Rozdział 3

278 21 2
                                    


- Hej! Dokąd my w ogóle idziemy? - młoda Botka dogoniła oddalającą się Deceptikonkę, po tym jak przyglądała się ruinom jednego z pomniejszych budynków jakiegoś dawno zapomnianego miasta. Nie wiedziała, w czym mógł zachwycać tego dzieciaka. To przecież tylko sterta gruzów i śmieci. Ale nie okłamujmy się. Też lubiła takie miejsca. Na przykład Labirynt Odłamków. Lubiła przesiadywać na dachach zrujnowanych budynków, obserwować horyzont i podziwiać zachody Sargiriona. Marzyła, żeby zabrać tam kiedyś kogoś, komu odda Iskrę. Ale jeszcze kogoś takiego nie spotkała. Kiedy o tym myślała, ganiła się w myślach. Była wtedy młoda i głupia i miała inne pojęcie o miłości, niż teraz, jako doświadczony żołnierz. Teraz jej Iskra należała w całości do wojny. Nie miała komu zaufać. Każdy, kogo znała, był nieodpowiedni i zdradliwy. Dlatego zawsze chodziła po Labiryncie samotnie. W sumie jej to odpowiadało, ale... Było jej żal. Żal siebie i swojego życia.
Już miała odpowiedzieć, ale Botka nie dała jej powiedzieć.
- Bo wiesz, zanim ruszymy na naszą przygodę, wolałabym zabrać kilka rzeczy z Targ Różności. - Co? Jaką przygodę? Czy to dziecko nie zdaje sobie sprawy, że trwa wojna, a teraz najprawdopodobniej znajdują się na Ziemi Niczyjej i w każdej chwili mogą ich zaatakować stuknięci kłusownicy? Najwyraźniej nie. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
- Świetnie! - podskoczyła w miejscu Tipptree. - I wiesz, mogłabym tam się kimnąć i załadować Energon, bo już mi trochę słabo. - teatralnie złapała się za głowę i udała, że się chwieje. Deceptikonka wydała z siebie cichą namiastkę śmiechu, co raczej nie przypomniało śmiechu, tylko krótkie "Heh". Młoda ruszyła w stronę wielkiego zsypiska technologicznych śmieci. Autobotka zaczęła na nowo nadawać. Nie miała nic do stracenia, więc ruszyła za nią. Spojrzała przez ramię, idącej w podskokach Tipptree. Przechyliła lekko głowę. Myślała, że Złomowisko, a nie, przepraszam, Targ Różności, zostawili już daleko za sobą. Najwyraźniej było ogromne. W sumie nie ma się czemu dziwić, bitwy pochłonęły tysiące, jeśli nie miliony sprzętu i... żyć. To ją trochę smuciło. W tych czasach, nikogo nie obchodziło, żeby pogrzebać zmarłych i oddać im należną cześć. Nie było na to czasu. Wszystko było na szybko. I po co? Żeby za chwilę dołączyć do rdzawiących zwłok. To była ta straszniejsza część tego zawodu, jeśli można tak określić bycie szarym żołnierzem w wielkiej armii. Perspektywa bycia pozostawionym w tyle była straszna. Nawet dla niej. W pewnym etapie życia po prostu chciała walczyć i zabijać. Nie wybiegała tak "daleko" w przyszłość. Zawsze wtedy sobie wmawiała, że zginie jak honorowy żołnierz. A czy ta wojna miała w sobie choć krztę honoru? Czy w ogóle ktoś jeszcze dbał o honor? Nie. Nie zależało już na tym nikomu. Bo po co niby komuś poczucie godności, etyki? Przecież to tylko przeszkoda. Niepotrzebne odczucia jednostki myślącej. Kiedy teraz tak o tym myślała, była zła. Zła na tych wszystkich żołnierzy, zabijających bezmyślnie, byle tylko wykonać rozkaz i żyć. I zła na siebie. Bo należała do tych bezmyślnie zabijających żołnierz.
Coś chrzęstnęło jej pod stopą. Uniosła ją lekko i spojrzała, co zgniotła. Staną puszkę z kablami przetwornika. Chyba dotarły na miejsce. Podniosła głowę i rozejrzała się. Wielkie hałdy śmieci pokryte rdzą, zepsute urządzenia i... ciała. Wzdrygnęła się. Czuła w powietrzu ostry zapach rozkładającego się Energonu i wilgotnej rdzy. Zadarła głowę do góry. Nad całym Targiem wisiała pomarańczowa chmura oparów, zasłaniając błękit bezchmurnego nieba. Spojrzała na idącą raźno przed siebie Tiptree. Jak mogła tu tak żyć? Jak długo? I najważniejsze, czemu? Uciekała? Nie wyglądała, jakby kryła się ze swoją obecnością. Nie wyglądała, jakby bała się, że zginie. Nie wyglądała, jakby wiedziała o toczącej się wojnie. Była taka... naturalna w tym nienaturalnym środowisku. Nie wiedziała, czy ma to podziwiać, czy się bać. Tak jakby młoda Botka, beztrosko przemierzająca góry i doliny śmieci, miała wyłączone poczucie strachu i nienawiści do przeciwnej frakcji. Jak to możliwe? Może od początku zwabiała ją w pułapkę? Nie. Nie wyglądała na tak sprytną. Przecież to tylko dzieciak. Spojrzała na swój znak przynależności na piersi. Jak mogła być taka swobodna przy niej? Przy Deceptikonie. Czy jeśli wiedziałaby, ilu jej pobratymców zabiła, w odwecie pozbawiła ją drogocennego życia?
Myśli biegały jej po umyśle jak dzikie konie. Nagle usłyszała dźwięk. Inny niż stawiane przez nią i Autobotkę kroki. Coś za nimi szło. Coś groźnego. Spojrzała za siebie, ale nic nie zobaczyła. Szły dalej, a Energon w jej żyłach przyspieszał wraz z każdym kolejnym postawionym krokiem. Znowu ten dźwięk. Odwróciła się szybko. Za nią kroczył wściekły i szczerzący kły Dogbot. Czy ta młoda o nich wcześniej nie wspominała? Mogła jej słuchać! Dobyła blaster i zaczęła celować w robotycznego psa. Już miała oddać strzał, ale spostrzegła, że z cienia gór śmieci wyłaniają się kolejne dwa. Przeskakiwała po nich wzrokiem i zmieniała cel dla pocisku. Psy warczały i szczerzyły kły, idąc powoli w stronę intruza. Zaczęła się wycofywać. Usłyszała radosny pisk. Odwróciła głowę i spojrzała przez ramię. Tipptree podbiegła do jednego z Dogbotów i rzuciła mu się na szyję. Przytuliła go. Szok. Botka przytula groźnego stwora? Odwróciła się do nich i wycelowała w przytulaną przez Autobotkę bestię. Ta spojrzała na nią i zaczęła warczeć. Blaster już się nagrzewał. Nagle Tipptree poderwała się i stanęła z wyciągniętymi rękami w przód na linii strzału.
- Nie! -wyrwało się z jej ust. Co? Uniosła blaster w górę. -Nie zrobią ci krzywdy. To Paw. - stanęła już normalnie i wskazała na siedzącego Dogbota. - Jest przywódcą stada. I moim przyjacielem. - uśmiechnęła się z dumą. No tego jeszcze nie grali. Nie dość, że nadpobudliwa i zbyt radosna, to jeszcze przyjaźni się z bestiami. Świetnie. Po prostu świetnie. Co jej strzeliło do łba, żeby za nią iść? Teraz pewnie każe im ją rozszarpać na strzępy. Jednak tak się nie stało.
- Chodź. Naładujesz Energon. - i weszła do utworzonej jaskini. Schowała blaster, i łypiąc na krąg bestii, poszła za nią. Przy wejściu do jaskini, musiała się schylić, żeby nie walnąć czołem o strop. Paw przecisnął jej się obok nóg i, będąc już w środku, usiadł na specjalnie wyżłobionym w ziemi dołku. Młoda Botka krzątała się przy stacji dokującej Energon, wciąż coś mówiąc. Korzystając z chwili, rozejrzała się. Jaskinia była... przytulna. Podłoga w kształcie koła. Naprzeciw wejścia stały maszyny przetwarzające Energon w płynną formę. Stacja dokująca znajdowała się tuż przy przetwornikach, żeby było bliżej i wygodniej. Nieopodal stało prowizoryczne łóżko i radio. Pustki w przestrzeni zajmowały wszędobylskie śmieci. Które nie wyglądały już jak śmieci. Podeszła do jednego z "eksponatów". Był to stary dozownik wosku przekształcony w artystyczną rzeźbę. Odwróciła się. Na półkach wystających ze ścian, stały metalowe kwiaty, wykonane ze starych puszek po farbach i napojach. Małe i zmyślne urządzenia rozrywkowe, jak bujający się Predakon na sprężynie. Podeszła do niego i strzeliła mu palcem w nos. Zachybotał się zabawnie. Uśmiechnęła się do siebie. Młoda pewnie miała dużo czasu na zrobienie tych bibelotów. Tipptree skończyła majstrowanie przy stacji. Wyprostowała się i otrzepała ręce.
- Gotowe. Jeszcze tylko... - wzięła z przetworników wazony z Energonem i podpięła je do kapsuły dokującej. Robiła to bardzo szybko i sprawnie. Zastanawiała się, czy nauczyła się sama, czy ktoś ją nauczył, w tamtym życiu. Normalnym życiu, bez wojny. Ciekawa była, jakie życie prowadziła wcześniej Tipptree. Na pewno było pełne zabawy i frajdy. Gdyby nie było, nie byłaby taka roześmiana i energiczna. Poniekąd zazdrościła młodej. Sama nie mogła się pochwalić swoim dzieciństwem. Jeśli dzieciństwem można nazwać całodniowe treningi i ćwiczenia. Tak. Takie już było życie z wysoko postawionym generałem marynarki. Z jednej strony go nienawidziła, a z drugiej kochała ponad wszystko. Nienawiść czuła dlatego, że nigdy jej nie doceniał. Za każdym razem dostawała ochrzan, że nie stara się jak należy. Za każdym razem, kiedy chciała mu pokazać, jak bardzo się stara, nie wychodziło jej. Przeklinała wtedy w ciszy swoje życie i chciała uciec. Ale nie miała gdzie. Miłość do niego czuła dlatego, że był jedyną osobą, na jakiej jej zależało. Na jego zainteresowaniu. Na jego szczęściu, jego cholernym szczęściu. Za wszelką cenę chciała, żeby był szczęśliwy, ale nie wiedziała, że już był. Był szczęśliwy i dumny. Bo skąd miała wiedzieć? Kiedy wybuchła wojna, został wysłany na front. Zostawił ją. Przez pewien czas była na niego zła. Lecz potem zrozumiała, że zrobił to dla jej dobra. Wiadomość o tym, że odszedł na polu walki, robiąc to, do czego był stworzony, przebiła ją jak sztylet. Czuła się samotna. Cholera! A teraz nie była? Zawsze na tyłach armii, zawsze sama przy stacjach dokujących, zawsze sama - wszędzie. Potem już o tym zapomniała. Skupiła się na bezmyślnym zabijaniu wrogów.
Tipptree stała przed nią i machała jej dłonią przed oczami. Potrząsnęła głową i spojrzała na młodą Autobotkę. Przechyliła lekko głowę w pytającym geście.
- Komora jest wolna. Chcesz iść pierwsza czy... - Deceptikonka nie dała jej dokończyć, bo oddaliła się do kapsuły. Weszła do środka i oparła się o tylnią ściankę. Podpięła kable i rurki. Autobotka podeszła do stacji dokującej i zamknęła pokrywę. Stanęła przy konsoli i rozpoczęła się procedura wtłaczania. Deceptikonka popadła w stan uśpienia. Panowała nienaturalna cisza, przerywana wyłącznie szumem Energonu w przewodach. Musiała wymyślić plan. Dokąd ma się udać? We wcześniejszym założeniu, zamierzała włączyć się do napotkanej jednostki wojsk Deceptikonów. Ale teraz? Co z Tipptree? Przecież jej tu nie zostawi. Zerwie z byciem bezmyślnym żołnierzem i uratuje swój honor, który już został wdeptany w ziemię. Jeśli plotki o rebelianckich oddziałach były prawdziwe, mogłyby się do nich przyłączyć. Tipptree byłaby bezpieczna, a ona mogłaby dalej walczyć. Ta wizja wydawała się niemalże idylliczna. Jednak czy do spełnienia? Z tego co wiedziała, rebelianci przyjmowali każdego, nie bacząc na frakcję czy przeszłość. Ale czy Autobotka nie była już bezpieczna tutaj? Tu, na Ziemię Niczyją, na Targ Różności nikt nie zaglądał. Poza tym miała po swojej stronie małą armię Dogbotów z kłami ostrymi jak brzytwy. Odstraszały potencjalne zagrożenie, a jakby miało dojść do walki, rozszarpałyby intruzów na kawałki. Co może być lepszego do obrony niż rozwścieczona banda robotycznych psów? Widziała je już w akcji. W regimencie, na umilenie czasu, szeregowi sprowadzili do bazy kilka psów i urządzali walki na kredyty (cybertrońska waluta). Był to dla nich niezły ubaw i odbiegnięcie od stresów związanych z wykonywaniem misji i walką. Kiedyś po akcji niedaleko Yakonu, idąc korytarzem usłyszała dzikie krzyki i dopingi. W hangarze żołnierze urządzili sobie walki Dogbotów. Dwa wściekłe zwierzęta walczyły w kręgu zbudowanym z małych kontenerów na Energon. Skakały na siebie, gryzły w karki, warczały i szczekały. Pamięta jak patrzyła na to z zimną obojętnością. Nie czuła nic. Ani złości na swoich pobratymców, ani współczucia dla psów. Były tylko bezmyślnymi bestiami, zdolnymi wyłącznie do walki i jedzenia. Żołnierze z regimentu uważali się za wyższych inteligencją, a tymczasem znajdowali się na tym samym poziomie co Dogboty. Może i niżej.
Kapsuła wydała cichą serię pisków i syknięć. Kable i rurki odłączyły się samoistnie. Tipptree otworzyła kapsułę i przyjrzała się uważnie Deceptikonce. Ta wstała i wyszła z komory. Autobotka wskoczyła na jej miejsce. Conka zamknęła za nią klapę kapsuły i włączyła systemy. Optyka młodej zamknęła się. Stacja dokująca zaczęła wydawać cichy i przyjemny dla ucha szum. Deceptikonka westchnęła i wyszła na zewnątrz. Spojrzała na zachodzącego Sargiriona. Blask promieni odbijał się w śmieciach i jej lakierze. Lekki wietrzyk przyjemnie muskał jej skrzydła. Ściągnęła maskę. Pozwoliła wiatrowi muskać jej twarz. Weszła na wypukłą powierzchnię sklepienia jaskini. Usiadła na krańcu, wpatrując się w zachodzące słońce. Usłyszała za sobą szelest i odwróciła się. Obok niej zasiadł jeden z Dogbotów, ten sam, którego przytulała młoda Autobotka. Conkę zmroziła groza. Czy jej nie zaatakuje? Nie. Siedział wyprostowany i dumny. Parzył na resztę stada, kładącą się przed wejściem i w okolicach jaskini. Z powrotem spojrzała na tarczę ciekłego złota, chowającą się za horyzontem. Nagle poczuła na udzie ciężar. Spojrzała w dół. Potężna psia głowa spoczęła na jej udzie i sapnęła zmęczona. Przeszył ją dreszcz. Powoli zbliżyła dłoń do czubka łba Dogbota i położyła ją. Zaczęła głaskać delikatnie kreaturę po głowie i cielsku. Poczuła zalewającą ją falę spokoju i szczęścia. Od wielu, wielu cykli w końcu prawdziwie się uśmiechnęła i cieszyła, że żyje.
Usłyszała serię pikania kapsuły i syk otwierającej klapy. A potem chaotyczne bieganie. Tipptree najwyraźniej skończyła uzupełnianie Energonu. Z powrotem nasunęła na twarz maskę, nie mogła się ujawnić. Różowa Autobotka wybiegła z jaskini i spojrzała w górę.
- Tu jesteś. - wspięła się i usiadła obok Deceptikonki. Spuściła nogi z krawędzi i położyła na plecach. - Fajne tu, nie? - i znowu zaczęła mówić. Dużo mówić. Tak jakby miała w zanadrzu jakiś dodatkowy akumulator tylko na mówienie. Zaśmiała się lekko. Autobotka poderwała się i spojrzała podejrzanie na Conkę.
- Czy ty się śmiejesz? - uniosła z zaciekawieniem brew. Femconka odwróciła głowę i potrząsnęła nią w geście przeczenia. - Nie udawaj, śmiejesz się. - i sama się zaśmiała. Oparła się o jej ramię i wpatrzyła w niknące słońce. No świetnie. Zaufała jej. Teraz będzie musiała ją kryć do końca życia. Super. Spojrzała na leżącego na udzie Dogbota, a potem na Tipptree. Niezła z nas ekipa.

***********

Hi, guys! Wybaczcie, że kazałam Wam czekać, ale nie miałam weny, a ratowanie Galaktyki przed Sarenem, Suwerenem i Gethami było bardzo pociągające i nie mogłam się powstrzymać. No nic. Mam nadzieję, że Wam się podobało. 
See you later!

Dwie Iskry [Ukończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz