Tutaj daję Wam taki mały przerywnik od tej historii. Krótkie opowiadanko.
**************
Cybertron. Jeden ze spokojniejszych dni. Godzina - wczesna. Lekki wiatr podwiewa kurz z dróg i zburzonych konstrukcji. Silence leżała na dachu jednego z domów na brzuchu, obserwując przez celownik snajperki drogę, którą Deceptikony przewoziły zapasy Energonu do swoich pobratymców. Miała już dosyć. Dosyć wojny, bezustannych walk, widoku martwych i umierających kompanów. Zamknęła optykę. Przypomniała jej się poranna odprawa: "Przed nami trudna misja. Nie wiem czy damy radę ją wykonać. Ale wierzę w was. W każdego z osobna. - słowa komandor Armalii były krzepiące dla małej grupy Autobotów-agentów - Nie możecie się poddawać. Przyjcie na przód, niosąc pieśń o zwycięstwie! - komandor podniosła zaciśniętą pięść w górę. - Zakończmy to!" - krzyknęła. Wszyscy stanęli na baczność i wykonali ten sam gest, wznosząc radosne okrzyki.
"Ciekawa jestem czy komandor wciąż jest aktywna..." - przebiegło jej przez myśli. Z tego stanu rozmyślań wyrwał ją warkot potężnego silnika. Spojrzała przez lunetę. Drogą, którą obserwowała, jechał konwój Konów. Wielkiej ciężarówce z Energonem asystowało sześcioro żołnierzy. Za kierownicą ciężarówki siedział jeden z pomniejszych komandorów wrogiej frakcji - Dash. Konwój zatrzymał się na środku drogi, na otwartej przestrzeni. "Co oni kombinują?" - Silence wyostrzyła celownik. Dash wyszedł z pojazdu i wezwał jednego z trepów. Zaczęli rozmawiać. Autobotka miała idealną okazję do strzału. Wycelowała i oddała strzał. W prawej części głowy komandora pojawiła się ogromna dziura. Padł na ziemię. Silence przeładowała broń. Kony wrzeszczały na dole: "Snajper! Mamy snajpera!". Zaczęły celować w różne strony. Botka oddała kolejny celny strzał. Przeładowała. Potem jeszcze dwa. Trepy skapnęły się, skąd oddawane są strzały. Zaczęły strzelać w Silence. Przyleciała eskadra Konów składająca się z 6 osobników. Zdjęła jeszcze trzech. Wtedy skończyła jej się amunicja. "Niech to! Jak ja się przygotowałam na akcję?" Porzuciła wierną broń i zeskoczyła z posterunku. Żołnierze strzelali do spadającej Botki. Podczas spadania, "zadzwoniła" do reszty Autobotów-agentów, prosząc o wsparcie:
- Powtarzam! Kod: tEROS! Kod: tEROS!
Zeskoczyła na ziemię i dobyła blasterów. Zabiła trzech. Jeden z trepów strzelił jej w broń. Zmieniła ją w dłoń. Na środku ziała ogromna dziura. Powstrzymała krzyk bólu i "wyciągnęła" ostrza. Ruszyła z krzykiem bitewnym i zaatakował kolejnych. Wtedy z ruin budynków wyskoczyli pozostali członkowie jej zespołu. Na ich czele biegł ON. Zaczęła się strzelanina. Kony wezwały posiłki. Zjawiły się natychmiast. Silence stanęła u JEGO boku. Razem walczyli z przeciwnikiem. Wyglądało to jak "Taniec śmierci". Jeden ze złych żołnierzy próbował zwiać z pola bitwy z ciężarówką z cennym paliwem. Silence to zauważyła. Wyszarpnęła ostrza z klatki piersiowej przeciwnika.
- Jest mój! - krzyknęła Botka do partnera. Skinął jej głową. Pobiegła w stronę wozu kilka metrów i się transformowała. Wyprzedziła jadący pojazd i trochę dalej stanęła do niego przodem. Zmieniła postać. Trep za kierownicą spanikował i dodał gazu. Botka stała w skupieniu.
- Złaź z drogi, jeśli jeszcze chcesz sobie pożyć! - wrzasnął na nią Decept i zaśmiał się jak szaleniec. Kiedy już miał ją zmiażdżyć pod gąsienicami ciężarówki, ona aktywowała tarczę magnetyczną zamontowaną na przedramieniu, przybiła mocno do ziemi i się nią zasłonią. Ciężarówka z całym impetem uderzyła w tarczę, robiąc fikołka nad Silence. Z pasażerki wypadł przerażony trep. Podczas uderzenia, panel sterowania zmiażdżył mu nogi. Zipiąc, przepełzł kilka metrów. Silence zastąpiła mu drogę i wymierzyła w głowę ze "zdrowego" blastera.
- Obyś rozmył się w Anty-Iskrze. - i wystrzeliła. (To tak jakby powiedzieć: Mam nadzieję, że będziesz się smażył w piekle). Schowała blaster. W jej stronę szedł jej partner. Skrzyżował ręce na piersi i powiedział:
- Jak zwykle dobra, akcja. Pani Prime. - uśmiechnął się zawadiacko. Silence popatrzyła na niego spod byka.
- Już ci mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał. - przeszła obojętnie koło niego, szturchając go ramieniem. Lightning potraktował to jako jakiegoś rodzaju zaproszenie. Złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Kiedy mieli blisko siebie swoje twarze, pocałował ją.
- Brakowało mi tego. - wymruczał. Silence starała się być oburzona. Odepchnęła go.
- Zachowuj się. Bo inaczej...
- Bo inaczej co, Pani Prime? - uśmiechnął się szelmowsko. Botka żachnęła się i poszła do miejsce starcia z oddziałem nieprzyjaciela. Jeden z Autobotów-agentów został ranny w nogę. Dwaj pozostali agenci kucali przy nim próbując uspokoić. Był to młody agent i nie bardzo się przygotował na bliskie spotkanie z pociskiem. Idąc w jego stronę, Silence odwiązała z ramienia pas enemeru (materiał, połączenie cienkiego metalu z Energonem). Zawiązywała go na szczęście. Kucnęła przy rannym:
- To powinno pomóc . - i zatamowała enemerem wyciek.
- Dziękuję, Silence Prime. - powiedział drżącym głosem młodzik. Botka uśmiechnęła się i wstała. Nagle poczuła ciepło na klatce piersiowej. A dopiero potem ból. Upadła bez tchu na ziemię. W porę złapał ją Lightning. Rozejrzał się nerwowo. Od północy leciała eskadra Konów.
- Lećcie po ciężarówkę! Migiem! - krzyknął na pobratymców. - Trzymaj się, Silence. - zwrócił się do ukochanej. Wziął ją na ramiona. Podjechała ciężarówka i agenci siedzący w środku pomogli mu wejść do środka. Ruszyli przed siebie. Eskadrę zgubili w tak zwanym "Labiryncie odłamków", który kiedyś był centrum Sky City. Wjechali do podziemnych tuneli, gdzie mieściła się baza Autobotów.
Lightning z ledwo ruszającą się Silence na rękach biegł do infirmerii. Dwaj medycy, widząc ranną, sprzątnęli szybko z łóżka szpitalnego jakieś graty. Light położył delikatnie Silence na łóżku. Chciała otworzyć optykę.
- Spokojnie, Silence. Wszystko w porządku. - Lightning próbował się uśmiechnąć, ale widok cierpiącej ukochanej na to nie pozwalał. Medycy naprawiali, raczej próbowali naprawić Botkę, ale na próżno. Tętno stopniowo spadało. Silence zmusiła się do ostatecznego wysiłku. Otworzyła lekko optykę. Widziała teraz wszystko jak przez mgłę. Widziała jak Lightning kłócił się nad nią z medykami. Słyszała oddalone głosy: "Przecież jeszcze można ją uratować!" . Ale nie. Nie można było. Silence poruszała ustami. Bot to zauważył i uspokoił się, kucając przy ukochanej. Medycy wyszli, zostawiając ich samych. Znowu poruszała ustami, próbując wypowiedzieć jego imię. Powiedzieć, jak bardzo jest jej przykro, że nie mogą być razem. Powiedzieć, jak bardzo go kocha.
- Lightning... - powiedziała cicho.
- Tak. Jestem tutaj. - złapał ją za dłoń. - Wszystko będzie dobrze.
- Wiem to... - uśmiechnęła się. - Chcę tylko żebyś wiedział, - drugą dłoń położyła na jego policzku, - żebyś wiedział, że zawsze będę z tobą. Lightning...
- Tak?
- Kocham cię. - optyka Botki przestała świecić, powieki same się zamknęły, a dłoń opadła bezwiednie na łóżko. Lightning był w szoku.
- Nie. Nie. Nie! Silence. Silence, proszę. Zostań ze mną! - słyszący krzyk medycy wbiegli na salę. Włączyli elektrowstrząsy, próbując wrócić ją do świata żywych.
Przyglądała się całej tej zawierusze z kąta pokoju. Widziała jak lekarze usilnie próbują ją poskładać. Widziała złego Lightning'a, bezsilnego. Miała do siebie żal, że nie powiedziała mu więcej. Poczuła na ramieniu dotyk. Odwróciła głowę. Za nią stała komandor Armalia. Z powrotem spojrzała na swoje ciało, wstrząsane pulsami elektrycznymi.
- Wiem jak się czujesz. - komandor stanęła obok niej. - Wściekła. Rozgoryczona, że dali ci tak mało czasu. Ale to minie. Teraz najważniejsza jest wiara w innych. Chodź. Na nas już czas. - za nimi otworzyła się szczelina, prowadząca do Wszechiskry. Silence jeszcze raz spojrzała na twarz Lightning'a. Skupiła się na zapamiętaniu jej. Uśmiechnęła się, kiedy spojrzał w jej stronę. Ale nie mógł zobaczyć, że się uśmiecha.
- Zawsze będę przy tobie. - powiedziała cicho. Przeszła przez szczelinę.
Następnego dnia jej ciało zostało oczyszczone i pochowane pod Shiny Stown'em, tymczasowym cmentarzem.
- Oby znalazła spokój we Wszechiskrze. - zakończył jeden z podporuczników. A potem wszyscy wrócili do swoich obowiązków. Lightning stał na klifie, ze snajperką u boku. Na twarzy miał wyrytą nienawiść do Deceptikonów, a w głowie obraz jej końca i postanowienie zgładzenia każdego Decepta, jakiego spotka. Odwrócił się i ruszył do bazy. W cybertrońskim słońcu odbijał się kawałek enemeru zawiązanego na lufie karabinu snajperskiego oraz imię, które z wiatrem niosło spokój i ciszę: Silence.
CZYTASZ
Dwie Iskry [Ukończona]
Ciencia FicciónWojna nie jest miłosierna. Zawsze znajdą się osoby gotowe ją zacząć. Zazwyczaj są dwa fronty - "Bohaterowie" i "Złoczyńcy". Dwie frakcje walczące zażarcie o władzę, teren, wpływy. Ale zawsze znajdą się też osoby, które wierzą w pokój i równowagę. Re...