Rozdział 5

27 2 4
                                    


Obudziłem się rano i poszedłem wziąć prysznic. Gdy gorąca woda obmywała moje ciało zacząłem myśleć o tym jakim jestem człowiekiem.  Nigdy bym się nie zmienił gdyby nie Nadia. Ta dziewczyna zrobiła rewolucję w mojej głowie... Wiem, że nie powinienem jej pokochać ani z nią być na żaden z możliwych sposobów, bo przecież mam rodzinę, ale gdyby nie ona, nawet nie zauważyłbym jakie błędy popełniam w stosunku do moich bliskich.


Wyszedłem spod prysznica, osuszyłem moje ciało ręcznikiem, założyłem szlafrok i poszedłem do kuchni.

- Cześć tato - przywitał mnie syn - masz ochotę, zrobiłem kanapki.

- Jasne, bardzo chętnie - odpowiedziałem - to ja zrobię kawę.

- Super - powiedział.

Włączyłem ekspres, wyjąłem z szafki filiżanki i, czekając aż się uruchomi, usiadłem z Hubertem do jedzenia. Jedliśmy w milczeniu, ale pierwszy raz od długiego czasu była to cisza przyjemna a nie niezręczna. Gdy ekspres się uruchomił wstałem i zrobiłem nam kawę, obydwoje lubimy tą samą, latte z niewielką ilością cukru.

Podałem kawę i wyciągnąłem z lodówki ciasto. Pomyślałem, że wypadałoby nadrobić stracony czas.

- Jedziesz ze mną do szpitala do Emilki? - zapytałem - Nie chcę, żeby siedziała tam sama jak mama wróci po rzeczy. Załatwiłem sobie dziś wolne więc mam dla was cały dzień - powiedziałem.

- Jasne, że jadę. Muszę zobaczyć co u mojej małej siostrzyczki - powiedział z uśmiechem, który nie obejmował oczu.

- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze - podszedłem do niego i położyłem mu ręce na ramionach - mała jest silna i da radę.

- Obiecujesz?

- Obiecuję - odpowiedziałem i go przytuliłem.

- To jak, zbieramy się? - zapytał.

- Jasne, tylko się ubiorę.

Poszedłem do sypialni, otworzyłem drzwi garderoby i zacząłem się zastanawiać co na siebie włożyć. Miałem już dość garniturów, więc postawiłem na czarne, przetarte, cieniowane dżinsy z marszczeniami przy kieszeniach, czerwoną koszulkę polo i do tego sportowe buty reeboka. Przez ramie przerzuciłem sobie rozpinany czarny sweter, tak jak by miało być chłodniej. Gdy zszedłem na dół zobaczyłem, że mój syn jest ubrany podobnie do mnie. Ale on zamiast swetra wziął bluzę, bo przy koszulce nie miał kołnierzyka. Chyba zobaczył to samo bo uśmiechnęliśmy się do siebie w tym samym momencie.

Wyszliśmy z domu prosto do auta. Usiadłem za kierownicą a Hubert obok mnie. Ruszyłem spokojnie - co było zupełnie nie w moim stylu - i w milczeniu pojechaliśmy do szpitala. Gdy podjechaliśmy, znalazłem miejsce jak najbliżej wejścia i poszliśmy do windy. Zajechaliśmy na drugie piętro i poszliśmy na oddział kardiologiczny. Po znalezieniu odpowiedniego pokoju weszliśmy do środka. Emilka bardzo się ucieszyła na nasz widok.

- Tatuś! - wykrzyknęła wyciągając do mnie rączki.

- Dzień dobry skarbie! Jak samopoczucie? - zapytałem przytulając ją i czochrając po ślicznych długich blond włoskach. Tak, moja żona jest blondynką. Drobną, o filigranowej posturze. Wygląda przy tym na bardzo delikatną, ale w rzeczywistości jest silniejsza ode mnie.

Nie wiem co się stało, że przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Ja ciągle pracowałem i nie miałem dla nich czasu, zaczęliśmy się od siebie oddalać... Teraz muszę to jakoś wszystko naprawić, dla Huberta! I dla Emilki!!!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 16, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

NADIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz