, ubrała luźne bokserki w czarno-niebieską kratę oraz czarny podkoszulek i na koniec wymyła jeszcze zęby. Czysta i pachnąca wróciła do sypialni.

Granica przyjaźni → Oikawa Tōru x OC ⌇⌇ «Haikyuu!!»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz