12

103 11 1
                                    

Zauważyłam, że jedna łza spływa mu po policzku. Szkoda mi go naprawdę. Nie spodziewałam się, że DECZ może być tak okrutny dla tak młodych ludzi.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłam pytając Cię o to.
- Spoko, cieszę się że teraz wiesz prawie wszystko o mnie.
- Dann?
- Hm?
- Damy radę, jeszcze się stąd wydostaniemy, razem - uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy.
   Przytulona do niego zasnełam.

• • • • •

   Obudził mnie trzask. Natychmiastowo podniosłam się. Dann stał już na końcu gałęzi wpatrując się w dół.
- Co się dzieje? - podeszłam do niego trzymając się górnej gałęzi.
- Jakiś metalowy pręt spadł tak po prostu z nieba łamiąc co niektóre gałęzie tam na dole - spojrzał na mnie oszołomiony.
- Jak myślisz, skąd to się wzięło "w niebie" ?
- Nie mam pojęcia, ale wiem że tu nie jest zbyt bezpieczne i musimy wracać do Haylet - powiedział stanowczo.
   Nic nie odpowiedziałam. Nałożyłam kurtkę i wyciągnęłam nóż. Dann był już kilka gałęzi w dół. Położyłam stopę na dolną gałąź, a następnie drugą, powoli schodząc na dół. Niestety było to tak samo monotonne, jak wspinanie się. Pomyślałam o Crisie. Jak mam ich opuścić? Jak mam uciec? Kiedy? Przecież nie mogę zostać z nimi. Jeszcze pamiętam, w jakim celu tu jestem.

Myśląc o tym, nie zorientowałam się że jestem już przy dole, gdzie występują tylko małe odłamki gałęzi. Poślizgnęłam się. W panice zaczęłam machać rekoma i nożem aby się o coś zaprzeć. Nic z tego. Przygotowana na bolesny upadek, zamknęłam oczy. W pewnej chwili wiatr, a raczej opór powietrza, zniknął. Zatrzymałam się w miejscu, nie czując żadnego bólu. Otworzyłam powoli oczy. Ruszając rękami poczułam czyjeś ciało. Dann. Spojrzałam na niego i ujrzałam rozbawienie na jego twarzy.
- Tak cię to bawi? - zaśmiałam się stawajać na własne nogi.
- Musisz uważać. Gdyby nie ja, nie miałabyś za miłego lądowania - uśmiechnął się
- Dziękuję - odpowiedziałam szybko.
- Dawaj, nie mamy czasu, musimy już iść. - powiedział pokazując drogę do Haylet i reszty.
Szliśmy w ciszy, przez gęste krzaki. Zrobiło się duszno i zaczęło mi się kręcić w głowie z gorąca. Nagle coś runęło na ziemię. Ten sam trzask, tylko głośniejszy, bo tym razem byliśmy na dole. Spojrzałam na Danna. Wpatrywał się w miejsce uderzenia.
- Znów wielki metalowy pręt - rzekł -musimy uważać i się pospieszyć.
Zaczęliśmy biec. Mimo braku sił, próbowałam utrzymać jego tępo. Przecież nie możemy się ociagać. Biegliśmy tak dziesięć minut, a w  międzyczasie spadł jeszcze jeden pręt. W końcu znaleźliśmy się nad rzeką i zobaczyłam siedząc nad brzegiem Haylet.
- Hej, Haylet! - krzyknęłam.
Obróciła się i odrazu podbiegła do mnie, ale tym razem bez uśmiechu na twarzy.
- Nawet nie wiesz jak się o was martwiłam - powiedziała z żalem, przytulając mnie.
- Wszystko jest okej Haylet, nic nam się nie stało - odpowiedziałam.
- Przecież mieliście wrócić na kolację! - spojrzała na Danna
Tylko się uśmiechnął, a następnie opuścił głowę w dół.
- Dobra, idźcie się umyć, bo chyba widzieliście co nam spada z nieba.

Rok 3187 ( zawieszone do końca wakacji)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz