Rozdział 4

231 24 3
                                    

Z samego rana zaczęły się pakować. Tipptree uzupełniła apteczkę na udzie, za pas schowała narzędzia różnego rodzaju i kilka małych kostek Energonu. Już miały wychodzić z terenu "domu" Tipptree, kiedy usłyszały stukot pazurów. Odwróciły się. W ich kierunku zmierzał Paw, z dumnie uniesioną głową.
- Nie, Paw. Ty nie idziesz. - młoda Autobotka stanęła przed Dogbotem i skrzyżowała ręce na piersi. Paw tylko na nią spojrzał złotymi ślepiami. Wyminął ją i usiadł obok Deceptikonki, i huknął, cokolwiek miało to znaczyć. Tipptree najwyraźniej zrozumiała i uśmiechnęła się.
- Dobra, Paw'ciu. Chodźmy, Cloud! - w podskokach ruszyła w stronę wyjścia z Targu Różności. Deceptikonka tylko przewróciła optyką i poszła za nią. Bo co jej pozostało?
Podjęła już decyzję. Dołączą do rebelii. Może zatrudnią dzieciaka w jakimś laboratorium. A ją mogą wziąć na rekonesanse i zwiady. W tym była dobra. Uwielbiała to! Kochała. Nie przepadała za bezpośrednią wymianą ciosów. Zazwyczaj działała po cichu, w cieniu. To jej odpowiadało. Poza tym, jej budowa i uzbrojenie były do tego przystosowane. Szczupła sylwetka dobra do chowania się w ciasnych przestrzeniach i wykorzystywana do działań w trybie incognito. Ciemny lakier przystosowany do skradania się w cieniu. Oraz wszelkie usprawnienia optyki i męczące treningi od najmłodszych lat funkcjonowania. Tak. Była urodzonym zabójcą. Z wiernym karabinem wyborowym była niepokonana z daleka jak i z bliska, dzięki blasterom i swojej zwinności.
Wyszły właśnie z Targu. Nie mogła już wytrzymać. Puściła się biegiem, podskoczyła i transformowała w myśliwiec. Wzniosła się momentalnie w górę. Nareszcie! Pęd powietrza pod skrzydłami, ciepło słońca na metalu. Zrobiła korkociąg, a potem beczkę. Jak jej tego brakowało. Ale natychmiast przypomniała sobie o młodej Autobotce. Zniżyła lot, ale kiedy miała zawrócić, zobaczyła pod sobą pędzącą wyścigówkę, w jaskraworóżowym kolorze. Obok biegła majestatycznie dzika bestia Złomowiska. Zniżyła lot jeszcze bardziej, leciała tuż nad dachem różowego samochodu.
- Nie myśl sobie, że tylko ty tak potrafisz! - krzyknęła zadziornie Tipptree i przyspieszyła, włączając nitro. Paw naprężył siłowniki i popędził za wyścigówką. Deceptikonka uśmiechnęła się do siebie. Już chciała za nią popędzić, wyprzedzając. Ale po chwili zganiła się w myślach. A co jak je zauważą? Narazi na niebezpieczeństwo siebie i autobockiego dzieciaka, którego zaczynała lubić. Transformowała się w powietrzu i z gracją wylądowała na ugiętych nogach. Wyprostowała się i ruszyła za tumanami kurzy, ciągnącymi się za różową wyścigówką.
Autobotka zdała sobie sprawę, że fioletowy myśliwiec nie leci za nią. Zahamowała gwałtownie. Paw również się zatrzymał, wbijając pazury w ziemię. Uniósł głowę i zerknął za siebie. Lusterko samochodu poruszyło się. W szklanej tafli zamajaczyła postać zamaskowanej Deceptikonki. Różowy samochód zaczął cofać. Kiedy zrównał się z idącą, transformował się w Tipptree.
- Hej. Czemu już się nie ścigamy? - przekręciła lekko głową, jak ptak. Deceptikonka tylko spojrzała na nią lodowato czerwonymi oczami, rozmazanymi przez szkiełka maski. Autobotka skuliła ramiona i pochyliła głowę. Zrozumiała przekaz bez słów. - Rozumiem. - szepnęła cicho. Szły w milczeniu, przerywanym tylko stukotem metalowych pazurów Paw'a o podłoże i cichym szumem wiatru w ruinach budowli. Wielu budowli. Zastanawiała się, czy w pustych oknach nie czai się żaden snajper albo wysłany przez Razor'a zabójca. Byłoby to do przewidzenia, swoją drogą. Każdego zbiega prędzej czy później spotykała śmierć. A ona nie chciała umrzeć jako zbieg. Chciała umrzeć, walcząc o nowe jutro. Kiedy usłyszała tę myśl, aż ją zmroziło. Jakie jutro, zganiła się w myślach. Nie będzie żadnego jutra. A jak już nadejdzie, nie będzie nowe, ale pełnie tej samej starej wojny i śmierci. Skąd w ogóle u deceptikońskiego żołnierza, jako ona, pojawiła się owa myśl? Była... inna. Obca. Nie powinna przewinąć się przez jej procesor. Zrobiła tyle złych i paskudnych rzeczy, godnych potępienia w AntyIskrze (transformerowym piekle). Może podprogowy strach przed potępieniem, podsuwał jej myśli o odkupieniu. Odkupienie. Nowe słowo. Czy walcząc za coś innego niż władzę absolutną, może je uzyskać? Pomimo wyrządzonych zbrodni? Nie. Nie może. Ale może ocalić kilka istnień przed zagładą. Może, może... Powtarzała sobie ten wyraz jak mantrę. Może ich ocalić.
Tipptree szła w ciszy. Było to dla niej nowe doznanie. Nigdy tak długo nic nie mówiła. Czuła się przez to nieswojo. Źle. Ale nie chciała denerwować Deceptikonki. Nie dlatego, że jej się bała, ale dlatego, że było jej szkoda latającej przyjaciółki. Nie mogła się do nikogo odzywać... Właśnie. Czy ona potrafi mówić? Nie odezwała się do niej ani razu. Poza tym cały czas chowała twarz za maską w dziwne, powykręcane wzory. To była zagadka. Może Primus zesłał jej milczącą wojowniczkę, która na pewno zaprowadzi ją do Yakonu. Do rodziny. Do matki... Właśnie teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniła. Czy jak ją zobaczy, pozna ją? Nie widziała jej przez tak długi czas. A jeśli zapomniała? Nie. Zaśmiała się w myślach. Nie możliwe. Pamiętała. Pamięta. A jakby zapominała, zawsze mogła spojrzeć na wisiorek, który dała jej matka, zanim kazała jej uciekać. Zawieszkę ze zdjęciem. Będzie pamiętać. Na zawsze.
Dotarli do wielkiego i opuszczonego kompleksu badawczego, znajdującego się na krańcach miasta. Rozejrzała się. Kompleks był bardzo długi. Wił się w dal. Miała do wyboru to - dające schronienie laboratorium, lub wolną przestrzeń, na której ich mała drużyna byłaby świetnym celem. Wybrała laboratorium. Wiało od niego grozą. Ale nie miała zamiaru dać się zwariować głupiemu uczuciu. Skierowała się do wejścia pierwszego budynku. Tipptree, widząc zamiar Deceptikonki, zatrzymała się i nieśmiało zapytała.
- Nie chcesz chyba tam wejść. P-prawda? - Deceptikonka ani się nie zatrzymała. Paw szturchnął łbem udo Autobotki i ruszył za fioletową lotniczką. - Skoro tam mówisz... - ruszyła za nimi. Pierwszy budynek był najprawdopodobniej recepcją czy czymś w tym rodzaju. Wielkie przeszklone ściany były porozbijane. Kanapy i fotele w środku leżały poprzewracane, w różnych miejscach. Konsole na ścianach i palmtopy wciąż działały, ale wyświetlane obrazy były niewyraźnie i przeskakiwały. Z sufitu zwisały pozrywane kable, ze wciąż strzelającymi iskrami. Żeby sceneria była jeszcze bardziej straszna, włączyły się nagle lampy na fotokomórkę. Ale że były rozbite i miały uszkodzone kable, migały, co chwila to ujawniając kawałek pomieszczenia, żeby za chwilę mogły go pożreć ciemności. Po plecach przeszedł jej dreszcz. Dziwne uczycie. Czyżby strach? Dotąd go nie odczuwała. Nie chciała się jednak nad tym zastanawiać. Nie teraz. Chciała jak najszybciej dostać się na koniec kompleksu i dalej podążać na świeżym powietrzu. Nie dlatego, że miejsce ją przerażało wyglądem, ale dlatego, że miała złe przeczucia. Bardzo złe.
Usłyszały głośny, tubalny dźwięk tuż nad głowami. Ramy po oknach zatrzeszczały, a kilka palmtopów spadło na ziemię. Metaliczne odgłosy transformacji i głuche uderzenie o ziemię. Myśliwi. Zareagowała błyskawicznie. Złapała zdrętwiałą Autobotkę za ramię i pociągnęła za sobą. Schowała się za biurkiem i kucnęła, ściągając przy tym młodą w dół. Zakryła jej usta dłonią, bo nie wiedziała, czy ma spodziewać się krzyku przerażenia, czy masy pytań. Nie zwróciła nawet uwagi na Paw'a, który już wcześniej wykrył niebezpieczeństwo i schował się w przewróconej szafce. Zerknęła w jego stronę. Był mądrzejszy, niż sobie myślała. Do środka wpadł snop światła latarki. Ciężkie kroki weszły na posadzkę. W przewodach szumiał jej Energon. Była przerażona. Niech to! Nie powinna być! Powinna zachować zimną krew i przygotować się do ewentualnej walki. Ale nie potrafiła. Metalowe palce zacisnęły się na kancie blatu biurka.
- Chodźmy stąd, stary. To miejsce mnie przeraża. - rozpoznała męski, trochę chropowaty głos. Link. Czyli jednak Szpicel się czegoś boi. Ha! Teraz będzie miała na niego haka, jeśli się kiedyś spotkają.
- Co to w ogóle za miejsce? - światło latarki powędrowało w czarną przestrzeń za przeszklonymi, w połowie otwartymi drzwiami. Nie rozpoznała drugiego głosu. Pewnie jakiś nowy rekrut.
- Testowali tu Syntetyczny Energon. I jeszcze inne szemrane eksperymenty. - głos Link'a zaczął być lekko podenerwowany.
- Synten? To wymyśliły Autoboty? - snop światła odwrócił się.
- Nie, idioto. To wynalazek Deceptikonów. Głupi osioł. - prychnął i wyszedł. Jego kompanowi nie pozostało nic innego, więc ruszył za nim. Odczekała moment, kiedy usłyszy odgłosy transformacji i 'strzał' silników odrzutowców. Nastała cisza, przerywana skakaniem iskier w przewodach elektrycznych i szum lamp. Powoli odsunęła rękę z ust Tipptree i wysunęła się zza osłony. Pusto. Zerknęła na Paw'a. Węszył, a po chwili wyszedł z kryjówki i podszedł do nich. Wstała i rozejrzała się.
- Ale było, nie? - młoda Autobotka stała obok niej. - Już myślałam, że zaraz coś się stanie. Syntetyczny Energon? To przecież tylko legenda. Nie ma czegoś takiego. C-co nie? - spytała z lekkim lękiem. Wzruszyła tylko ramionami w odpowiedzi. Nie wiedziała czy była to prawda czy nie. Chciała się stąd wydostać i to jak najszybciej. Poszła przed siebie, w stronę szklanych drzwi, dzielących je od nieprzeniknionej ciemności. Pchnęła drzwi. Korytarz rozświetliły lampy, a z głośnika poleciał syntetyczny, przerywany głos: "W-Witamy w N-Nanoclick C-Corporation. Gd-dzie wszys-stkie sny tech-chnolo-ogiczne speł-łniają się bez p-przeszszszkód". A potem zaczęto nadawać cichą muzykę, przerywającą i co jakiś czas przeskakującą. Ruszyła przed siebie. Tipptree szła tuż za nią. Niemal czuła jej dudniącą pompę Energonu i oddech na plecach. Metalowe pazury Paw'a odbijały się echem po korytarzu. Uważnie się rozglądała, gotowa do zareagowania. Cały dotychczasowy strach zmienił się w niezbitą determinację. Po prawej ciągnął się szereg zamkniętych lub trochę uchylonych drzwi. Nie zamierzała sprawdzać, co się za nimi kryje. Po lewej ciągnęły się szklane okna, a za nimi ogromna sala z masą sprzętów, maszyn i... leżących ciał. Wzdrygnęła się. Spojrzała ukradkiem na Tipptree. Szła przed siebie, wpatrzona w scenę po lewej. Ciekawe, nad czym myśli... Nieważne. Muszą się stąd zabierać i to już.
Słyszała plotki o Syntetycznym Energonie. Podobno wzór strukturalny był niedopracowany, a Transformery, które go wtłoczyły do obwodów... no cóż, wariowały. Nie miała z nim nigdy do czynienia, i była za to bardzo wdzięczna Wszechiskrze. Podsłuchała kiedyś rozmowę dwóch zwiadowców, którzy rzekomo walczyli ze "Syntenowymi świrusami". Mówili, że napastnicy nie czuli bólu, a ich siła była porażająca. Ile było w tym prawdy, nie wiedziała, ale nie miała ochoty się przekonywać. Spojrzała na lewo, na leżące na podłodze, oparte o ściany ciała Botów. Pewnie zginęli, kiedy laboratoria straciły zasilanie. Albo ktoś sabotował działanie kompleksu badawczego. W tych czasach było to popularnym powodem śmierci naukowców. Pchnęła kolejne szklane drzwi i weszli do rozległej sali. Światła na korytarzu za nimi zgasiły się, a muzyka przestała płynąć z głośników. Deceptikonka włączyła reflektory na piersi i ruszyła przed siebie. Pojawiły się również snopy światła pochodzące od świateł Tipptree. Paw szedł przed nimi. Był niespokojny i co chwila oglądał się za siebie, czy dwie Transformerki idą za nim. Dostała dziwnego uczucia, że coś ją obserwuje. Złapała młodą Autobotkę za ramię i ustawiła przed sobą. Lepiej niech idzie przed nią, będzie ją miała na oku. Dzieciak nie powiedział nic. Czuła jej strach. Chciała ją przytulić i szepnąć "Wszystko będzie dobrze", ale nie potrafiła. Nie wiedziała, czy będzie wszystko dobrze...
Coś poruszyło się w stercie poprzewracanych krzeseł. Paw momentalnie odwrócił się w tamtą stronę i zaczął szczerzyć kły. Skoczyła i dobyła blaster, celując w kupę krzeseł. Puls jej przyspieszył. Co to do cholery było?! Miejsce powinno być opustoszałe! Nastała głucha cisza, przerywana szybkim oddechem Tipptree. Nagle z kupy wyskoczył Bot, wydając z siebie niestworzone wrzaski. Krzyk Autobotki rozległ się po całym pomieszczeniu. Zewsząd zaczęły wychodzić inne Boty. Ale nie były to już normalne Boty, tylko zmutowane, syntenowe mutanty. Popchnęła Tipptree, żeby uciekła za Paw'em, który już biegł do wyjścia. Autobotka ruszyła pędem za nim. Deceptikonka zaczęła ostrzeliwać zbliżające się mutanty. Odstrzeliwała im ręce i nogi, a one dalej szły w jej stronę. Wycofywała się, oddając strzały. Usłyszała szczek, a potem serię warknięć. A potem krzyk. "Tipptree!" Puściła się biegiem w stronę, gdzie uciekli jej pozostali towarzysze. Wypadła na wielki korytarz. Młoda Autobotka próbowała wyszarpnąć sie z uścisku jednego z mutantów, który próbował ugryźć ją w kark. Paw złapał go szczękami za nogę i szarpał. Wycelowała blasterem w głowę potwora, tuż obok głowy Tipptree. Świat na chwilę zwolnił. Wyrównała tętno. Zamknęła na chwilę optykę, by za chwilę znów ją otworzyć. Oddała strzał. Pocisk precyzyjnie przebił czoło mutanta, a jego ciało osunęło się na ziemię. Autobotka była przerażona. Stała w miejscu, a w optyce zabłysły olejne łzy. Podbiegła do niej, złapała za ramię i ruszyły biegiem przez ciągnący się korytarz. Za nimi kłusowały chordy mutantów. Odwróciła się w biegu i oddała kilka strzałów, zmniejszając ścigający ich konwój. Przed nimi zamajaczyły drzwi wyjściowe, przez które sączyło się światło dzienne. Tak! Nareszcie. Ale musiała się pozbyć mutantów. Spojrzała w górę. Na suficie wisiał kontener Energonu. Idealnie. Stanęła i zaczęła ostrzeliwać zawiasy, na których zawieszony był kontener z paliwem. Tipptree zatrzymała się i spojrzała za siebie.
- Co ty robisz? Chodź! - Deceptikonka tylko spojrzała na nią i machnęła na nią ręką, każąc uciekać. Z wielkim strachem, Tipptree znów ruszyła za Paw'em. Zawiasy puściły i kontener spadł na ziemię. Ze szczeliny zaczął sączyć się Energon. Niech to. Pojemnik jest zbyt szczelny. Nie wysadzi go strzałem z blastera. Rozejrzała się szybko. Przecięte kable. No tak. Iskry spowodują zapłon. A zbliżało się do niego bardzo szybko. Zgraja mutantów już dobiegała do kontenera. Puściła się biegiem do wyjścia. Plama Energonu dotarła do kabli, a chwilę potem przeskoczyły na niego iskry. Nastąpił wybuch, palący na swojej drodze wszelkie istoty. Była już przy drzwiach. Wyskoczyła, a fala po wybuchu odrzuciła ją dobre kilkaset metrów przed siebie. Przekoziołkowała i wylądowała na plecach. Podniosła się na łokcie, jęcząc z bólu. Budynki kompleksu płonęły, a czarny dym unosił się w górę. W jej kierunku nadbiegali Tipptree i Paw. Autobotka przypadła do niej i zaczęła oglądać, zasypując pytaniami. "Nic ci nie jest? Nic sobie nie złamałaś? Primusie! To było straszne!" Deceptikonka podciągnęła się i usiadła. Gestem oznajmiła, że nic jej nie jest. No może z wyjątkiem pleców, które bolały jak diabli. Autobotka rzuciła jej się na szyję i przytuliła.
- Tak się bałam. Ale byłaś niesamowita! - odsunęła się. - Strzały i wybuch. Genialne! Musisz mnie nauczyć bycia taką debeściarą. Najlepiej od teraz. Też dałabym wycisk... - ale nie dokończyła, bo Dogbot zaczął ujadać. Tipptree odwróciła się, a Deceptikonka wyjrzała zza jej ramienia. Wokół nich stanęły cztery postacie, celujące w nich z karabinów i blasterów ręcznych. Nie mogły zobaczyć ich twarzy pod zachodzące słońce.
- Nie ruszać się! - rzucił damski, poważny i zimny głos. - Zidentyfikujcie się!
No to świetnie. 

Dwie Iskry [Ukończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz