4. Konsekwentność idealnie proporcjonalna do natężenia głupoty.

752 65 10
                                    



      — Wcale nie udaję, że wszystko słyszałem i wcale nie udaję, że to było okrutne – odezwał się Oikawa, stojąc metr od nich z miną dziecka, któremu zbiera się na wymuszony płacz.

      — Ach! Przepraszam, to było niemiłe z mojej strony... – zreflektowała się Shūriō. Nie miała w zwyczaju nieumyślnie obrażać ludzi.

      Robiła to wyłącznie z premedytacją, oczywiście jak sobie na to zasłużyli. I to jedynie przy głębszych stosunkach. W sensie tych niecielesnych.

      — Nie ma sprawy. – Oikawa uśmiechnął się promiennie i jak w reklamie pasty do zębów jego perełki dały po oczach. — Dobrze wiedzieć, że macie odmienne charaktery. To byłoby straszne, gdyby po świecie stąpała osoba równie straszna co Iwa-chan.

      — To jakaś aluzja, Oikawa? – zapytał Hajime nieprzychylnym tonem.

      — Aluzja? Żadna aluzja, mówię wprost, że jesteś przerażający, zwłaszcza jak nie patrząc wiem, że usiłujesz zabić mnie wzrokiem – sprecyzował, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Aż mnie po plecach ciary wtedy przechodzą... Zupełnie jak teraz – dopowiedział, spostrzegając brązowe tęczówki przyjaciela wwiercające się ostrym, wręcz kaleczącym spojrzeniem w jego osobę.

      — Masz szczęście, że jesteś potrzebny w drużynie, bo poczułbyś na sobie nie tylko mój wzrok – wyartykułował brunet z wyraziście pulsującą żyłką irytacji na skroni.

      — I całe szczęście! Po twoim ostatnim ataku jeszcze nie doszedłem do siebie... Mam wrażenie, że każdy kolejny raz jest coraz brutalniejszy – mruknął Oikawa z nieukrywaną pretensją, tym razem układając ręce na biodrach.

      — I ciekawe, kto jest tego winowajcą? – odparował Hajime, powoli tracąc cierpliwość, co można było wywnioskować nie tylko po tonie głosu i dziko ściągniętych ze sobą brwiach, czy też po konwulsyjnie drgającej lewej powiece, ale również po krwinkach na twarzy czarnowłosego, które pojedynczo zaczęły popełniać samobójstwo, bo jego lico niespiesznie zmieniało swój odcień z delikatnie opalonego na soczysty szkarłat.

      — Twoja nieposkromiona ofensywa na moją osobę?

      Shūriō czuła, że tym zdaniem Oikawa Tōru pogrążył się nieodwracalnie we własnej niedoli. Pierwszy raz widziała tak wkurzonego Hajime i intuicja jej podpowiadała, że jego porywcza natura zaraz zniszczy swe jarzmo i pod postacią dzikiego zwierza, kłem rozerwie Adonisowi udo.

      I nim zdążyła jakoś zainterweniować, zażegnać zaistniałą sytuację czystą dyplomacją, załagodzić słowem wszelką niepowierzchowną ranę, było już za późno.

      Hajime niezachwianym krokiem doskoczył do Oikawy i jednym zamaszystym ruchem łokcia, wbił mu go idealnie w przewód pokarmowy, że oponent bezradnie kuląc się pod mocą kata, niemal nie zwrócił tego co zjadł na śniadanie.

      — Właśnie to miałem na myśli... – wystękał poszkodowany szatyn, kurczowo trzymając się za brzuch. — Robiąc tak podłe rzeczy... i strzelając przy tym takie miny... – mówił — ...żadna dziewczyna cię nie zechce... Iwa-chan – dokończył z trudem Oikawa i z politowaniem pokręcił głową, tym samym prosząc się o kolejny piruet śmierci.

      Aczkolwiek Hajime najwyraźniej wyładował wszelkie pokłady swej złości, przynajmniej chwilowo, bo ostatecznie odpowiedzią na słowa Tōru, było wymowne prychnięcie.

      — Idę się przebrać, zaraz wracam – oznajmił kilka sekund potem brązowooki i zniknął w odmętach męskich szatni.

      I to mogłaby być idealna sposobność dla Shū, żeby czmychnąć cichaczem, lecz pewne natrętne spojrzenie nie pozwalało jej na ten, zdawałoby się, taktycznie idealny ruch. Gdyby na sali nie było świadka w postaci Oikawy Tōru, brunetka właśnie kierowałaby się w stronę domu, ale jednak był, więc zrezygnowana usiadła na pobliskiej ławeczce i poczęła przygotowywać się psychicznie na nieuniknione stosunki międzyludzkie.

Granica przyjaźni → Oikawa Tōru x OC ⌇⌇ «Haikyuu!!»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz