— Jeżeli od jakiegoś czasu ci się podobam, mogłaś wejść przez bramę. Nie musiałaś podglądać mnie z drzewa. — Irytujący, chłopięcy głos dobiega jej uszu.
An Ha mruga oczami i spostrzega stojącego w dole, po drugiej stronie płotu wysokiego młodzieńca o jasnych – pewnie farbowanych – włosach i przejrzystym spojrzeniu, który uśmiecha się do niej promiennie, z dozą pewności siebie, pasującą niemal do każdego nastolatka z przerostem ego.
Próbuje jakoś się pozbierać, ale nie jest to łatwe na wąskiej gałęzi, która dodatkowo cały czas kołysze się przy najmniejszym ruchu.
— Odwal się! Nawet nie wiedziałam, że istniejesz — burczy, czerwieniejąc z irytacji, która zdaje się, bawi chłopaka jeszcze bardziej.
— Akurat. Wszystkie tak mówicie.
— Rozumiem, że laski dobijają się do twoich drzwi i okien? — An Ha siada w końcu na gałęzi, jest rozczochrana i spocona, ale bardzo szczęśliwa, że nie ma teraz na sobie spódniczki. Z tej wysokości z łatwością podejrzałby jej majtki.
Już sama myśl jest dla niej żenująca.
— Nie da się ukryć, że czasem tak robią. — Chłopak z miną niewiniątka wzrusza ramionami.
— W stylu „nie moja wina, że jestem taki przystojny"? — przedrzeźnia go An Ha, krzywiąc usta.
— Uważasz, że jestem przystojny? — Spogląda na nią z błyskiem w oku.
Co za irytujący pacan!
— Uważam, że jesteś imbecylem!
— Jedna z form nieudolnej próby wyznania mi miłości — wzdycha chłopak. — Czemu musicie zawsze udawać wrogo nastawione? Myślicie, że nas, chłopaków to kręci?
— Ty pawianie, nie podobasz mi się! — grzmi An Ha nieco za mocno podnosząc głos, przez co natychmiast drętwieje, mając nadzieję, że pani Choi jej nie słyszy.
— Pawianie? To nie ja siedzę na drzewie i możesz spokojnie z niego zejść, skoro i tak już wiem, że mnie podglądałaś. — Chłopak uśmiecha się półgębkiem i trzeba przyznać, że kiedy wiatr powiewa mu we włosach wygląda, jak jeden z tych bożyszcze z pism dla nastolatek.
An Ha z irytacją dmucha sobie w grzywkę.
— Nie podglądałam cię bucu! W moim domu mam nalot jakiegoś nawiedzonego babsztyla! — warczy, nie zauważając z jaką łatwością powiedziała „mój dom".
W tym momencie z ogrodu da się słyszeć kobiecy głos, wciąż przymilający się do Jong Goo.
An Ha drętwieje i natychmiast posyła chłopakowi błagalne spojrzenie.
— Tylko mnie nie wydaj — prosi, przykładając palec do ust.
Chłopak nabiera podejrzliwego wyrazu, ale widać wyraźnie, że tylko się zgrywa.
— Pięknie kwitną panu kwiaty, zważywszy, że ich pan nie podlewa — słychać panią Choi. — Przyniosę panu kilka sadzonek, to urozmaicą ogród.
An Ha i chłopak milczą, żadne z nich nawet nie drgnie. Po chwili pani Choi i Jong Goo odchodzą, a An Ha z ulgą wypuszcza powietrze.
— Co za wścibska wiedźma. — Wznosi oczy do nieba. — Znasz ją?
Chłopak omal nie parska śmiechem.
— Tak, to moja matka.
CZYTASZ
Tacy Szczęśliwi Razem
RomanceAn Ha ma tylko siedemnaście lat, gdy pewnego dnia ojciec zostawia ją i brata samych z długami i wierzycielami na karku. Porwana i przetrzymywana dziewczyna staje się hostessą w jednym z seulskich klubów nocnych, pod przewodnictwem niejakiego Kinga...