Prolog

85 11 1
                                    


"Kiedy magia z potęgą się złączą nic dobrego wyniknąć nie może. Niestety łączą się zbyt często przez co świat upada, ale... Kiedyś stanie się coś co w końcu przekona je do siebie.

Od kiedy czarownice nie chcą współpracować z królestwem król bezlitośnie poszukuję i zabija wszystkie paląc na stosach lub pozbywając się ich głów. Możliwy jest jakikolwiek kompromis?

Pewien książę przekona się do magii przez pewną czarownice, ale czy napewno wróży to dobrze?"

Odłożyłem tą bezsensowną książkę i wróciłem do spraw, które dał mi ojciec. Ze skupieniem przejrzałem papiery, lecz gdy nic nie znalazłem wstałem wzdychając ze znudzenia.

Moje życie sprowadzało się do robienia tego co kazał mi ojciec, katowania buntowników i zabijaniu "czarownic". Nie wierzę w magie ani czarownice. Przecież do jasnej cholery jakby serio umiały czarować to przecież chyba uciekłyby od nas! Ehh...

Moje życie w zamku było nudne i przewidywalne. Każdy dzień wyglądał identycznie, a ja mając dosyć rutyny często opuszczałem zamek i dla zabawy wszyczynałem bunty.

Wkurzanie ojca to coś co zawsze pomagało mi oderwać do od nudy i do tego sprawiało mi wiele satysfakcji. Mając podwójne życie czułem się lepiej niż kiedykolwiek, gdyż w zamku nikt nie nauczyłby mnie władania bronią.

Król kazał mi tylko ślęczeć nad książkami co oczywiście nie było całkowicie złe, ale musiałem robić też coś innego.

Często uciekałem z zamku na swoim ulubionym siwym ogierze do lasu położonego godzinę drogi od zamku. Wszyscy straszyli mnie, że tam zabiją mnie dzikie zwierzęta albo "czarownice". Śmiałem im się w twarz.

-Jak tam ma się mój książę? -usłyszałem nagle głos za swoimi plecami.

-A moja ulubiona księżniczka? -mruknąłem udając naszpikowany romantyzmem głos.

Wysoka szatynka o rządnym uśmiechu pojawiła się obok mnie i spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem. Talia od zawsze była moją przyjaciółką do wybryków i często spedzaliśmy razem czas. Gdy ludzie razem nas widzieli uważali nas za parę, którą pewnie byśmy byli, gdyby nie status dziewczyny.

Talia była zawodową zabójczynią. Pochodziła ze skromnej mieszczańskiej rodziny, a gdy jej rodzice zginęli z rąk zdrajców, pomogłem jej wstąpić do szkoły zabójców.

Jak zawsze była ubrana w skąpy strój, naszpikowany sztyletami i innego rodzaju bronią. Przykrywała go ciemną peleryną, a na nogach miała tego samego koloru buty na obcasie.

Wstałem i spojrzałem na nią jeszcze raz nie ukrywając uśmiechu.

-Na co tak patrzysz królewiczu? Idziemy na polowanie! -powiedziała udając podekscytownie, lecz po chwili przeciągle westchnęła.

Tak samo jak ja nienawidziła polowanie na czarownice i słuchania ich tłumaczeń.

-Musimy? -mruknąłem.

-Ojciec ładnie Cię po prosił, a ja zgłosiłam się na ochotniczke do pomocy. -powiedziała, a ja z cichym przeklinaniem króla pod nosem, razem z nią opuściłem komnatę.

-Mam tutaj kogoś! -usłyszałem głos Talii, więc odwróciłem się do niej.

Stała trzymając za tył łachmanów całą brudną szesnastolatke, którą w prawej ręce trzymała bogato zdobioną książkę.

-Czym Ci wadzi? Ja w jej wieku też uwielbiałem książki. -powiedziałem mało zainteresowany.

-Spójrz na tytuł. -powiedziała, szybkim ruchem wyrywając książkę z rąk nastolatki.

Zerknąłem tylko, ale ze zdziwienia uniosłem brwi.

-"Początki Regoranu"? -powiedziałem cicho i od razu zdałem sobie sprawę, że to ta sama książka, którą czytałem rano.

No tak tylko ominąłem fakt, że należała do zakazanych.

Spojrzałem na dziewczynę, która patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i zaciętości. Podszedłem bliżej niej i spojrzałem głęboko w oczy, a ręką dałem znak Talii aby odłożyła broń, którą już chciała odrąbać brunetce głowę.

-Nie zrobię Ci krzywdy. -powiedziałem spokojnie, lecz od razu musiałem uniknąć sztyletu, którym zaatakowała mnie szesnastolatka.

Wytrąciłem go z jej rąk, a sam szybko go złapałem i przyłożyłem do jej gardła.

Talia była tuż za nią przygotowana na jakikolwiek fałszywy ruch, ale gdy przyłożyłem nóż do szyi nastolatki jej twarz rozświetlił podły uśmieszek.

-Naprawdę myślałaś, że atak na księcia to dobry pomysł? -zapytałem, a każde moje słowo było teraz nasycone pogardą.

Dziewczyna patrzyła na mnie tym razem ze strachem, ale odpowiedź zmnieszyła jej szanse na przeżycie.

-Traktuje Pana jak Pan traktuje moją rodzinę. -powiedziała i zdała się na spojrzenie mi prosto w oczy.

-Okej, ale to ja mogę Cię w tej chwili zabić, a nie Ty, więc... Dam Ci ostatnią szansę mała. Koleżanka za tobą najchętniej zabiłaby Cię, ale ja w twoim wieku też popełniłem takie błędy, dlatego jak zrobisz o co Cię po proszę puszczę Cię wolno, dobrze?

Brunetka zastanowiła się przez chwilę, ale widać, że nie chciała zginąć, więc cicho przytaknęła.

-Spal tą książkę, gdyż jest wiele lepszych, które nie narażą Cię na śmierć. -powiedziałem i dałem ją do jej ręki.

-Nie.

Uniosłem brwi i mocniej przycisnąłem nóż do jej gardła.

-W takim bądź razie powiedz mi kto Ci ją dał. -warknąłem.

Nie odpowiedziała, a ja nie wiedziałem co z nią zrobić.

-Napewno chcesz zginąć? -zapytałem cicho uśmiechając się napewno nie przyjaźnie.

Oddech dziewczyny przyśpieszył, a ja wziąłem jej książkę z rąk i odepchnąłem rzucając obok sztylet.

-Sam to zrobię. -prychnąłem i rzuciłem przedmiot na stos śmieci.

Wziąłem pochodnię przyczepioną do jednego z domów i podpaliłem rzeczy. Nastolatka rzuciła się po książkę i ze łzami w oczach patrzyła jak ogień pochłania ją doszczętnie.

Nagle ogień gwałtownie zgasł, a ona wzięła książkę, która jeszcze w połowie nie spłonęła i uciekła w stronę slumsów. Zagrodziłem jej drogę w ostatniej chwili i przebiłem włócznią delikatne ciało.

Upadła, a ja z zażenowaniem kopnąłem ciało dziewczyny, które przeszyły śmiertelne drgawki.

-Nie ujdzie Ci to na sucho. -usłyszałem szept przez łzy brunetki, a ja się tylko krótko zaśmiałem w jej stronę.

-Już uszło.

Dlaczego właśnie Ty?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz