= ROZDZIAŁ TRZYNASTY =

1.2K 131 9
                                    


Jong Goo milczy. Nie wie co powiedzieć. Zwyczajnie brakuje mu słów, ciało pozostaje niezdolne do reakcji, chyba, że takiej, która by go zawstydziła. Po prostu patrzy, jego spojrzenie błądzi po ślicznej twarzyczce dziewczyny, zdobionej drobnym uśmiechem.

— Nic nie powiesz? — An Ha przechyla głowę z zaciekawieniem. — Wmurowało cię?

Po chwili mężczyzna odwraca głowę, jest tak samo zirytowany co zawstydzony, ponieważ w ciele odczuwa desperacją potrzebę, aby ją do siebie przytulić.

— Wiesz, że to się nigdy nie może zdarzyć? — mówi cicho, niemal wrogo, ale to jej nie zraża.

— Mówisz o miłości? To już się zdarzyło.

Miłość., słowo wypowiadane niezwykle swobodnie jej ustami, jakby dziewczyna żywiła całkowitą pewność, że jego użycie nie jest naciągane, ani wyolbrzymione, że to, co się między nimi zrodziło faktycznie jest miłością.

— Nawet jeśli, trzeba to przerwać nim zajdzie za daleko. — Odsuwa się od niej. Nagle nie ma najmniejszej ochoty na gotowanie.

— Zawsze to robisz? — W głosie An pierwszy raz pojawia się złość brzmiąca inaczej niż dotychczas, gdy traciła nad sobą panowanie. Tym razem nie jest to typowo dziewczęcy foch, ale prawdziwy, zaogniony ból.

— Niby zawsze co? — Niecierpliwi się Jong, przerażony, że sytuacja tak po prostu wymyka mu się z pod kontroli.

— Zawsze odmawiasz sobie prawa do szczęścia!

— Nie wszystko jest szczęściem to, co takie wydaje się na pierwszy rzut oka! — Ciska w nią ciemne, przepełnione otchłanią spojrzenie. — Czego chcesz ode mnie, An Ha? Czego ty chcesz? Dlaczego mi to robisz? Nie widzisz, że ja... — Traci głos i zwiesza głowę, pokonany jakąś nieznaną, ale mocną siłą, która nakazuje mu teraz zgiąć kark i przyjąć porażkę.

— Że co? Powiedz to po prostu. — Naciska na niego z mocą, prowokując do wyznania tego, co przeraża go najbardziej na świecie.

— Że cię pragnę — wykrztusza to z siebie w końcu i czuje się jeszcze gorzej. — Nie powinienem. Nie po to cię ocaliłem z pod ręki Ki Tsu, aby teraz samemu być dla siebie zagrożeniem.

An Ha wybucha śmiechem, zasłaniając usta obiema rękoma.

— Czy wyglądam, jakbym się bała z twojego powodu?

— Pewnego dnia możesz zrozumieć, że nigdy nie powinnaś była iść tą ścieżką, ale będzie już za późno, aby zawrócić.

— Jong Goo — wymawia jego imię, jakby był dzieckiem, któremu należy wytłumaczyć pewne kwestie. — Życia nigdy nie przewidzisz. Nigdy nie przewidzisz, czego tak naprawdę będzie się żałować, ale wiesz? — Unosi znacząco kąciki ust. — Równie dobrze możesz żałować przez całe życie, że nie pozwoliłeś mi ciebie kochać.

Patrzą sobie przez chwilę w oczy, walczy z emocjami, które są w nim i jedne nakazują mu zrobić krok w przód, a drugie się cofnąć. Nie wie, których powinien posłuchać.

— Rozumiem, zapomnij. — Nagle jej twarz robi się szara, a w oczach rozbłyska rozczarowanie. — Może się pomyliłam, może ty nie widzisz tego w ten sam sposób. — Odwraca się i wychodzi z kuchni.

— Zaczekaj! — Z jego ust wyrywa się protest nim zdąży pomyśleć dlaczego naprawdę to robi. Nagle wyłącza myślenie, po prostu podążając jej śladem, aż znajduje dziewczynę w połowie schodów na piętro.

Na dźwięk jego głosu odwraca się i przez chwilę spogląda na niego nieufnie.

Jong Goo robi kolejny krok i kolejny, i następny po nim, aż jest już tylko stopień niżej od An.

Tacy Szczęśliwi RazemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz