Rozdział 2

270 16 1
                                    


- Chodź Malwina. - Pociągnęłam dziewczynę za rękę, przepychając się przez tłum nastolatek w stronę backstage. Przy bramkach dałam Wrzoskowi bilety, a on nas wpuścił.

- Jezu Dagmara czy to jest to o czym myślę ? - Prawie się popłakała. Domyśliła się dziewczyna.

- Tak, skarbie.

Nagle ze sceny zauważyłyśmy schodzącego Dawida.

Malwina jak już go zobaczyła, że kieruję się w naszą stronę, rzuciła mu się w ramiona. Ja stałam i przyglądałam się temu wszystkiemu, była szczęśliwa. 

- Witam ponownie piękna. - Tym razem Dawid podszedł do mnie. Uśmiechnęłam się szczerze, po czym  wtuliłam się w chłopaka. Mogłabym być tak wtulona wieczność, niesamowite uczucie. 

Pogadałyśmy, porobiłyśmy zdjęcia. Pod koniec całego wydarzenia Dawid zapytał nas o imiona i nazwiska.Chociaż moje imię już znał. Powiedział, że nas zaprosi na facebooku. Ucieszyła mnie ta wiadomość, może spełni się jedno z moich marzeń  i powymieniamy się wiadomościami. Eh mało możliwe. Niestety nadszedł koniec naszego spotkania, było mi trochę smutno ale mam nadzieje,  że przydarzy się jeszcze taka okazja.

Malwina od razu po koncercie jechała na wieś do babci. Ja niestety miałam trochę kawałek do domu. Ok. 20 min. autem. Właśnie jest godzina 22:32 stoję sama z jakimś facetem na przystanku, trochę sram w gacie. Autobus spóźnia się już 30 minut. Mam nadzieję, że pojedzie. Widzę jak mężczyzna się do mnie zbliża, nie wiem co robić, nie wiem czy uciekać, czy nie zwracać na niego uwagi.

- Autobus dziś nie jedzie więc nie ma sensu tak stać na tym przystanku. Sprawdzałem na necie. - Koleś miał może 30 lat, śmierdziało od niego alkoholem. Na szczęście nic mi nie zrobił i spokojnie odszedł. Super co ja teraz zrobię. Jak ja dojadę do domu. Prawie 23, a ja jak jakaś bezdomna siedzę na ławcę i czekam na autobus który nawet nie jedzie. Porażka. Wróciłam pod klub w którym był koncert z myślą, że zostanę tam jakąś kwiatonatorkę. Myliłam się, nie było nawet ani jednej osoby. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nawet nie miałam nic na karcie, żeby mamie dać znać, że dziś nie wrócę albo cokolwiek.  Usiadłam na krawężniku. Myślałam jak tu dojechać do domu. Jednak nic nie przyszło mi do głowy. 

- Dagmara coś się dzieje ? - nagle usłyszałam ciepłą barwę głosu Dawida. 

- Nie nic. Po prostu nie mam jak dojechać do domu ale to nie ważne ja już muszę iść. Do zobaczenia. - Powiedziałam, ściszonym tonem, po czym zaczęłam kierować się znów na przystanek. Po chwili poczułam ucisk na mojej dłoni. 

- Chodź my cię podwieziemy.- Zarzucił Kwiatkowski unosząc swoje kąciki ust. 

- Nie. Przejdę się. 5 godzinny spacer zrobi dobrze. - skłamałam. Chciało mi się płakać. Następnym razem muszę się zorganizować. 

- Przestań słonko. A teraz chodź bo zaraz ruszamy. - Miło z jego strony. Pociągnął mnie za rękę i szybko ruszyliśmy do samochodu. Po zajęciu miejsc wytłumaczyłam Wrzoskowi jak dojechać do mojego domu. Było mi tak cholernie wstyd, że zamartwiam ich moimi problemami.  Siedzieliśmy w ciszy.

- Podasz mi swój numer ? - jednak Dawid tą ciszę przerwał. 

- Tak, jasne. - uśmiechnęłam się smutno (?). Leniwie wyjęłam telefon z torebki, po czym podałam chłopakowi numer. Po 20 minutach dotarliśmy na miejsce. 

- Naprawdę wam dziękuję. Gdyby nie wy to siedziałabym teraz na dworcu, płacząc jak głupia. Nie wiem jak wam to wynagrodzić. - Pożegnałam się z chłopakami i wyszłam z samochodu. 

Come to life. [D.K]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz