Rozdział Drugi

51 7 0
                                    

-Kolejny trup czarownicy... Twoja sprawka synu? -usłyszałem głos ojca, który spojrzał na mnie z tym swoim błyskiem w oku.

Przeczesałem włosy ręką i udałem, że patrzę gdzieś w oddal, próbując sobie coś przypomnieć.

-A jak myślisz? -powiedziałem, nagle patrząc mu prosto w oczy ze złośliwym uśmieszkiem.

Król spojrzał na mnie karcąco i mruknął coś pod nosem, a ja nadal bawiłem się palcami siedząc naprzeciwko niego przy ogromnym stole.

-Nic nie zjesz? -zapytał nagle, a ja z powątpieniem spojrzałem na wypełniony po brzegi stół.

Po wizycie w slumsach nigdy nie miałem ochoty się obżerać. Brzydziło mnie to, że mamy tyle jedzenia, a żebrakom ledwo starcza na suchy chleb.

A tamtą dziewczynkę i tak zabiłeś potworze. Nie oszukuj samego siebie, jesteś bezuczuciowym draniem.

Taka prawda.

-Podziękuje. -odpowiedziałem, odwracając myśli od trupa chuderlawej brunetki.

Następnego dnia już rano wiedziałem, że nic nie może być jak zawsze.

Ojciec nie dał mi dzisiaj nic do roboty, co należało do rzadkości, więc miałem cały dzień dla siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem i wstałem z łóżka.

Podszedłem do szafy i między drogimi szatami znalazłem w końcu, szczelnie ukrytą, prostą koszulę i spodnie razem z czarnym płaszczem okrywającym moją głowę. Wziąłem do ręki prosty, cisowy łuk oraz kołczan pełen strzał, który zawsze trzymałem pod trzecią belką łóżka i czułem, że ten dzień może być wyjątkowy.

Wymknąłem się z zamku obszernym oknem, które rozpościerało widok na ogrody królewskie, uprzednio zostawiając kartkę na stole dla służącego, że wyruszyłem na polowanie z Talią do pobliskiego lasu.

Talia oczywiście będzie mnie kryła, a ja nareszcie oderwe się od życiowej rutyny. Przełożyłem łuk przez ramię i po cichu wydostałem się z ogrodów, przez dziurę w żywopłocie, omijając straż.

Szedłem wzdłuż niegościnnych, niezadbanych budynków w biednej części miasta.

Po drodze poszedłem do pierwszego lepszego handlarza koni i dałem mu kilka złotych monet za spokojną kasztanową klacz.

Przełożyłem lejce przez szyje konia i pociągnąłem ją w stronę głównego placu miasta.

Na miejscu pierwsze co przykuło moją uwagę to niezadowolone miny ludzi, którzy kłębili się wzdłuż pręgierza, na którym publicznie upokażano i torturowano ludzi.

Ludzie zazwyczaj uwielbiali tego typu rozrywkę, przez co zacząłem się delikatnie przepychać wśród nich do centrum zdarzenia.

-Zostaw go, Panie! On nie wie co czyni! -usłyszałem szloch kobiety, która z przerażeniem patrzyła się w stronę pręgierza, gdy przez cały plac przeszedł gardłowy krzyk bólu.

Przebiłem się niepostrzeżenie przez ludzi i zobaczyłem całe zdarzenie.

Chłopak, mający około 15 lat był chłostany po plecach aż widać było mu już płaty mięsa przy skórze, a dorosła, zielonoka kobieta, zapewne jego matka, szlochała i błagała strażnika o litość dla syna.

-20 batów za nieposłuszeństwo. -odpowiedział zimno mężczyzna, a ja przyjrzałem mu się głębiej.

-Ma tylko 15 lat! -zaszlochała kobieta.

-Aż. Niech wie, kto rządzi w tym królestwie. -odparł krótko patrząc na nią ostro i kolejny okrzyk bólu uniósł się na placu.

Kobieta rozpłakała się na dobre, a ludzie wokół wzieśli wściekły pomruk, co oznaczało, że nie jest to sprawiedliwy osąd.

Dlaczego właśnie Ty?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz