《4》

22 3 1
                                    

Niektórzy ludzie przyszli na świat, by samotnie borykać się z losem, ani to dobre, ani złe, takie jest życie.

Poniedziałek...
Wtorek...
Środa...
Czwartek...
Piątek...
Sobota...
Niedziela...

I tak na okrągło, zaczynam się już gubić.

A nie przepraszam...ja zgubiłem się już dawno...

Życie to koszmar...
Szczęście ulotne...
Moje maski przetarte...

Wrzucone do śmietnika. Nie daje już rady chować się za sztucznym uśmiechem. Śmierć to chyba jedyne co może mnie uratować.

Ale dlaczego nie chce umierać, chociaż chcę ?

Masło maślane no nie ?

Coś jednak mnie tu trzyma...Ale w wolnych chwilach myślę o śmierci...

Trzyma mnie tu
Nadzieja
Rodzina
Te marne chwilę
Chciałbym się uwolnić...
Stać się na jeden dzień kimś innym...

Siedząc w pokoju usłyszałem hałasy dochodzące z przedpokoju...
To ojciec znów pijany...
Słuchałem jego słów
"Ty bezwartościowy, nędzny, niewdzieczny bahorze. Ja z matką pracuję w pocie czoła, a Ty...Ty tylko siedzisz i bazgrolisz coś na kartkach"

Te słowa zraniły mnie jeszcze bardziej niż kiedy kolwiek...
Odnalazłem żyletki i zamykając się w pokoju usiadłem pod drzwiami...

I pierwszy raz znalazłem na tyle odwagi by zrobić cięcie...

Najpierw wierzch ręki, aż powoli przeszłem na nadgarstek i miejsce, gdzie znajdują się żyły.

Czułem jak ciepła ciecz spływa mi po ręce i odczułem lekką ulgę...

Czekałem, aż krew przstanie lecieć...
A ona leciała i leciała
Wziąłem jakąś bluzę i skierowałem się do łazienki...
Odkręciłem wodę w zlewie i pod strumień włożyłem rękę...

Woda zabarwiła się na czerwono...
Rany szczypały...
Krew powoli przestawała lecieć.

Odszukałem bandaż i obandażowałem rękę, a po chwili założyłem bluzę i wyszedłem.

Pukanie do drzwi
-Hej Michael zejdź zaraz na kolację
-Nie jestem głodny
-Zimno ci ?
-Tak
-Zostaw czuba niech sobie siedzi- z jadalni dało się słyszeć głos ojca

Mama wyszła...
Mówisz, że jestem czubem
Tak...
To w takim razie kim Ty jesteś?

Następny dzień

Szedłem sobie ulicą kopiąc kamienia, gdy trafiłem na Jack'a

-Hej mordo. Co tam ?
-Odczepisz się ode mnie ?
-Au! Żeby tak brutalnie traktować przyjaciela ?
-Przyjaciela ?! Co ?!
-No tak. Chodź chce Cię z kimś zapoznać -złapał mnie za obandażowaną rękę i stołem z bólu -Co ci?- podwinął rękaw, a krew zaczęła przesiąkać materiał -Stary coś Ty sobie zrobił?
-Nie twój zasrany interes
-Trzeba to opatrzyć
-Dam sobie radę
Zaciągnął mnie do jakieś uliczki
-Poznaj Jean, Natalie, Chrisa i Wiktora
-Czułko -wszyscy równo powiedzieli
-Hej
-Nat Ty masz wolną chatę. Prawda ?!
-No tak, a o co chodzi ? - podeszła bliżej niskiego wzrostu dziewczyna z czarno-fioletowymi włosami
-Mordka tak trochu nam tu krwawi
-Przestań do mnie tak mówić
-Musisz się przyzwyczaić nasz Jack jest homo- odezwał się wysoki, długowłosy brunet- ale spokojna głowa jest spoko.

Wszyscy wyszliśmy z uliczki i poszliśmy w kierunku mi nie znanym...

Co to za ludzie ?
On jest homo ?
What ?
No w sumie to by wiele tłumaczyło...
W co ja się wpakowałem?
Nie znam tych ludzi...
Tak trochę mnie przerażają...

A jak to jacyś.... No wiecie...
Po kilku minutach drogi dotarliśmy na miejsce.
Był to ogromny dom.
Dziewczyna o imieniu Natalie otworzyła drzwi

-Witajcie w moim królestwie. Zasady są wam znane. A Ty blondasku idziesz ze mną...

Uciec Światu (original story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz