4

657 94 4
                                    

Po lunchu, zaczęła się lekcja matematyki która była ostatnią godziną lekcyjną. Usiadłam zamyślona na swoim miejscu i przez chwilę myślała że pomyliłam miejsca, ponieważ za mną na miejscu Jacka, siedziała Lauren. Nie wiedziałam jak się zachować, więc po prostu ją zignorowałam. Jednak w połowie lekcji poczułam że Lauren kopnęła mnie w krzesło. Lekko zirytowana udawałam że tego nie poczułam i kontynuowałam pisanie notatek. Po minucie spokoju, kopnęła mnie tak mocno że aż podskoczyłam i wściekła odwróciłam się w jej stronę. Kiedy się odwróciłam, podała mi kartkę.

Wracamy dzisiaj razem?

Zaskoczyła mnie. Z resztą od piątku nie robiła nic innego. Było to super dziwne patrząc na jej dotychczasowy stosunek do mnie. Teraz co raz bardziej zastanawiała mnie przyczyna tej zmiany. W mojej głowie tworzyły się najróżniejsze teorie wyjaśniające zachowanie Lauren. Pierwsze polegały na zwykłym wypadku, gdzie w wyniku na przykład upadku ze schodów podczas imprezy, mogła stracić pamięć i po prostu zapomnieć że mnie nienawidzi. Potem jednak przypomniały mi się te filmiki. Wtedy w mojej głowie narodził się nowy pomysł. Może ona po prostu chciała mnie śledzić aby mieć pewność że na sto procent nikt o owych filmikach się nie dowie? Spojrzałam jeszcze raz na kartkę.

- Mam to komuś podać dalej? - odwróciłam się na krześle w jej stronę kiedy zauważyłam że nauczycielka zaczęła pisać coś w dzienniku.

- Nie, to do ciebie - szepnęła odpowiadając.

Wróciłam wzrokiem do kartki i kiedy zauważyłam że nauczycielka zajęła się czymś na dobre ponownie odwróciłam się w stronę Lauren.

- Co ty kombinujesz? - wycedziłam cicho żeby nauczycielka nie usłyszała.

- Po prostu chcę z tobą wrócić - powiedziała jakby to było oczywiste, a następnie nachyliła się. - Jeśli nie chcesz to po prostu powiedz i przestanę naciskać... - spochmurniała lekko, gotowa na odmowę i samotny spacer do domu.

- Dobrze już, dobrze - powiedziałam pod presją jej zielonych oczu, które od początku rozmowy nie traciły kontaktu wzrokowego z moimi.

- Lauren! Przestań zaczepiać Camilę! - krzyknęła nagle nauczycielka, która widocznie skończyła już uzupełniać dziennik. - Camila, odwróć się natychmiast do swojej ławki! - wykonałam polecenie jak na rozkaz, siadając w ławce najprościej jak umiałam. - A więc, kontynuując... - pani zwróciła się w stronę tablicy i zaczęła tłumaczyć kolejny, trudny przykład.

Po lekcjach od razu wybiegłam na plac. Usiadłam na ławce i zaczęłam obserwować słońce które przebijało się przez chmury. Spanikowałam. Nie wiedziałam co zrobić. Pobiec do domu sama? Zadzwonić do taty i spytać czy przypadkiem nie jest w mieście i nie chciałby mnie szybko podwieźć? Była też trzecia, najbardziej szalona opcja. Mogłam siedzieć tu i czekać na Lauren. Nie minęła nawet minuta, a trzecia opcja sama stanęła nade mną, zasłaniając słońce które raziło mnie w oczy. Przez chwilę stała, patrząc na mnie z góry.

- Idziemy? - odezwała się wreszcie.

- T-Tak, jasne - wymusiłam uśmiech i wstałam.

Cała droga ze szkoły do domu zawsze trwała dobre 20 minut. Pierwsze 5 minut przeszłyśmy w ciszy. Co jakiś czas Lauren spoglądała na mnie z uśmiechem. Starałam się to odwzajemniać i czekałam z niecierpliwością na jakikolwiek, nawet najbłahszy temat do rozmowy, ponieważ czułam się wtedy strasznie niezręcznie. Wracałam sobie właśnie do domu spacerkiem, z moim (jeszcze kilka dni temu) największym wrogiem. Gdyby ktoś opisał mi tą sytuację jeszcze tydzień temu, wyśmiałabym go.

- Więc... - zaczęłam nie do końca wiedząc co chce powiedzieć. 

- Więc? - powtórzyła po mnie.

- Powiedziałabyś mi wreszcie o co w tym wszystkim chodzi? - odważyłam się wreszcie i rzuciłam szybko z zamkniętymi oczami, jakby bojąc się konsekwencji w postaci reakcji Lauren. - Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Czy my...

- Się przyjaźnimy? - dokończyła, jakby czytając mi w myślach. - Chciałabym, naprawdę, ale nie wiem czy będę kiedykolwiek w stanie wynagrodzić ci moje okropne zachowanie. Nie ufasz mi teraz i ja całkowicie cię rozumiem - zatrzymałyśmy się, a ja zaniemówiłam widząc jej lekko czerwoną twarz i zaszklone oczy. - Camila, przepraszam, ja miałam wtedy bardzo trudny okres w swoim życiu - zrobiła przerwę. - Te całe podchody z lunchem i wracaniem do domu... Ja po prostu chciałam na nowo zdobić twoje zaufanie i ci to wszystko wynagrodzić - niebo spochmurniało, tak samo jak wyraz jej twarzy. Patrząc na nią, widziałam jednocześnie małą Lauren z którą przyjaźniłam się w dzieciństwie, ale i okropną w stosunku do mnie, obrażającą i utrudniającą mi życie Lauren. Jadnak widziałam też nową Lauren - żałującą za swoje wcześniejsze zachowanie i pragnąca wybaczenia z mojej strony. Poczułam kilka zimnych kropel deszczu na szyi i ramionach. - Opowiem ci tą ckliwą i wzruszającą historię kiedy indziej, w porządku? - otarła łzę z policzka i uśmiechnęła się, chcąc odciągnąć tym samym moją uwagę od tego co miała mówić. Czułam w jej głosie, że przez płacz ciężko jest jej mówić.

- W porządku - nie naciskałam. Właśnie teraz, domyśliłam się że mogło chodzić o wypadek młodszej siostry Lauren. Tym bardziej chciałam teraz odpuścić i nie wnikać w szczegóły. Nie chciałam rozdrapywać jej starych ran. Sama mam młodszą siostrę i to co przeżyła Lauren musiało być straszne. Jeśli będzie chciała mi o tym opowiedzieć, to opowie. Nie będę jej pośpieszać.

Kiedy tak stałyśmy, rozpadało się na dobre. Chcąc uchronić nas przed deszczem, złapałam Lauren za nadgarstek i pobiegłyśmy na mały, przystanek z daszkiem.

- Wiesz co, Lauren? - powiedziałam, siadając na ławce przy dziewczynie. - Wybaczam ci - powiedziałam, odwracając głowę w przeciwną stronę od jej twarzy.

- Dziękuję - z tonu jej głosu, wywnioskowałam że się uśmiechała. Deszcz padał co raz to mocniej. Wiatr był tak mocny, że aż uginał drzewa. Szykowała się okropna burza, a ja miałam na sobie jedynie luźną koszulę. Lauren otuliła się kapturem swojej bluzy, lecz gdy zauważyła że mi również zaczynało być zimno sięgnęła po swój plecak.

- Poczekaj - powiedziała, dokładnie go przeszukując. Po chwili wyjęła z niego swoją bluzę z logiem szkoły, którą dostawał każdy grający w szkolnej drużynie. - Może być trochę za duża - wręczyła mi ubranie z jeszcze większym uśmiechem na ustach.

- Dziękuję - włożyłam bluzę i od razu poczułam się lepiej.

this is what it takes ➸ camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz