Rozdział 3

87 13 10
                                    

Popatrzyłam na niego, po czym szybko pokręciłam głową.

– Po naszej krótkiej konwersacji, już tego jedzenia nie tknę.

– Przecież nie musisz jeść. Ja dzisiaj też zrezygnuję z tej "przyjemności". Nie daj się prosić.

– A co powie na to moja przyjaciółka, Ashley? Nie mogę jej zostawić samej – powiedziałam, po czym wpatrywałam się w niego, dumna ze swojego argumentu.

– Zawsze może usiąść z nami – uśmiechnął się. Westchnęłam, rozważając wszystkie "za" i "przeciw". Nie miałam najmniejszej ochoty, by tam z nimi być, ale to było marzenie Ash, a teraz dostała okazję, by je spełnić. Poza tym, zawsze mogłam jakoś im uciec.

– Dobra, zgoda. Pójdę po nią.

Skierowałam się w stronę brunetki, która powitała mnie szerokim uśmiechem.

– Jak poszło?

– Dosyć nieźle. Załatwiłam nam na dzisiaj miejsce przy stole z popularsami.

Pisnęła, zwracając tym samym uwagę kilku osób, po czym mnie przytuliła.

– Jesteś najlepsza – szepnęła.

– Wiem, wiem. A teraz chodź! Liam nie może na nas czekać! – ostatnie zdanie wypowiedziałam z udawanym entuzjazmem. Przyjaciółka nie zwróciła na to uwagi i chwyciła mnie za rękę, szybkim krokiem zmierzając w stronę Watersa.

Rozmasowywałam obolały nadgarstek, a on patrzył na nas rozbawiony.

– Gdzie siedzisz? – spytała, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. "Na serio? Głupszego pytania nie dało się zadać?" - pomyślałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Ich stolik stał na środku stołówki, więc wszyscy wiedzieli, jaka była jego lokalizacja.

Na szczęście on prawdopodobnie uznał to jako żart, ponieważ się zaśmiał. Odwrócił się i skierował do naszego celu, a my poszłyśmy za nim.

Gdy dotarłyśmy, przywitały nas zaskoczone spojrzenia.

– Co te dwie tu robią? – spytał jeden z plastików, mierząc nas nienawistnym spojrzeniem. Miała na sobie tyle tapety, że myślałam, iż żeby ją zmyć potrzebuje paru godzin.

– Dzisiaj z nami siedzą. Macie być dla nich mili – syknął, mierząc ich wszystkich uważnym spojrzeniem, po czym zajął miejsce przy stole obok dziewczyny, która się wcześniej odezwała. Po jego drugiej stronie zaraz pojawiła się Ashley. Spojrzałam uradowana na stolik. Wyglądało na to, że nie miałam gdzie usiąść.

– To ja już pójdę. Nie chcę wam robić kłopotu – powiedziałam, powoli odchodząc.

– Stój! – zatrzymał mnie Liam. – Musi gdzieś tu być wolne miejsce. Zawsze jest jedno, a dzisiaj nie ma Carlosa, więc są dwa - rozejrzał się, po czym przewrócił oczami. – Bella, weź tą torebkę na kolana – zwrócił się do dziewczyny obok.

– Nie – zaprzeczyła, a on podniósł jej własność.

– Ostrożnie! Ona jest warta więcej niż życie tych dwóch razem wziętych – pisnęła pokazując mnie i Ashley. Ten widok był komiczny. Blondynka szybko wyrwała rzecz, która należała do niej, po czym zaczęła ją gładzić i szeptać, że już jest wszystko w porządku.

– Jest miejsce, widzisz? – uśmiechnął się.

Wcisnęłam się obok niego i Bellę, która na chwilę odwróciła wzrok od zawartości swoich rąk i rzuciła mi wściekłe spojrzenie.

– Twój tata jest tapeciarzem? – spytałam ją.

– Nie, a co? – warknęła.

– Bo masz więcej tapety niż ja w pokoju.
Jeżeli jej wzrok mógłby zabijać, to prawdopodobnie zmierzałabym już do kostnicy.

Waters się roześmiał, tak samo jak część ludzi przy tym stoliku. Stwierdziłam, że możliwe, że niektórzy z nich nie byli wcale tacy źli, jak myślałam, ale nadal chciałam od nich uciec.

– Miło się gadało, ale ja już się zmywam. Do zobaczenia, może... – wstałam, ale Liam chwycił mnie za rękę.

– Zostań, proszę – powiedział, wpatrując się prosto w moje oczy.




My friend's crush [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz