Rozdział 1.

1.1K 44 7
                                        

Cztery lata przed tragedią. Nowy Orlean. Isabelle:

Siedziałam przy stole w kuchni i czytałam poranną gazetę. Moja  mama  przygotowywała własnie śniadanie  dla mnie i  mojej siostry, kiedy usłyszałam ciche pisknięcie. Spojrzałam na blat i zobaczyłam na nim kropelki krwi, w które moja mama wpatrywała się  jak zahipnotyzowana. Wstałam z krzesła i lekko potrząsnęłam ją ramieniem.

– Mamo? Wszystko w porządku? –  spytałam.

Kobieta wzdrygnęła się  lekko na dźwięk mojego głosu i poszła po apteczkę.

– Tak, córciu - powiedziała, opatrując  zraniony palec. – Tylko śniadanie będziecie musiały zrobić  sobie same.

–Dlaczego? – głos mojej siostry  dochodził ze schodów. 

– Bo mama zraniła się w palec! Gdybyś tutaj była, a nie cały czas gapiła się w komputer, to byś wiedziała! – odkrzyknęłam jej. 

Mogło to się wydawać chore, wręcz niezdrowe, ale nienawidziłam swojej starszej siostry. Denerwował mnie jej każdy  ruch, każde wypowiedziane przez nią  słowo. Może  był  to jakiś  uraz z dzieciństwa. Rose nigdy się  mną  nie zajmowała, nie bawiła, mimo że  różnica wieku między nami wynosiła 4 lata. Wolała towarzystwo swoich znajomych.

–Możecie się  chociaż  dzisiaj nie kłócić?–  upomniała mnie mama.

– Jakbyśmy mogły, to byśmy się  nie kłóciły – wymruczałam pod nosem.

– Słyszałam!

Nasza mama ma bardzo dobry słuch. Słyszy praktyczne wszystko, nic się  przed nią  nie ukryje. Często pytałam ją  o ten "dar", ale zawsze tylko wzruszała ramionami i ucinała rozmowę.

Rosemary zeszła na dół i pocałowała mamę w czoło. Przewróciłam oczami i zaczęłam wycierać blat, a siostra zamiast pomóc  mi posprzątać  ten bałagan, zaczęła  robić  sobie kanapki.

–Ej! - oburzyłam się. – Mamo powiedz jej coś!

Spojrzałam wzrokiem pełnym wyrzutu na swoją rodzicielkę. Nie było  jej jednak tam, gdzie się  przed chwilą znajdowała, tylko rozmawiała przez telefon. Szturchnęłam siostrę i podeszłyśmy bliżej. Pokazałam Mery, że ma być  cicho.

 –Nie wiem jak mogłam stracić  kontrolę, Elijah. Nigdy  mi się  to nie zdarzało.... –Głos mamy zadrżał. – Musisz mi pomóc.

Nie słyszałam odpowiedzi wuja, ale mama szybko odłożyła słuchawkę i otarła łzy, a ja i Rosemery wróciłyśmy do wcześniej wykonywanych zajęć.

–Rose, Izzy, ja wychodzę. Jak przyjdzie tata, to powiedzcie mu, że obiad jest ten co wczoraj.

–Kiedy  wrócisz? – spytałam ją.

W odpowiedzi usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Zdziwiona spojrzałam na siostrę,  ale ona tylko wzruszyła ramionami. 

Nasza mama nigdy się tak nie zachowywała, nigdy nie płakała - przynajmniej nie przy nas, a przede wszystkim nigdy  nie trzaskała drzwiami! Musiało chodzić o coś więcej, niż zwykłe przecięcie palca.

Westchnęłam, kiedy zobaczyłam jak siostra w najlepsze zajada kanapkę. 

– Ciebie nigdy nic nie obchodzi – powiedziałam do niej i zaczęłam ubierać buty. 

Dopiero, gdy znalazłam się przy drzwiach siostra spytała:

  – Dokąd idziesz?

 – Muszę zobaczyć gdzie wybiera się nasza mama. Chcesz dołączyć?

Kiedy zapada zmrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz