= ROZDZIAŁ SZÓSTY =

1.3K 161 14
                                    


I tak wątła od początku wdzięczność mija szybko, gdy dnie lecą za dniem, a w domu z ogrodem kompletnie nie ma co robić.

An Ha stara się stosować do poleceń Jong Goo, ale z każdym porankiem przychodzi jej to znacznie trudniej. Snuje się jak cień po wielkim domu, zagląda do różnych pomieszczeń, czasem posiedzi do późna w ogrodzie, ciesząc się, że drzewa zapewniają prywatność, ale powoli czuje, jak traci zmysły na nic nierobieniu.

Chciałaby mieć do dyspozycji komórkę, ale w tym parszywym domu nie ma nawet telefonu ani komputera, jakby Jong Goo słusznie przeczuwał, że jego nową lokatorkę będą nawiedzać pokusy skontaktowania się z kimś bliskim.

Jong też nijak się z nią kontaktuje. Tamtej nocy przywiózł jej tylko zapasy na tydzień i ofiarował własną, za dużą na nią piżamę, mówiąc, że innym razem dostarczy więcej ubrań i jakieś buty.

Potem wsiadł do samochodu, odjechał i tyle go widziała. W domu jest wiecznie sama. Tęskni za szkołą, Jiminem i Hooną, a szczególnie za Hooną.

Tego dnia jest na tyle zirytowana, że po prostu musi na chwile wyjść poza bramę domu inaczej straci rozum.

— Nie jestem więźniem! — mruczy niespokojnie, a ściany budynku napierają na nią, przez co nie może złapać powietrza. Musi natychmiast stąd wyjść i tak też robi.

Włożywszy na siebie jakieś pomięte ubrania od Yuny i szpilki, które miała na sobie podczas ucieczki (ponieważ to jej jedyne porządne obuwie), opuszcza dom, kierując się ulicą w niewiadomą stronę.

Już po kilku krokach się uspokaja. Dzielnica jest spokojna, rzec można: nawet urocza. Domy są tu ładne, więc pewnie ich właściciele zamożni. Samochody, parkujące wzdłuż chodnika, wyglądają na drogie, prosto z salonu.

Jest ciekawa, czy sąsiedzi mają pojęcie, że za płotem dom należy do przestępcy. Uśmiecha się kwaśno i nagle jej wzrok dosięga budki telefonicznej.

Ma kilka drobnych... jakiś czas temu uważnie przeszukała dom Jong Goo. Miała ku temu naprawdę ważny powód: mógł w jakiś zakamarkach trzymać broń, a ona nie zamierzała przecież ryzykować. To dało jej moralne usprawiedliwienie, aby zajrzeć mu szafek, a nawet do sypialni, która znajdowała się na parterze, a nie na piętrze jak pozostałe pokoje. Wyróżniało ją to, że w szafie znalazła kolekcje garniturów, koszul, krawatów, a nawet – fuj! – bielizny.

Przeszukawszy kieszenie, znalazła parę monet. Nie sądziła, że je kiedyś wykorzysta, ale teraz... nie sposób jest się oprzeć.

Rozglądając się wokół, podchodzi do budki i wsuwa jedną z monet do czytnika, a następnie wybiera numer do Hoony. Serce bije jej niespokojnie wraz z każdym sygnałem, a potem robi gwałtowny podskok do gardła, gdy po drugiej stronie rozlega się znajomy głos.

— Halo? — To Hoona.

Jest tyle rzeczy, które An Ha chce powiedzieć przyjaciółce. Domyśla się, że jej zniknięcie wywołało w niej strach i dziewczyna musi się zamartwiać. Chciałaby zatem zapewnić, że u niej wszystko – w miarę – w porządku. Nie ważne, że ściga ją King i musi się ukrywać, głodna nie jest, goła też nie chodzi. Gdy o tym myśli z oczu ciekną jej łzy.

Nie odzywa się nawet słowem. Po prostu nie potrafi.

— Halo? — Hoona nabiera podejrzliwości, kiedy na linii panuje cisza. Nagle wykrzykuje. — An Ha, to ty!? Boże, odezwij się do mnie! Gdzie ty jesteś!? An Ha!

Pac! An Ha gwałtownie odkłada słuchawkę na miejsce. Serce tłucze się o klatkę piersiową.

Po prostu nie mogła tego zrobić. Jej gardło odmówiło posłuszeństwa, spanikowała. Pamięta, co powiedziała Yuna, że może narazić swoich bliskich.

Tacy Szczęśliwi RazemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz