Nie oszukasz...

1.7K 170 13
                                    

Kodo westchnęła głośno, patrząc w dół. Wokół trupa Raito zebrało się mnóstwo gapiów, policji i lekarzy.

Czy to na pewno był dobry pomysł?

***

Misa została wypuszczona krótko po swojej amnezji. Szybko usłyszała o śmierci swego ukochanego. Rem próbowała ją zatrzymać, ale Misa naprawdę chciała zginąć.

Rem, jesteś moją przyjaciółką. Cieszę się, że byłaś dla mnie taka miła.

Kodo stała obok Misy.

Szczęście, że mnie nie widzisz, Rem.

Kodo czekała na właściwy moment. Sprawdziła już to na pewnym śpiącym żebraku, więc była pewna. Blondynka już pochyla się do przodu, już prawie leci... ale Kodo ją łapie i popycha w tył. Misa uderza głową w metalowe pokrycie dachu, a po kilku chwilach leży nieprzytomna. Kodo następnie zwraca uwagę dozorcy, dzięki czemu zabierają ją do szpitala. Rem wyraźnie ulżyło, choć rozgląda się nerwowo.

Wracam do L.

Chłopak siedzi z ponurą miną.

- Pierwszy Kira nie żyje, drugi jest w szpitalu. Co to miało być?

- Kto to wie. Niewiele zobaczyłam. - mruknęła Kodo, pojawiając się obok.

- Szkoda, miałem nadzieję, że znasz rozwiązanie. Jak myślisz, Kira zaatakuje?

- Jeszcze nie wiem.

Kira nie żyje, Misa o tym nie myśli. Rem nie zabije L. Miejmy nadzieję, że jest po wszystkim.

***

Mijały dni. Kira dalej nie atakował. Fanatycy "boga" byli naprawdę zasmuceni, rozpaczali za nim. Kodo siedziała w fotelu przy L, który przeglądał internet, szukając jakichkolwiek dowodów na powrót Kiry.

- Nic. Internet robi się pusty, na temat Kiry są jedynie nekrologi.

Niby już jest dobrze, czemu więc czuję, że to nie koniec? Co się spierdzieli?

L zamknął laptopa i odłożył go na stolik.

- Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał wrócić do Londynu. Znowu będziesz za mną łazić?

- Nie wiem.

L podniósł się z miejsca.

- Zjadłbym coś na mieście. Znam miejsce, gdzie nie zwrócą uwagi na znikające cukierki.

L powiadomił Watariego, że wychodzi, po czym ruszył na dole uliczkami.

- Nie boisz się, że Kira cię znajdzie?

- Jestem głodny, a Kira nie żyje. Szansa na jego powrót jest równa 0%. Raito Yagami był tylko człowiekiem i szaleńcem, więc nie zmartwychwstanie.

Szli razem chodnikiem nieopodal ruchliwej drogi. L zaczął przechodzić przez ulicę, gdy nagle...

- L! Ciężarówka!

- Tędy nie jeżdż... - przerwało mu uderzenie jadącego tira, które odrzuciło go w pobliską trawę.

- L! - wrzasnęła zszokowana dziewczyna.

Podbiegła do niego. Był cały zakrwawiony i połamany. Nie reagował na wołania.

- L! Błagam! Żyj!

Kierowca wystraszony wzywał pogotowie, a wokoło detektywa zebrało się kilkanaście przechodniów, próbujących mu pomóc. Kilka minut później pojawił się tam nawet Watari. Rozgonił ludziska, po czym gorzko zapłakał.

Przecież... przecież było dobrze... nikt nie mógł go zabić... nie miał celu... To nie wygląda na robotę Ryuka...

- Skąd tu ta woda? - mruknęło dziecko.

Kodo dopiero zauważyła kałużę z jej łez.

Muszę znikać stąd... Przepraszam, L.

Kodo wysunęła skrzydła i wzleciała w górę, ignorując rozpętującą się właśnie burzę.

___________
Od autorki: Nie bójcie się! To nie koniec!

Mi też się nudziło...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz