1

1.1K 100 3
                                    




Do mojej szkoły chodzi pewna dziewczyna. Nazywa się Lauren Jauregui. Dokucza mi codziennie. Jest przemądrzała, nieczuła i zbyt pewna siebie. Nie wiedzieć czemu, uwzięła się na mnie. W szkole zawsze komentuje wszystko co zrobię, przezywa i poniża. Jednym słowem, nienawidzę jej.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że mieszka naprzeciwko mnie. Nasze domy dzieliła jedynie ulica. Ile bym dała żeby ta ulica była autostradą. Mój pokój znajdował się na poddaszu. Co prawda był ładny, ale z okna pierwszą rzeczą jaką widziałam było okno do pokoju Lauren. Że też akurat jej pokój również znajdował się na górze. Każdej piątkowej nocy rodzice dziewczyny wyjeżdżali zostawiając ją samą, przez co dom Lauren zamieniał się w klub do którego przychodziły wszystkie bogate i popularne dzieciaki. Było wtedy głośno na całą ulicę i po prostu nie dało się normalnie funkcjonować. Aż do pewnego razu.

Pewnej piątkowej nocy, kiedy jak zwykle próbowałam chociaż w połowie usłyszeć o co chodziło w filmie który właśnie oglądałam, coś we mnie pękło. Postanowiłam tam pójść i walczyć o prawo do mojego spokojnego, piątkowego wieczoru. Dlaczego nie zadzwoniłam na policję? To proste. Robiłam to już milion razy. Zawsze kończyło się na upomnieniu, z których dziewczyna i tak nic sobie nie robiła. Raz nawet jeden z policjantów skorzystał z zaproszenia pijanych nastolatków i bawił się razem z nimi na całego.

Wstałam wściekła z łóżka i zbiegłam szybko po schodach do łazienki. Przetarłam okulary, założyłam wyraźnie za dużą bluzę i zrobiłam chyba najszybszego koka w historii szybkich, rozwalonych koków. Tak właśnie prezentował się mój imprezowy strój. W domu Lauren znajdowali się prawie wszyscy ludzie ze szkoły, a ja wyglądałam co najmniej źle, ale miałam to gdzieś. Nie miałam przecież zamiaru się tam bawić. O, nie. Chciałam jej w końcu wygarnąć, jak bardzo mnie denerwowała. Po otworzeniu drzwi poczułam lekki chłód i jeszcze głośniejszą muzykę, która dosłownie dudniła od budynku naprzeciwko mnie. Chciałam szybko przebiec przez ulicę, lecz zatrzymał mnie dźwięk klaksonu. Z samochodu wyłoniła się banda debili z mojej klasy którzy kompletnie po pijaku zaczęli wylewnie chwalić mój wygląd. Pozdrowiłam ich serdecznie środkowym palcem i zapukałam do drzwi domu Jauregui. Pani domu, oczywiście, nie raczyła otworzyć mi drzwi osobiście, więc zrobił to jej przyjaciel. Nie wiedziałam nawet jak się nazywa, znałam go tylko z widzenia, ale to teraz było najmniej ważne.

- Jest Lauren? – splotłam ręce na piersiach.

- Jesteś zaproszona? – powtórzył ruch po mnie. Odepchnęłam go ręką i przekroczyłam próg domu. Było tam stanowczo za dużo osób. Niektórzy w ogóle nie chodzili do naszej szkoły. Byli starsi i wyglądali jak jacyś gangsterzy, przez co nie czułam się komfortowo. To znaczy, nie bałam się, ale byłam ciekawa czy Lauren wie co to za ludzie.

Nagle wpadł na mnie jeden z kolegów Lauren. Wyglądał najtrzeźwiej ze wszystkich tu obecnych, więc postanowiłam spytać się go czy wie gdzie jest dziewczyna.

- Hej – szturchnęłam go lekko w ramię.

- Cześć – powiedział cicho. Nie wiedziałam czy dokładnie to powiedział, bo muzyka była zbyt głośna.

- Wiesz gdzie jest Lauren? – krzyknęłam.

- Co? – wrzasnął, wyraźnie poirytowany zbyt głośną muzyką.

- Gdzie jest Lau... - chciałam powtórzyć pytanie, ale w pewnym momencie wbiegł na mnie jakiś gość w samych bokserkach. Odbił się ode mnie i poleciał na dziewczynę która trzymała w ręku kubek z colą. Gdy ta upadła, zawartość kubka wylądowała na koszulce kolegi Lauren, z którym właśnie rozmawiałam. Ten, wściekły, rzucił się na gościa w bokserkach. Kiedy z nosa pijanego zaczęła lecieć krew, każdy zaczął przyglądać się bójce. Postanowiłam uciec na górę, aby kontynuować poszukiwania Lauren.

Mieszkanie wyglądało jak po jakimś większym napadzie. Po schodach walały się kubki i butelki po alkoholu. Na górze znajdował się wąski korytarz pełny drzwi. Mimo że było w miarę cicho, za jednymi drzwiami ewidentnie coś się działo. Wiecie, coś...

Lauren mogła być wszędzie. Po krótkiej analizie każdych drzwi, znalazłam takie które wyróżniały się od pozostałych. Były wykonane z jaśniejszego drewna, a przy klamce znajdowała się kartka z napisem „NIE WCHODZIĆ!". Niżej, znajdował się dopisek „Pokój rodziców – Lauren". Drzwi były uchylone, a pokój nie wyglądał na sypialnie małżeństwa. Wyglądał na pokój nastolatki. Pokój rodziców? Sprytne. Wiadomo że w ten sposób chciała ukryć swój pokój. Teraz, byłam już pewna że muszę tam wejść. Zamknęłam za sobą drzwi i zapaliłam małą lampkę która znajdowała się przy łóżku. Przy świetle jednak, pokój ani trochę nie wyglądał na pokój Lauren. Tak czy siak, nie tak go sobie wyobrażałam. Jasne meble, wielka ściana z ponaklejanymi zdjęciami i... kamera ze statywem? Obok znajdowało się jeszcze małe pianino wykonane z jasnego drewna. Instrument okrywał obrus z nut. Nie umiałam sobie wyobrazić jej grającej na pianinie. Na ścianie było ponaklejane wiele zdjęć Lauren z rodzicami i rodzeństwem. Jej starszy brat, studiował w innym mieście, ale często widziałam jak tu przyjeżdża, a jej młodsza siostra... Zginęła w wypadku kilka lat temu. Kiedyś Lauren była inna, to znaczy, dokuczała mi ale na zdjęciach była uśmiechnięta i widocznie szczęśliwa. Prawie jej nie poznałam. Strasznie się zmieniła. Zdjęcia znajdowały się również nad biurkiem. Na meblach obok leżały porozwalane rysunki. O dziwo, te rysunki były naprawę ładne. Na pewno nie ona to narysowała – pomyślałam. Jednak w cieniu ujrzałam kubek z wodą z którego wystawało kilka pędzli. Byłam w szoku. Jak ktoś taki jak ona mogła stworzyć tak piękne rzeczy?

Nagle usłyszałam krótkie pisknięcie dobiegające z komputera. Jako że był uśpiony, na monitorze natychmiast pojawiło się powiadomienie. Nowy subskrybent. Co? Jaki subskrybent? Otworzyłam okno z powiadomienia i zobaczyłam konto Lauren na YouTube. Zatkało mnie. Ona nagrywała covery. Tajemnica pianina i kamery rozwiązała się. Włączyłam jeden z filmików, których miała dość sporo. Zaniemówiłam. Była dobra. Nawet bardzo dobra.

Niespodziewanie usłyszałam rzecz przez którą momentalnie zjeżyły mi się włosy na głowie. Poważnie, to była ostatnia rzecz którą chciałam w tamtym momencie usłyszeć.

- Och, to ty... - jej głos wahał się pomiędzy gniewem a płaczem.

- Ja... - nie miałam jak się wytłumaczyć. W jednej chwili zapomniałam o celu w jakim tu przyszłam. Teraz, chciałam jedynie uciec, jednak ta uniemożliwiła mi to zamykając drzwi.

- Więc, teraz już wiesz. – zasępiła się w podłogę. – Nie chciałam aby ktokolwiek się dowiedział, więc błagam. Obiecaj mi że nikomu nie powiesz.

Wtedy coś sobie uświadomiłam. Udało mi się, mam ją w garści. Z takim hakiem będzie mi posłuszna jak mały piesek.

Spojrzała na mnie z nadzieją.

- Koniec z tymi piątkowymi głośnymi imprezami. Wkurza mnie to że nie mogę mieć spokojnego popołudnia. To mój warunek.

Cicho westchnęła ze smutkiem, ale widocznie się zgodziła.

- Okej – jednocześnie szepnęłyśmy, po czym nastąpiła niezręczna cisza.

this is what it takes ➸ camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz