Rozdział 5

198 23 2
                                    


Szły już od dłuższego czasu. Teraz były w bazie porywaczy, a przynajmniej tak myślała, ponieważ nie widziała nic. Zawiązali im obu przed optyką kawałki szmat, żeby nie mogły dowiedzieć się, gdzie aktualnie się znajdują i gdzie się je prowadzi. Była pełna obaw. Przez to całe zamieszanie z zakrywaniem widoku dla optyki i z rękami za plecami, czuła się bezbronna. Co chwila czuła zimną lufę karabinu popychającą ją naprzód. Echo ich kroków nieprzyjaźnie dudniło w okowach metalowych ścian korytarza. Chwyt za ramię i pociągnięcie na prawo. Nakaz do skrętu. Wykonała więc polecenie. Zauważyła, że zostały rozdzielone, bo nie słyszała już drobnych kroków Tipptree. Oby nic jej nie zrobili, pomyślała. Bo jeśli tak, spotka ich przykry los.
Skrzyp otwieranych drzwi. Ponowny chwyt za ramię i pociągnięcie w dół. Natrafiła na krzesło. Trzask zamykanych drzwi. Została zdjęta jej szmata sprzed optyki i od razu do jej receptorów wlało się jaskrawe światło lampy. Musiała zamrugać kilka razy, żeby przystosować soczewki do intensywnego światła. O blat stołu, przed którym siedziała, z impetem oparły się dwie dłonie, a do przodu pochyliła się fembocka sylwetka. Ponieważ światło lampy świeciło jej prosto w optykę, sylwetka była niewyraźna. Jedyne, co dało sie rozróżnić, to błyszczące na błękitno soczewki optyki, bacznie przyglądające się jej osobie i mrużące się nieufnie.
- Status i imię! - zabrzmiał głos. Nie należał do tego samego co poprzednio. Nie miał w sobie lodu, ale jakby ogień i temperament. Pytanie powtórzyło się. Nie odpowiedziała. Nie miała nawet ochoty. Najchętniej to dowiedziałaby się, gdzie jest Tipptree. Pochyliła głowę i spojrzała spod byka w błękitne soczewki przesłuchującej.
- Nie chcesz gadać, tak? No to może trochę pomocy nie zaszkodzi, nie uważasz?! - krzyknęła z mieszanką złości i entuzjazmu. Schyliła się, jakby miała podnieść działo, ale do nagły huk oderwał ją od czynności. Przez otwarte drzwi wlało się łagodne światło, oświetlając ciemną kanciapę do przesłuchań. Dzięki temu, widziała dokładnie wszystko wokół. W progu stanął jakich mech oraz jego dwóch kompanów, z czego jednym była femconka.
- Jummpie. Chyba inaczej wygląda nasza procedura werbowania rekrutów. Nie przypominam sobie, żeby zaszły jakieś zmiany. - mech w drzwiach zwrócił się do przesłuchującej ją Botki. W jego głosie nie było słychać złości ani irytacji. Wręcz przeciwnie. Miał wydźwięk cierpliwości i zrozumienia. Był idealny do przemawiania. Na pewno ma wysokie stanowisko, przeszło jej przez myśl.
- Ale... - zaczęła pomarańczowa Jummpie. Jednak wysoki Bot jej przerwał.
- Nawet nie zaprowadziłaś naszego gościa do medyka, żeby opatrzył rany. Powinnaś się wstydzić. - jego głos ani trochę się nie zmienił. To było... lekko niepokojące. Do pokoju weszli jego dwaj towarzysze. Pierwszy, zielony Bot, zgasił lampę, świecącą jej prosto w optykę. Druga, granatowa Deceptikonka, podeszła do niej i dezaktywowała energetyczne kajdanki. Zapięła je przy pasie i stanęła na wprost siedzącej jeszcze, w małym szoku, Deceptikonki, wyciągając do niej rękę. Po chwili bezmyślnego gapienia się, w wyciągniętą rękę granatowej, otrząsnęła się i z jej pomocą wstała.
- Ale szefie! Jej nie można ufać. Jest Deceptikonem! - wypaliła z zażartością Jummpie. Granatowa Deceptikonka rzuciła jej zabójcze spojrzenie. Botka jakby skurczyła się w sobie, ale dalej była bojowo nastawiona.
- Tak uważasz? Jesteś bardzo krótkowzroczna. Oceniać roboty tylko ze względu na ich przynależność. Nie widzę jednak podstaw, dla których tak uważasz. Moonnwing przecież ufasz, prawda? - miał na myśli granatową Deceptikonkę, która uśmiechnęła się lekko, z triumfem w optyce. Podeszła do drzwi i stanęła w progu z założonymi rękami.
- No tak, ale... - Jummpie próbowała utrzymać się przy swoim zdaniu, ale jedno spojrzenie stoickiego Bota i cała jej zawziętość rozpłynęła się w powietrzu. - A niech was wszystkich! - machnęła na Bota ręką. Schyliła się, podnosząc wielki młot bojowy. Więc tym chciała sobie ze mną pomóc, przeszło jej przez myśl. Broń była wprost proporcjonalnie wielka, do wysokości Jummpie. Najwyraźniej nadrabiała siłą. Zarzuciła młot na ramię i mamrocząc coś pod nosem, wyszła innymi drzwiami. Tymi, którymi wprowadziła tu pojmaną. Teraz, kiedy Bot zwrócił się twarzą do niej, mogła zobaczyć jego zniewalające soczewki. Nie były tak rażące jak u młodej Botki, która przed chwilą wyszła, ale intensywnie błękitne. Jak cybertrońskie niebo w czasach pokoju. Gdyby nie zaczął mówić, gapiłaby się w te soczewki jak głupia. Co za nierozwaga z jej strony. Powinna teraz uciec, jak mają opuszczoną gardę. Ale Deceptikonka w drzwiach mogłaby jednak stanowić zagrożenie. Kiedy Bot o niebiańskiej optyce kłócił się z Jummpie, zauważyła, że Moonwing miała przy znaku przynależności podwójną parę 'skrzydełek'. Znaczyło to, że należała do sił specjalnych oraz do Batalionu Wielkich. Aż dziw, że przeżyła. Większość z Batalionu zginęła podczas Drugiej Bitwy Pod Praxis, gdzie Autoboty użyły broni masowego rażenia.
- Wybacz za to... powitanie. - stoicki Bot zwrócił się do niej, wyrywając z jakiegoś transu, którego wcześniej nie doświadczyła. - Jummpie nie jest zbyt ufna i lubi mieć nad kimś władzę. Nie bierz tego do siebie, co powiedziała. Ma po prostu trudną przeszłość. - A kto jej nie miał?, zakpiła w myślach. - Och. Nie przedstawiłem się. Jestem Sky. To Moonwing - wskazał na stojącą w drzwiach Deceptikonkę. - Ale to już wiesz. Jummpie zdążyłaś już poznać. A to Silver. - Bot w srebrnym lakierze i o złotych soczewkach zasalutował niedbale, uśmiechając sie przyjaźnie. - A ty jesteś...?
Miała odpowiedzieć, ale do pomieszczenia wpadła Tipptree, rozglądając się z zapałem. Kiedy zobaczyła, że Deceptikonka stoi cała i zdrowa, na jej ustach zagościł szeroki uśmiech, odsłaniający zęby.
- Cloud! - młoda Botka rzuciła się do Deceptikonki. Przytuliła ją najmocniej jak umiała. W jej Iskrze zagościł spokój. Kiedy tylko usłyszała jej radosny głos, cała niepewność i strach zniknęły. To było dziwne i... przyjemne. Przytulanie. Kontakt fizyczny z drugim robotem. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyła. Ale od teraz chciała tego jak najczęściej.
Kiedy Tipptree ją puściła, zaczęła oglądać ze wszystkich stron.
- Nic ci nie zrobili? Nie jesteś uszkodzona? Poziom Energonu stabilny? Jeśli zobaczę choćby jedną ryskę, załatwię ich wszystkich na cacy. - zagroziła młoda, przekręcając z zapału soczewkami optyki, nie przerywając oględzin. Sky zaśmiał się szczerze.
- Chyba już się wszyscy poznaliśmy. Miło mi cię poznać, Cloud. - skłonił jej się lekko. Już miała zaprzeczyć, że to nie jej prawdziwe imię, ale dała sobie spokój. Bycia 'Cloud' jej nie przeszkadzało.
- Moon. - Bot zwrócił się do stojącej w drzwiach Deceptikonki. - Zaprowadź Cloud i jej przyjaciółkę do Frosty. Niech ją opatrzy i podładuje Energon. Spotkamy się później w sali konferencyjnej. - wyszedł z pomieszczenia. Moonwing gestem dłoni kazała dwóm fembotkom iść za sobą. Wykonały polecenie.
Szły korytarzem. Tipptree podskakiwała, opowiadając Deceptikonce jak ona poznała Moonwing i Sky'a. Moon zatrzymała się przed drzwiami i pchnęła je. W środku znajdowała się lecznica oraz kapsuły do dokowania Energonu. Weszły do środka. Za biurkiem, odwrócona do nich tyłem, siedziała Botka w biało-błękitnym lakierze i sprawdzała coś na datapadach. Nuciła pod nosem jakąś spokojną melodię. Moon zapukała we framugę.
- Pani doktor? - głos Deceptikonki przeszył powietrze. Był zimny i stalowy. Czyli to ona zabrała je wtedy sprzed laboratorium. Błękitno-biała Botka podniosła głowę i odwróciła się do przybyłych.
- Och. Moonwing. Cieszę się, że wpadłaś. - uśmiechnęła się ciepło. - Kogo sprowadzasz w moje progi? - spytała, przechylając lekko głowę, jak ptak.
- Naszych nowych rekrutów ma'am. Sky kazał opatrzyć Cloud i podładować Energon.
- Dobrze. Już się zabieram do roboty. - uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję, ma'am. - Moon skinęła głową i wyszła zamykając drzwi. Botka wstała do biurka.
- Więc - zwróciła się do Deceptikonki. - Ty musisz być Cloud. Bo z Tipptree już się znamy. - posłała młodej Botce konspiracyjne mrugnięcie optyką, na co Tipptree wyszczerzyła się w uśmiechu. - Nazywam się FrostySpark i jestem tutejszym medykiem. Proszę, usiądź. - wskazała jej łóżko, stojące pod ścianą, zaraz obok kapsuł dokujących. Posłusznie wykonała jej polecenie. Młoda Botka usiadła obok niej i zaczęła machać nogami. Frosty zabrała ze stołu skaner i podeszła do Deceptikonki. Zeskanowała jej ciało, a po chwili na dużej konsoli pokazał się obraz ciała Conki i statystyki jej stanu.
- Hmm... Wygląda na to, że poziom Energonu jest stabilny, ale nie zaszkodzi cię podładować. - przesunęła palcami po ekranie konsoli. - Odniosłaś niewiele ran. Są tylko powierzchowne. Ale lepiej dmuchać na zimne. - wyłączyła konsolę. Podeszła do urządzenia filtrującego Energon i odpięła kilka rurek od komory. Przypięła je do ciała Deceptikonki i zaczęła się procedura wtłaczania. Podeszła do stołu z narzędziami i wzięła laserową lutownicę.
- Dobrze. Może trochę zaboleć, ale nie będzie to wielki bój. - ostrzegła i przystąpiła do pracy. Nie zajęło jej to dużo czasu, ale wystarczająco, żeby porozmawiać sobie z Tipptree. Nie wtrącała się do rozmów. Nie miało to większego sensu. Nawet nie rozumiała, o czym mówią. Po skończonych zabiegach sprawdzała, czy od tego siedzenia nie zardzewiały jej zawiasy. Poruszała ramionami i rozciągnęła się.
- Na pewno jesteście zmęczone. A nic nie działa lepiej na zmęczenie, niż chwilowe odłączenie systemów i zapadnięcie w drzemkę. - zaszczebiotała Frosty i wyszła na korytarz. Akurat przechodził tamtędy Silver. Przywołała go do siebie.
- Kochany. Zaprowadź naszych gości do skrzydła Omega i zakwateruj w wolnym dormitorium.
- Tak jest, ma'am. - zasalutował i ruszył przed siebie. Po szybkim, o dziwo, pożegnaniu się Tipptree z Frosty, ruszyły za Silver'em. Minęły kilka Botów oraz Deceptikony. Weszli do wielkiej sali, gdzie w grupach mieszanych stali Transformery i żywo dyskutowały. W innej części rozgrywały się mini zawody w piłkarzyki. Było tutaj tak spokojnie, tak swobodnie. Można by przypuszczać, że nie działa się tu wojna. Czy tak właśnie wyglądało życie rebeliantów? Partyjki piłkarzyków i rozmowy o wszystkim i o niczym? Nie chciała się nad tym zastanawiać. Była zbyt zmęczona i wykończona. Usłyszała za sobą szczeknięcie i stukot pazurów o podłogę.
- Paw! - Tipptree rzuciła się do piersi wielkiego Dogbota, radośnie machającego ogonem i sapiącego przyjaźnie. Pochyliła się i poklepała go po głowie. W całym składzie ruszyli za Silver'em do dormitorium.
Stanęli w drzwiach. Pokój był nie duży, ale i nie za mały. Był w sam raz. Dwa łóżka, wyglądające na miękkie i przytulne oraz przytulny kącik dla towarzysza-psa.
- Teraz to wasze dormitorium. - zakończył swoją służbę u ich boku Silver. - Mam nadzieję, że wam się spodoba. Witamy w Rebelii. - uśmiechnął się i zasalutował. Odszedł w swoją stronę. Tipptree, pomachawszy mu na dowidzenia, rzuciła się na pierwsze łóżko.
- Ale super! Ale miękkie! Chyba zostanę tu na zawsze! - Paw szczeknął dla zatwierdzenia tego faktu, kładąc się w swoim kąciku. Deceptikonka usiadła na łóżku. Rzeczywiście. Było miękkie. Idealne na rozprostowanie siłowników, rozleniwienie się i przekupienia młodych Botów. Położyła się na wznak. Splotła dłonie na piersi. Tipptree zaczęła coś mówić, ale była zbyt zmęczona, by słuchać. Zamknęła optykę i wyłączyła systemy. Zasnęła.

*******

Ten rozdział dedykuję mojej BFF - Sominare123 :3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że nie masz nic przeciwko, że Twoja FrostySpark zagościła w moim opowiadaniu.
Daję też piosenkę, która opisuje moją główną bohaterkę, zwaną również Cloud, jednocześnie wykonując nominację od Soninare123, co do piosenek. Mam nadzieję, że się liczy.
Tak więc, ten. See ya, guys :3

Dwie Iskry [Ukończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz