Zostawili mnie samą, tak jak sobie życzyłam. Sprzątałam dom i pisałam list do siostry, w którym wszystko wyjaśniałam. Potrzebowałam spokoju przed operacją, na którą wydałam ostatnie oszczędności.
Przynajmniej będę symetryczna.
Jodie zostawiła swój numer, ale nie chciałam z niego korzystać - karteczkę zostawiłam na biurku, zanim wzięłam torbę i wyszłam.
Potwierdziłam swoją tożsamość w recepcji, a pielęgniarki zaraz odprowadziły mnie do sali. Wszystko mnie bolało i było mi wszystko jedno.
Leżąc w pustej sali, nie ukrywam, płakałam. Nie chciałam umierać, kto by zresztą chciał? Chojrakować przed młodymi mogłam, ale przed samą sobą...
Jednak po tej chwili słabości wzięłam się w garść i byłam gotowa, gdy pojawił się anastazjolog.
***
Tłukły mi się po głowie słowa doktora, że będą dwie operacje. Nie zgadzało mi się to z rachunkiem, który zapłaciłam, ale akurat wtedy wprowadzili mnie w śpiączkę.
***
Obudziłam się, czując się bardzo dziwnie. Nie byłam w tym samym szpitalu co zawsze, tylko jakimś ultranowoczesnym, a przynajmniej tyle mogłam stwierdzić po pobieżnie sprawdzonym pomieszczeniu. Miałam powbijanych chyba siedem igieł w różne części ciała plus rurki w nosie, przez co nieznośnie chciało mi się kichać.
Popatrzyłam w bok, na tyle, na ile pozwoliłam sobie poruszyć głową. Na krzesełku leżał nie kto inny jak Michael z czerwonymi włosami. Miał otwarte usta i trochę śliny niebezpiecznie kumulowało się w ustach... Grożąc leżącej mu na kolanach Jodie (!!). W sali byliśmy tylko my.
Odchrząknęłam delikatnie, ale nic to nie dało.
Przyzywając całą moją energię, wysunęłam bosą stopę spod kołdry i kopnęłam z całej siły chłopaka w bok i zasłabłam. Cholera jasna.
***
- Akcja #HelpHerFight jest w światowych trendach - usłyszałam głos Jodie. - Naprawdę odjebałeś coś wielkiego.
Ten ktoś, co odjebał coś wielkiego, chrząknął niewyraźnie i po chwili zaczął niezdarnie poprawiać mi cienką kołdrę. Uniosłam lekko powieki, na co w sali rozległ się pisk.
- Jezu... - warknęłam ledwo słyszalnie. - Jodie ja ciebie kiedyś zabiję, przysięgam.
- TY ŻYJESZ!
- Michael, spłoniesz, przysięgam też tobie...
***
- Czyli, jeśli dobrze zrozumiałam, przeszłam prawie trzy operacje... W tym plastyczną?
Dziwnie czułam się z sylikonem, zwłaszcza, że zwykle miałam bardzo małe piersi. Teraz były co najmniej wielkości B i wciąż nie porafiłam się przyzwyczaić.
Oboje pokiwali głowami.
- I w dodatku wciągnęliście w to mnóstwo ludzi, zbierając od nich hajs, robiąc akcję na Twitterze..?
- Noo... Generalnie to tak.
Opadłam na poduszki, wzdychając.
- Ale... Tylko kupiliście mi trochę czasu...
- Parę lat, a w twoim wieku to całkiem sporo.
- Michael!
- No co? Ona ma prawie czterdzieści lat, mogłaby być już babcią!
- Dziękuję za tę jakże konstruktywną opinię, Clifford - powiedziałam zimno.
- No ale...
- Cicho już bądź. I dziękuję.
<...>
jest viii rozdział, a wy nadal nie znacie imienia głównej bohaterki :*