Rozdział 1

825 40 3
                                    

Wracała z patrolu. Skanowała powierzchnię z góry, w poszukiwaniu deceptikońskiego transportu Energonu. Zginął bez śladu jakieś 24 godziny temu. Dowództwo z Kaonu wysłało ją na poszukiwania. Nie znalazła nic, więc postanowiła wrócić do bazy. Nagle na radarze pojawiły się trzy struktury zmierzające w jej stronę. Trzy wrogie struktury. Wzywać dowództwo? Nie. Poradzi sobie. Wrogowie byli w zasięgu wzroku. Odbiła w bok, wykonując mocny ruch wąskimi skrzydłami. Samoloty poleciały za nią. Postanowiła zgubić ich w Labiryncie Odłamków, które było kiedyś metropolią w Blaster City. Wlecieli na teren Labiryntu. Z powierzchni zaczęły wyrastać szpiczaste iglice, pozostałości po wielkich drapaczach chmur. Wrogie samoloty ją doganiały. Znów odbiła w bok, lecą blisko powierzchni jednej z iglic. Samoloty podążyły za nią. Leciała prosto na główny budynek, największy i najmasywniejszy. W przeszłości musiał być wspaniały. Już miała uderzyć w ścianę, ale wzbiła się gwałtownie w górę. Jeden z wrogich samolotów nie zdążył wykonać manewru i wleciał w ścianę, rozbijając się. Pozostałe dwa wciąż goniły smukły myśliwiec. Zapikowała w beczce w dół. Przy powierzchni wyrównała i leciała nisko nad ziemią. Samoloty rozdzieliły się, z zamiarem odcięcia jej drogi. Zmieniła częstotliwość swojego radia i podpięła się do linii Autobotów-samolotów. Wymieniali się informacjami, że jest priorytetem i że ma ich doprowadzić do tajnej bazy Deceptikonów. Głupcy! zakpiła w myślach. Nie ze mną takie numery. Myślicie, że jesteście cwani? Chyba się przeceniacie. Latała między zniszczonymi budynkami, chcąc zgubić samoloty lub doprowadzić do sytuacji, żeby się wycofały same albo rozbiły. Kolejny większy budynek. Przeszklony i zwalony w połowie opierał się na pomniejszym budynku. Ma szansę. Strzeliła z działek, rozbijając szybę. Będąc blisko, prawie dotykając dziobem konstrukcji, transformowała się. Jechała na plecach po pochyłej podłodze jednego z pięter budynku. Jeden z samolotów, chcąc polecieć za nią, rozbił się o główny filar. Wywołała blastery i zniszczyła szybę przed sobą. Wyleciała z budynku. Samolot nadleciał z góry. Wycelowała i strzeliła w system namierzania pocisków, które samolot miał zainstalowane pod dziobem. Było to bardzo nierozważne ze strony Autobotów. Zawsze myślała, że wykazują oznaki inteligencji w zakresie militariów, a nie tylko w sztuce pisania poematów o zachodzącym Sargirionie (słońce Cybertronu. Wymysł autorki). Najwyraźniej się myliła. Z powrotem się transformowała w myśliwiec i pognała z tego upiornego miejsca. Lubiła je, tak. Ale nie przepadała za ściąganiem tam towarzystwa. Wtedy doznawała dziwnego uczucia, że ruiny metropolii są przeciwko niej. Wyleciała z Labiryntu. Sądząc, że wrogi samolot się wycofał, zwolniła lot. Nagle jednak usłyszała strzały i uchyliła się przed serią pocisków. Samolot powrócił. I był chyba bardzo wkurzony. Na horyzoncie pokazał się kompleks fabryk Blaster City. Z nieczynnych już kominów wciąż wydobywały się rude obłoki dymu. Tam mogła go zgubić. Włączyła dopalacze i pomknęła w chmurę rudej pary. Wróg poleciał za nią. Wleciała w chmurę. Odbijała kilka razy w boki, żeby zdezorientować wroga. Po kilku takich manewrach, zniżyła lot. Leciała pod chmurą dymów. Zwolniła, żeby nie wydawać zbyt głośnych dźwięków. Nasłuchiwała. Samolot najwyraźniej zgubił ją, a namierzenie satelitarne nic by nie dało, bo blokowały ją i chmura i wydawane przez nią zakłócenia radiacyjne. Zobaczyła oddalający się wrogi samolot. Westchnęła. Udało się. Odbiła w bok i poleciała do bazy.
***
Transformowała się nad wysuniętym pasem startowym i zeskoczyła na ziemię. Starter powitał ją, salutując. Nie zwróciła na to uwagi. Musiała zdać raport Razor'owi. Ale najpierw musiała uzupełnić paliwo. Idąc korytarzem, zobaczyła oddział, eskortujący kilka autobockich więźniów. Mieli skrępowane ręce za plecami i obroże na szyjach. Szli na odstrzał. Było to brutalne prawo, nawet jak na Deceptikońskich żołnierzy. Ale Kodeksu trzeba było przestrzegać. Jeśli się złamało przepis, zostawało się zwolnionym ze służby lub, co było gorsze niż zesłanie do kopalni w głębokim kosmosie, uciszanym. Zdarzało się to rzadko, zważając na to, że główny dowódca - wspomniany wcześniej Razor, był bardzo przekonującym Conem. Jeśli wydał rozkaz, musiał być spełniony. Ale byli tacy, którzy się sprzeciwiali. Zawsze zastanawiała się, czy są odważni czy po prostu głupi. Mieli jednak u niej szacunek, że sprzeciwili się Razor'owi. Fakt, nie lubiła go, ale szanowała. W końcu tylko on chciał ją wcielić do armii. Tak czy inaczej, nie miała zamiaru zostać uciszoną. Skręciła w kolejny korytarz. Weszła do prezbiterium - tak nazywali stację paliwową w bazie. Otworzyła jedną z komór dokujących i weszła do niej. Podpięła wszystkie kable i rurki i zaczął się proces wtłaczania paliwa. Rozluźniła się trochę i przymknęła optykę. Nie chciała iść do dowódcy. Znowu musiałaby znosić ten jego wzrok wlepiający się w jej biodra. Czemu wybrał akurat ją na obmacywanie wzrokiem, skoro w bazie było pełno Deceptikonek tylko czekających na takiego jak on. Może dlatego, że były tylko medykami lub laborantkami? Nie chciała się nad tym zastanawiać. Bardziej ją ciekawiło, za co byli teraz uciszani autoboccy więźniowie. Według Kodeksu, każdy wróg, który pozna lokalizację tej tajnej bazy miał zostać natychmiastowo odnaleziony i uciszony na miejscu albo ściągnięty tutaj, przesłuchany i uciszony w więziennych celach. Nawet jeśli więzień nic nie wiedział i tak go zabijali. Raz sama musiała dokonać takiego czynu. Pamiętała go doskonale. Ten wystraszony wzrok ofiary wojny. Drżące dłonie i ramiona. Dwaj rośli Deceptikoni popchnęli go i upadł na kolana, twarzą do ściany. Wyszli z celi, a ona stanęła w drzwiach. Wyciągnęła dłoń i zmieniła ją w blaster. Więzień szeptał coś błagalnym i wystraszonym głosem. Jej samej zaczęła drżeć ręka. Razor ponaglał ją, żeby strzeliła. Dopiero potem dowiedziała się, że był to test na jej lojalność i siłę woli. Który oczywiście zdała. Kiedy dokonała czynu, stała w drzwiach jeszcze kilka chwil. Był to pierwszy raz, kiedy odebrała życie i posłała je do Wszechiskry. Od tamtej pory się zmieniła się. Była teraz pusta, nie okazywała współczucia. Każdy kolejny martwy wróg był tylko statystyką. A było ich wiele...
Komora wydała cichą serię pisków. Zakończyło się wtłaczanie paliwa. Kabelki i rurki odpięły się same, wydając ciche syczenie. Wyszła z komory, która zamknęła się za nią. Teraz wystarczyło iść złożyć raport do pana R i mogła wracać do swoich zwiadów nad doliną Kaonu. Drzwi do sali konferencyjnej same się otworzyły i weszła do środka. W pomieszczeniu trwała zawierucha. Czyżby podczas tankowania stało się coś, o czym nie wiedziała? Specjaliści i technicy z hologramowymi okularami przed optyką pisali coś na datapadach i przekazywali z zapałem informacje dalej, innym Conom. Na środku okrągłej sali, na podwyższeniu, stał rosły Razor i prowadził właśnie videorozmowę z przedstawicielami wojska Deceptikonów.
- Macie natychmiast wysłać tam wszystkich wojowników! Musimy zdobyć te relikty za wszelką cenę! - awanturował się jeden z generałów, niski i tęższy Deceptikon z wąsami.
- Wydałem już rozkazy, sir. Trwa mobilizacja naszych oddziałów. Zaraz wyruszają. - odparł Razor, oddają datapad specjaliście z hologramowym okularem na prawej optyce.
- Świetnie. Zdobądźcie ich jak najwięcej. I zabijcie każdego, kto stanie wam na drodze. - najwyższy i smukły po twarzy generał z długą brodą zakończył tymi słowami konwersację i wszyscy się rozłączyli. Razor westchnął ciężko i oparł się wielkimi dłońmi o poręcz. Jedna z techników podała mu datapad i powiedziała, że szwadrony właśnie uzupełniają amunicję i paliwo. Dowódca przejrzał datapad. Przybyła Conka postąpiła kroku. Odchrząknęła znacząco. Razor odwrócił się i spojrzał na nią znad datapadu.
- Ach... Widzę, że wróciłaś już ze zwiadów. - oddał urządzenie technik. Już miała złożyć mu raport, ale uciszył ją gestem dłoni. - Znam szczegóły. Dałaś się złapać Autobotom. - miała się bronić, ale znów nie dał jej dojść do głosu. - Jesteś tu tylko dlatego, że byłaś upierdliwa jak rdza na dupsku. - zaczął schodzić z podwyższenia i podchodzić w jej stronę. - Wierzyłem w twoje umiejętności. Mówili, że jesteś najszybsza z lotników. Chyba się jednak mylili. - stanął przed nią i pochylił się trochę. - Mój wywiad mówi, że ujawniłaś wrogowi swoją formę. Wiesz, że to karygodne zachowanie. - wyprostował się i zaczął powolnym krokiem chodzić tam i z powrotem. Korzystając z chwili, kiedy na nią nie patrzył spojrzała ukradkiem w stronę wysokiego Deceptikona, opierającego się o ścianę i podsłuchującego ich. Link. Oczywiście. Mogła się domyślić, że Razor wyśle za nią swojego pieska. Link podłapał jej spojrzenie i uśmiechnął się fałszywie i wyniośle. Jak ona tego nie znosiła. Zawsze, kiedy widziała ten uśmieszek na jego parszywej gębie, miała ochotę strzelić mu w łeb. Razor znów stanął przed nią.
- Nie mam innego wyjścia. Muszę zwolnić cię ze służby, sierżancie.
Te słowa przebiły ją jak szpila. Doznała tak wielkiego szoku, że była na krańcu wpadnięcia w histerię. Zwolniona ze służby? Nie. Nie! To jakiś chory żart.
- Bardzo mi przykro, ale tak zadecydowała Rada Nadzorcza. - Razor próbował udawać uczucie straty i smutku. Ale wiedziała doskonale, że kłamie. Wyczuwała to. Chyba każdy to wyczuwał. Była zdruzgotana. Już miała klęczeć, błagać go o wybaczenie i zmianę decyzji. Ale owiał ją dziwny chłód spokoju. A po chwili fala parzącej złości. Niech sobie w dyszę wsadzi to całe udawane współczucie! Znajdzie inny sposób na bycie wojownikiem, czy mu się to podoba czy nie! Jeszcze ją popamięta! Odwróciła się na pięcie i wyszła gniewnym krokiem. Wpadała do swojej kajuty z furią. Krzycząc, zaczęła przewracać meble. Strąciła z półki medale w szklanych gablotkach. Spadły na ziemię i roztrzaskały się w drobny mak. Uderzyła w szale kilka razy pięściami w ścianę. Wycofała się na środek pokoju i dysząc, patrzyła na swoje dzieło. Ktoś zapukał do drzwi, po czym same się otworzyły. Spojrzała przez ramię. W progu stał Razor. Deceptikonka zmarszczyła brwi ze złości. Jak śmiał tu wchodzić?!
- Sierżancie. Na prawdę mi przykro, ale nie mogę pozwolić, żeby twoja lekkomyślność doprowadziła do śmierci tysiąca żołnierzy stacjonujących tutaj. - Doprowadzić do śmierci? Czy on się w ogóle słyszy? Sam ma na rękach Energon dziesiątek tysięcy wojowników, których posłał na wojnę, a sam ani razu nie sięgnął po broń. W optyce zapaliły jej się ogniki furii. Wrzasnęła i wypchnęła z progu Razor'a, za którym zamknęły się ciężkie drzwi. I wtedy pękła. Zalała ją fala rozpaczy. Do optyki napłynął olej - cybertrońskie łzy. Upadła na kolana. Zaczęła cała się trząść i płakać. Oparła się czołem o zimną stal drzwi. Nie wiedziała, co ma dalej robić. Gdzie ma iść. Tylko siedziała i płakała.
***
Pakowała amunicję do "kieszeni". Wierną snajperkę również wyposażyła w pełny magazynek i przeładowała. Zmniejszyła ją do rozmiarów przenośnych i przypięła do specjalnie przygotowanego miejsca na plecach. Spojrzała na hologramowy portret salutującego Deceptikona, lewitujący nad podłużnym dyskiem. Podeszła do niego i przyłożyła pięść do karoserii, na wysokości Iskry.
- Coś wymyślę, tato. Nie zawiodę Cię. - "zamknęła" hologram i zabrała dysk ze sobą. Wyszła z kajuty, zamykając drzwi. Szła pustym korytarzem, ponieważ nadeszła już pora spoczynku. Stanęła przed śluzą, prowadzącą do wysuwanego lądowiska. Przesunęła kartę dostępu we wgłębieniu w terminalu przy śluzie. Czerwona lampa nad śluzą zaczęła migać i rozległ się alarm. Wrota zaczęły się otwierać. Przeszła przez poszerzającą się szczelinę. Lądowisko już się wysuwało. Stanęła na jego krańcu. Korytarzem już biegli technicy z Razor'em na czele. Wybiegli na lądowisko, ale od razu się zatrzymali.
- Co wy wyrabiacie, sierżancie?! - wrzasnął dowódca, ale ona nie słuchała. Zamknęła optykę i zeskoczyła z lądowiska. Transformowała się i pognała przed siebie, w stronę wschodzącego Sargiriona.
***
Leciała spokojnie przed siebie. Miała w głowie pustkę. Nie myślała nad niczym. Nie chciała myśleć. Chciała stąd uciec, znaleźć najbliższy stacjonujący oddział i dołączyć do niego. W końcu coś ją złamało. Jak mógł? Była upierdliwa jak rdza na dupsku? Przecież chciała tylko pokazać, że umie walczyć. Przekonywała wszystkich, których mogła. Nawet samego generała Sztabu Generalnego. W końcu do regimentu przyjął ją Razor. Na samym początku ich znajomości, nie wiedziała, czemu ją przyjął. Nie mówiła mu nic, nawet się tam nie starała dostać. Było to dla niej podejrzane. Ale w późniejszych czasach już miała to gdzieś. Teraz jednak dostała olśnienia. On po prostu myślał, że będzie mógł zabawić się z młodą i nawiną Deceptikonką, która jest w stanie zrobić wszystko, żeby tylko dostać się do wojska. Jak wielki musiał być jego zawód, kiedy odeszła. Ale z drugiej strony, to była jego wina. Trzeba było jej nie zwalniać ze służby. Może dałaby się wtedy dotknąć nie tylko wzrokiem. Głupio było się jej przyznawać, ale Razor był przystojny. Wysoki i dobrze zbudowany. Szerokie ramiona i intensywnie czerwone soczewki optyki. Odnosił się zawsze z taką zimną pewnością siebie. A władczy i zmysłowy baryton jego głosu dopełniał całość jego temperamentu przywódcy. Każda Deceptikonka szalała za takimi typami, zwłaszcza dowódcami regimentów. Był to rzadki towar, graniczył prawie z legendarnością swojego bytu. Co jak co, ale Razor rzeczywiście był legendą. Poprowadził wojska pod Praxis i zdobył twierdzę Autobotów Horizon. Pokonał wtedy jednego z ważnych generałów wrogiej frakcji - Dasher'a. Dowództwo zrobiło wtedy wielką imprezę i mianowano Razor'a dowódcą regimentu wschodniego. Swojego czasu zastanawiała się, czy nie był to jakiś przekręt, bo krążyły plotki, że Dasher wciąż żyje i tworzy tajne siły Autobotów-rebeliantów. Tak, tym się zajmowała, kiedy akurat nie była na zwiadach. Zastanawiała się. Jakby tak przejrzeć jej raporty i dane misyjne, nie robiła prawie nic. Pomijając samozwańcze wypady na transporty Energonu Autobotów. To było jej ulubione zajęcie. Uwielbiała patrzeć, jak żołnierze próbują się bronić, a ona ich zestrzeliwała, ot tak. Najprawdopodobniej były to jakieś szprotki, kompletnie nieznające się na wojaczce. Ale taka była już wojna o Cybertron. Młodzi rzucali się na pola walki, tylko po to, żeby zginąć bezsensownie w starciu z silniejszym wrogiem. Mówiąc wprost, Deceptikony wygrywały. Ludność najwyraźniej wiedziała, że "Czerwoni Zdrajcy" mają więcej szans na przeżycie i przyłączali się do nich bez gadania. Ale czemu się dziwić, Megatron potrafił "porywać tłumy". Raz była na takim przemówieniu. Właśnie od tej pory skupiła się na uzdalnianiu się w wojaczce. Był to jedyny sposób na przetrwanie. Przynajmniej tak myślała...
Zajęta swoimi myślami, nie zauważyła zbliżającego się zagrożenia. Dostrzegła je o milisekundę za późno. Seria działka. Uchyliła się, ale i tak oberwała w statecznik. Dym z zestrzelonego sternika rysował się na błękitnym niebie. Leciała coraz niżej. Druga seria. Oberwała w skrzydło. Zaczęła spadać. W locie transformowała się. Zaryła w ziemię. Wezbrały się tumany kurzu i dymu z uszkodzonego narządu. Było ciężko jej się ruszyć. Bolało ją całe ciało. Ale nie mogła dać się wziąć żywcem. Czas zastosować upgrade'y - stan hibernacji. Nazwał go tak jeden z twórców tego oprogramowania. Miał na celu maskować oznaki życia i wprowadzać w tymczasowy stan uśpienia, aż do momentu, w którym wrogowie będą poza zasięgiem. Przetrzymując ból, sięgnęła do przełącznika na lewym przedramieniu. Momentalnie odpłynęła - jakby odłączono jej zasilanie. Głowa bezwładnie opadła, jak i całe ciało. Soczewki optyki przestały świecić. Została "zahibernowana". Dwa Boty zeskoczyły z nieba, celując w nią z blasterów. Jeden z nich kucnął i sprawdził skanerem funkcje życiowe. Spojrzał na swojego partnera i pokręcił głową. Stojący wojownik zaklął pod nosem. Oddalili się, transformowali i odlecieli. System zaczął pikać. Podniosła się gwałtownie, jakby kopnął ją prąd. Zadziałało. Przewróciła się z pleców na kolana. Zakaszlała. Szlag! Jakiś kabel doprowadzający Energon musiał podczas zderzenia przerwać się, bo na podłożu rozlały się krople błękitnego paliwa. Poczuła ból na lewym boku. Złapała się za ranę i syknęła z bólu. No pięknie. Podniosła głowę. Snajperka leżała metr przed nią. Podczas upadku musiała odczepić się z pleców i rozłożyć. Na czworakach, próbując ignorować ból, podsunęła się do karabinu wyborowego. Złapała za lufę i podpierają się na broni, powoli wstała. Przyszło jej to z wielkim trudem, ponieważ ból w boku był coraz silniejszy. Wspierając się na snajperce i kulejąc na prawą nogę, zaczęła iść w stronę najbliższej kryjówki.

Dwie Iskry [Ukończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz