rozdział dziewiąty - księżniczka w opałach

269 30 28
                                    

— Zawsze jesteś mile widziany w naszym mieszkaniu!!! — zamykając drzwi, usłyszałem jeszcze głośny krzyk mojej mamy. Prychnąłem, czym zwróciłem uwagę obu chłopaków.


— O CO TU DO CHUJA CHODZI?! — krzyknąłem zdenerwowany — Jakim prawem przyprowadziłeś tego idiotę do mojego domu?! — zwróciłem się do Chrisa, czując jak moja twarz, robi się czerwona ze złości. Ze Stylesem miałem zamiar policzyć się później.

— Nie unoś się tak na niego, złość piękności szkodzi, blondyneczko — odparł Harry, posyłając mi wielki uśmiech i poczochrał mnie po włosach — to nie był jego pomysł, zmusiłem go do tego.

— Nigdy więcej mnie nie dotykaj. - odparłem krótko i wyminąłem obu chłopaków, przyspieszając krok i udając się w stronę samochodu.


Słyszałem za sobą tylko pojedyncze słowa kłótni, ale całkowicie się od tego odłączyłem, wyjąłem telefon i wszedłem w kontakty. Wybrałem mamę i zabrałem się za pisanie smsa, po kilku próbach wymyślenia jakiegoś sensownego wyjaśnienia dla tego, co przed chwilą się zdarzyło, jedyne co udało mi się wymyślić to „To nie to, co myślisz". Ledwo zdążyłem nacisnąć „wyślij", a za mną pojawił się Chris. Wyglądał na wzburzonego i nawet bardziej wściekłego niż ja.

— Niall... przepraszam za jego zachowanie. — powiedział spokojniej, niż wyglądał.

— To raczej nie ty powinieneś przepraszać. — odburknąłem i zmarszczyłem brwi, bardziej spodziewając się wszystkiego innego niż przeprosin.


— Nadal chcesz ze mną jeszcze jechać, czy sam muszę szukać pierścionka dla najbardziej wybrednego faceta na świecie?


— Cóż... mój dom jest niecałe 200 metrów dalej, a mimo tego czekam przed twoim samochodem — widziałem jak Chris powoli się rozchmurza — ale musisz wiedzieć, że robię to tylko dla Louisa... i lodów — dodałem po chwili.


— Lodów? — zapytał Chris, wyraźnie zdziwiony.


— Z nerwów spadł mi cukier, muszę czymś zajeść złość.


—I jak się domyślam, to ja muszę postawić Ci ich cały pucharek?—na ustach pojawił się szeroki uśmiech.


— Nareszcie ktoś, kto stosuje się do zasady „Kto przywozi Harry'ego Stylesa do domu Nialla Horana, ten stawia lody" — zaśmiałem się.


Chris odwzajemnił mój śmiech i otworzył mi drzwi od strony pasażera i udając prawdziwego szofera, zachęcającym gestem ręki zaprosił mnie do zajęcia miejsca. Jadąc rozmawialiśmy o jakiś nieznaczących sprawach, gdy usłyszałem dźwięk dostania smsa, wyjąłem komórkę.


"od:Mama

Wiem kochanie, nie musisz dziś wracać na noc ;-)"

Świetnie, po prostu świetnie, moja mama myśli, że pomiędzy mną a tym loczkowanym pedałem jest coś więcej niż powietrze, czułem jak złość ponownie się we mnie wzbiera, gdy samochód gwałtownie się zatrzymał. Rozejrzałem się po okolicy i zdałem sobie sprawę, że doskonale znam to miejsce, odkąd razem z Louisem odkryliśmy skrót, dzięki któremu można dojść stąd do mojego domu w jakieś dziesięć minut, często chodziliśmy tu w poszukiwaniu tanich barów z dobrym jedzeniem.


— Moja przyjaciółka poleciła mi to miejsce, gdzieś tutaj znajduje się podobno jeden z najlepszych jubilerów w mieście — wiedziałem, o jakie miejsce chodzi i w myślach poprawiłem słowo „najlepszy" na „najdroższy"— podobno sklep jest gdzieś tu w pobliżu.


Zapamiętałem ten sklep. Kiedyś wracając ze szkoły w ponurym humorze spowodowanym koniecznością spędzenia całego dnia w szkole z tymi debilami z mojej klasy, bo mojemu kochanemu przyjacielowi nie chciało się ruszyć dupy z łóżka i nawet nie zechciał mnie o tym poinformować, bombardowałem go właśnie wiadomościami, w których obiecywałem mu długą i bolesną śmierć, gdy w końcu dostałem odpowiedź. „Wybacz księżniczko, musiałem jechać do miasta kupić prezent dla mamy. Zupełnie zapomniałem, że dziś dzień matki". Przeklinałem i skręciłem w kierunku najbliższego jubilera, Louis nie był jedyną osobą, która zapomniała o święcie mojej rodzicielki, wszedłem do sklepu i poprosiłem panią ekspedientkę o pokazanie mi jakiejś NIEZADROGIEJ kolekcji naszyjników. Gdy wybrałem już jeden, który mnie nie zachwycił, ale z braku laku był nawet w porządku, zapytałem o cenę. Gdy usłyszałem pięciocyfrową liczbę, grzecznie podziękowałem i wyszedłem. Potem mnie okradli, ale to już inna historia. W każdym razie skończyło się na tym, że przyniosłem mamie bukiet róż z czyjegoś przydomowego ogródka i kilka siniaków. Ale podobno liczy się gest, prawda?


— To jakie lody wolisz? — zapytał Chris.


— Myślę, że lepiej byłoby najpierw wybrać pierścionek, może nam to zając sporo czasu, a sklepy nie są otwarte w nieskończoność — tak naprawdę bardzo miałem ochotę zjeść te lody tu i teraz, ale stwierdziłem, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a wybór pierścionka należał do tych ważniejszych.


Spędziliśmy u jubilera jakieś dwie godziny, starałam się nie zwracać uwagi na ceny wszystkich ładnych rzeczy, które się tu znajdowały. W końcu Chris wybrał klasyczny pierścionek z białego złota, który podobał się zarówno mu, jak i mi, no i oboje mieliśmy nadzieje, że Louis podzieli nasz zachwyt. Wyszliśmy od jubilera i reszta czasu upłynęła nam na przyjemnej rozmowie, może to przez piwa, które wypiłem, ale bardzo łatwo prowadziło mi się rozmowę, chłopak mojego przyjaciela nie mógł pić, ze względu na zaparkowany niedaleko samochód. Zacząłem powoli zbierać się do wyjścia, bo dochodziła dwunasta, a jutro musiałem być wcześniej w szkole.


— No weź, podwiozę cię, jest już ciemno...—nalegał Chris, ale ja byłem nieustępliwy.


— Muszę trochę się przewietrzyć i spalić promile, zanim wrócę do domu, nie chcę, żeby mama zastała mnie w takim stanie. — powiedziałem zgodnie z prawdą i zacząłem wstawać z kanapy.


— Przestań, masz 19 lat, możesz czasem wrócić do domu nawalony jak świnia — usłyszałem zawiedziony głos.


—Nie pomagasz Chris — zaśmiałem się, ale nie przyjąłem propozycji podwózki. Udałem się w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie na chłopaka.




Minęło pięć minut, a ja żałowałem, że nie zgodziłem się na propozycje chłopaka, nie dość, że było zimno, a koszulka na krótkim rękawku wcale niczego nie ułatwiała, to jeszcze wszędzie było ciemno jak w dupie i nie za bardzo wiedziałem gdzie jestem.


Po jakiś dwudziestu minutach drogi nie miałem pojęcia gdzie mam iść i powoli zaczynałem się godzić z myślą, że zabłądziłem, znajdowałem się w jakiejś śmierdzącej dzielnicy, do której wynalazek oświetlenia chyba jeszcze nie dotarł. Mimo wszystko nie poddawałem się i nadal szedłem przed siebie. Nagle poczułem ostre szarpniecie za ramię. Prawie upadłem, gdy postać mocno przycisnęła mnie do ściany. Spojrzałem w oczy mojego oprawcy i skamieniałem, widziałem wzrok, który był mi tak dobrze znany. Mężczyzna wbił się gwałtownie w moje usta i próbował wepchnąć w nie swój język. Broniłem się, ale nie miałem szans z silniejszą i prawie dwa razy większą osobą.

— Spróbuj dalej się sprzeciwiać, a zobaczysz się z twoim ojcem w niebie — wyszeptał mi do ucha po czym, przejechał mi po nim językiem, by po chwili z najbardziej obrzydliwym uśmiechem, jaki w życiu widziałem zaprezentować mi lśniący, ostry nóż, którym przeciął mi koszulkę muskając brzuch, z którego natychmiast poleciała krew. Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie wiedziałem, czy to z powodu strachu, potwornego bólu czy słów, które powiedział. Czułem jak czerwona ciecz plami moje ubrania.


— Och, Niall... Miałem na to ochotę, odkąd... Och... cię tylko zobaczyłem— postać wysapała mi do ucha, po czym poczułem jak wielka ręka, wdziera się do moich majtek i szuka mojego przyrodzenia. Zacisnąłem mocno powieki, czując spływającą po moim policzku łzę.

***

Jak obiecałam - 5 komentarzy, nowy rozdział (sori, biebsuhler, ale no... nie liczy się.)

A co do rozdziału. Kończenie fików w takich momentach to chyba moje hobby.

Aaa, no i komentujcie, bo nie będzie następnego rozdziału (szantaż bardzo) 

ps jak myślicie kto właśnie gwałci Nialla?

☾*。✩inuisusque ((Narry))✩。*☾Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz